Przebudziła się i spojrzała na swój pokój w Alexandrii. Uśmiechnęła się do siebie i przebrała w czyste ubrania. Zeszła na dół po schodach. W kuchni coś się dzieje. Weszła do niej i zobaczyła Daryla robiącego jajecznicę. Uśmiechnęła się i przytuliła go od tyłu, kładąc głowę na jego plecach.
- Hej. - zaśmiała się i pocałowała go w policzek. Uśmiechnął się do niej.
- Mamo, mamy dżem? - Lana spojrzała na Halie.
- Nie wiem, kochanie. - odpowiedziała jej i podniosła malucha z kojca. Zaśmiał się w jej ramionach i Lana kołysząc go podeszła do lodówki. Otworzyła ją i sprawdziła półki. - Nie ma.
- Skoczę do sklepu. - Lana spojrzała na Carla i uśmiechnęła się do niego szeroko. Daryl wyciągnął portfel i wyjął z niego pieniądze. Lana przejęła je i podeszła do Carla, aby mu podać. Kiedy ich ręce się spotkały, dopiero spojrzała na niego zdezorientowana. Odwróciła się w stronę Daryla.
- Na pewno jest otwarty? - zapytała i spojrzała na zegar. Nie było żadnych wskazówek. Spojrzała na Carla jeszcze raz i zobaczyła zakrwawioną pół twarzy. Był siny i pogryziony.
- Ciociu, zagrasz ze mną w warcaby?
Obudziła się i od razu usiadła na łóżku. Zamknęła oczy, starając się uspokoić i odetchnąć. Zakryła usta dłonią i powstrzymała łzy. Powoli zaczęła się uspokajać.
- Hej, Lana. - spojrzała na dziewczynę, wchodzącą do jej pokoju. Lydia. - W porządku? Martwiłam się o ciebie. - Lydia przytuliła ją i Lana od razu oddała uścisk.
- Wszystko w porządku. - odpowiedziała - Byłam tylko trochę zmęczona. - Lana przyjrzała się Lydii. - A ty? Wszystko w porządku?
- Tak...
- Na pewno? - Lana dopytała. Nie wierzyła jej. Była wręcz pewna, że Lydia nie ma łatwo. Dziewczyna pokiwała głową - Ale jeśli ktoś...
- Nie, nie, Lana. Wszystko jest w porządku. - Lana pokiwała głową i uśmiechnęła się.
- Wtedy nie ignoruj tego. Powiedz mi albo... Wal mocno. I to bardzo mocno. Tak, aby ten ktoś, kto nas uderzył, zastanowił się następnym razem czy warto.
Lana zeszła na dół z Lydią. Spojrzały na Michonne, siedzącą w kuchni. Spojrzała na nie.
- Lydia, mogę porozmawiać z Laną? - zapytała. Dziewczyna kiwnęła głową i zostawiła je same.
Michonne wstała i podeszła do Lany. Złapała ją za obie dłonie i ścisnęła. Potarła je. Lana zacisnęła usta, widząc jej smutną twarz i spuściła głowę. Michonne momentalnie zbliżyła się i mocno ją objęła.
- Już dobrze... Już dobrze. - Michonne odsunęła się od niej i wytarła łzy z policzków Lany. - Obie jesteśmy zbyt uparte.
- Racja, ale... Michonne... Straciłam każde moje dziecko. - Lana pokręciła głową - Już tak nie potrafię. Sophie, mój mały Kevin, Carl, Halie. Straciłam ich wszystkich. Glenna, Tarę, nie wiem, gdzie jest Maggie... Rick... Nawet z Darylem nie umiem już rozmawiać. Znaczy... Rozmawiamy normalnie, ale...
- Byłam już tu kiedyś. - Michonne pokiwała głową, po chwili ciszy - Dawno temu, kiedy byłam sama, byłam w mrocznym miejscu. Zaczęłam zazdrościć szwendaczom. Za każdym razem, gdy na jakiegoś wpadłam, mówiłam sobie, że dam się ugryźć. Zanim się obejrzałam, mój miecz odcinał głowę szwendacza, jakby myślał sam. Więc odłożyłam miecz i zabijałam go gołymi rękami. W końcu... Po prostu się poddałam. Ot tak znowu wszystko się traci. Jakoś... Za drugim jest trudniej... - Michonne złapała Lanę za policzki i zacisnęła usta - zwłaszcza gdy przywykniesz do kogoś, do... Partnerki w zbrodni. - zaśmiała się - Najlepszej przyjaciółki... - Lana przyciągnęła ją do siebie - I nagle jesteś sam. Całkiem sam. Powiedz, że ciągle ze mną jesteś, Lana. Powiedz, że jesteś.
CZYTASZ
The Walking Dead • Daryl Dixon
Fanfic"Sposób na przetrwanie - milczenie. Sposób na życie - przetrwanie. Sposób na milczenie - śmierć." Barbara Rosiek, Pamiętnik narkomanki