XLVIII

192 5 0
                                    

- Nie ma takiej opcji. Nie tak się umawialiśmy. Zapewnialiście, że pokonacie Zbawców. Nie udało się wam. - mówił Gregory, chodząc w kółko po pokoju - Dlatego wcześniejsze ustalenia przestały mieć znaczenie. Nie liczą się już. Nie jesteśmy przyjaciółmi ani partnerami. Nigdy się nie spotkaliśmy. - usiadł w końcu przy biurku. - Nie znamy się. Nie mam u was długu. Wy owszem. Przyjąłem uciekinierów bez względu na ryzyko.

- Wykazałeś się niezwykłą odwagą, patrząc z daleka, jak ratują to miejsce. Zainspirowałeś nas. - oznajmił Jezus, na co Lana zaśmiała się pod nosem.

- Pracujesz dla mnie. Jesteśmy przyjaciółmi.

- Gregory, sami to zaczęliśmy. - stwierdził Rick.

- Wy to zaczęliście.

- My razem. I zwyciężymy.

- To mordercy.

- Lubisz takie życie? - zapytał Rick - Mają cię w garści. Zabijają twoich ludzi.

- Czasem nie mamy wpływu na swoje życie. Czasem trzeba doceniać to, co się ma.

- Jak wielu ludzi możemy poświęcić? - zapytała Maggie. - Ilu jest zdolnych do walki?

- My? - Zapytał zdziwiony. - Nawet nie wiem, ilu ludzi tu jest, Margaret. Czy to ma znaczenie? Co macie zamiar zrobić? Stworzyć pluton sprawców srogo? Na tym się znają. Uprawiają ziemię, nie będą walczyć.

- Nie prawda. - prychnęła Lana - Wystarczy dać im dobry powód i sięgną za broń. Ludzie...

- Przerwę ci, zanim zaczniesz śpiewać. - wskazał na nią palcem. Po czym szepnął do siebie. - Co te hormony robią z kobietami? - Lana podniosła brwi na niego, Maggie otworzyła usta oburzona. Daryl przestał się opierać o szafkę i zrobił kilka kroków w stronę Gregory'ego, ale Lana zatrzymała go kładąc dłoń na jego klatce. - A tak w ogóle, to kto wyszkoli to mięso armatnie?

- Ja. - powiedziała Sasha i Rosita w tym samym momencie.

- Pytałem retorycznie. - podniósł głos. - Nie obchodzi mnie to. Nie chcę słyszeć ani słowa na ten temat.

- Chcesz się pozbyć Zbawców? - zapytał Rick - Odpowiadaj.

- Tak. Jasne. Pewnie. - Gregory kręcił dłońmi w różne strony obojętnie.

- W takim razie jak chcesz rozwiązać ten problem? - zapytała Michonne.

- Ja nie mam problemu. Wy macie. To, co się dzieje poza Wzgórzem, w ogóle mnie nie interesuje.

- Kurwa mać. - przeklinał Daryl - Jesteś z nami czy nie? Siedzisz tu sobie, rzucając słowa na wiatr.

- Chyba jasno się wyraziłem. - Gregory wstał z krzesła - Chciałem wam podziękować za to, że was tutaj nie było. I za to, że nie rozmawialiśmy ze sobą. Oraz za to, że wyszliście niezauważeni. Innymi słowy, żegnam.

Rick kiwnął głową do nich. Zaczęli wychodzić.

- Stara menda. - powiedziała Rosita na korytarzu.

- Kiedyś straci zęby. - dodała Sasha.

- Nie potrzebujemy go. - oznajmił Daryl.

- To prawda. Mamy Maggie, Sashę i Jezusa. - powiedział Rick.

- I Enid. - wskazała Maggie na dziewczynę, która właśnie weszła na korytarz. - Co się stało?

- Nic. - odparła - Tylko... Wyjdźcie na zewnątrz.

Zrobili co kazała. Przed budynkiem stało kilkanaście osób. Czekali na nich.

- Co się dzieje? - zapytała Maggie.

The Walking Dead • Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz