XLIV

224 7 0
                                    

- Macie wszystko? - zapytała Lana, patrząc przez okno do samochody na Rositę i Spancera.

- Tak. - odpowiedziała, kiwając głową - Otworzysz bramę?

- Jasne. - odparła cicho, ale Spancer ją zatrzymał.

- Jedziemy poszukać czegoś na haracz. Przyłączysz się?

- Nie. - odpowiedziała - Zostaję, żeby...

Nie dokończyła, ponieważ pod bramę pojechały wozu. Rosita i Spancer wyszli z samochodu. Przez płachtę było widać, jak ktoś podchodzi. Negan ze swoim kijem uderzył kilka razy z bramę.

- Wpuść mnie, mała świnko! - krzyknął do nich. Rosita i Lana spojrzały na siebie. Spancer zaczął iść w stronę bramy, za to Lana oparła się plecami i jedną nogą o ścianę obok. Otworzył tylko płachtę, przez co spojrzeli na siebie. - I jak?

- Ktoś ty? - zapytał Spancer. Lana westchnęła, podnosząc brwi. Negan się roześmiał.

- Powiedz, że żartujesz. Negan i Lucille. To ważne, by zrobić mocne wejście. - Rick podszedł do nich szybko. - Cześć i czołem. - Negan uśmiechnął się szeroko. Rosita stanęła obok Lany. - Nie każ mi prosić.

- Nie minął tydzień. - zaczął Rick, otwierając bramę. - Jesteś za wcześnie.

- Stęskniłem się. - za nim pojawił się szwendacz - Rick, podejdź tu. Przypatrz się. Ten jest mój! - Negan podszedł do szwendacza i rozwalił mu kijem głowę - Bułka z masłem! Dobra, koniec zabawy. Zaczynajmy.

Lana spuściła głowę, kiedy w ich stronę szło sporo ludzi Negana. Podniosła ją chwilę później i od razu zauważyła Daryla. Jej wzrok od razu zmienił się ze wściekłego i zażenowanego na smutny i przestraszony. Patrzył na nią, ale kiedy ona mu się przyglądała spuścił wzrok. Był pobity. W brudnym, szarym dresie. Obok niego stał blondyn w jego kamizelce i z jego kuszą. Dwight.

- Wielki dzień. - mówił Negan. - Widziałeś, co właśnie zrobiłem? Wyświadczyłem wam przysługę. Prawie odprawiono nas spod bramy. Koleś mnie nie rozpoznał. Wkurwiłem się? Przyjebałem rudemu? Nic takiego. Zamiast tego zająłem się tym zdechłym piździelcem. Do usług. Potrzymaj. - podał Rickowi kij i przeszedł się dalej - Ja cię kręcę! Cudownie tu! Żyjecie w luksusach. Domyślam się, że będziecie mieli nam sporo do zaoferowania.

- Daryl... - zaczął Rick, patrząc na niego. Negan od razu podszedł.

- Nie. Nie. - stanął pomiędzy nimi - To mój pomocnik. Nie patrz na niego i nie próbuj z nim gadać. Inaczej zmuszę cię, żebyś mu coś odrąbał. - Negan spojrzał na Lanę, która nie ruszyła się ani o krok i ciągle patrzyła na Daryla. Podszedł do niej. - To liczy się każdego. - mimo tego, że podszedł nie oderwała wzroku. Negan podniósł jej podbródek i sprawił, że na niego spojrzała - Jasne? - Lana spojrzała w jego oczy obojętnie. Patrzyła tak kilka długich sekund. Zacisnęła zęby i przeszła obok niego bez słowa. Nie widziała, jak Negan podniósł zaciśnięte dłonie podekscytowany i uśmiechał się, patrząc, jak odchodzi. Słyszała tylko jak westchnął. - O kurwa! Robi się tu naprawdę gorąco! Ta kobieta, ma najlepszy tyłek jaki w życiu widziałem...

Lana dalej nie słuchała. Poszła w stronę swojego domu mając dość tej rozmowy. Zajmowała się Judith przez jakiś czas do czasu aż usłyszała strzał. Przeraziła się. Położyła małą w kojcu i pobiegła zobaczyć co się wydarzyło. Wbiegła do miejsca, gdzie trzymali leki. Carl przystawiał broń jednemu z ludzi Negana. Do pomieszczenia sekundę później wbiegł Rick, za nim Negan i Daryl.

- Zginiesz. - powiedział Carl do faceta.

- Carl, odłóż to. - poprosił go Rick.

- Nie, chcą zabrać nasze leki. Miała być tylko połowa.

The Walking Dead • Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz