LXVI

137 5 0
                                    

Wybudziła się z ogromnym bólem głowy. Zaczęła się rozglądać. Nie miała już na sobie kurtki. Była przywiązana do krzesła. Spojrzała przed siebie i zobaczyła Kaitlyn. Jęknęła z bólu, próbując się wyrwać.

- Kaitlyn... Co ty tu robisz? - zapytała, widząc dziewczynę. Tak samo była przypięta do krzesła, więc nie mogła jej odpowiedzieć migowo. Kręciła tylko głową. - Przepraszam... Nie powinnam była cię ciągnąć ze sobą. To moja wina. - Lana zaczęła mocniej ciągnąć za dłonie. Nic. - Wyciągnę nas z tego.

Do pomieszczenia wszedł jakiś mężczyzna. Spojrzał na nie z uśmiechem. Trzymał w dłoni sznurek i podszedł do Kaitlyn.

- Nie dotykaj jej! - krzyknęła Lana. Kaitlyn zaczęła się wyrywać. Wtedy zaczął ją dusić sznurkiem.

- Gadaj.

- Nie! Zostaw ją!

- Gdzie jest Alexandria? Królestwo i Wzgórze? - zapytał ponownie. Spojrzała na niego, nie rozumiejąc. Skąd wiedział o tych miejscach... Patrzyła przerażona, nie wiedząc co robić. Musiała wybrać. Ale dla niej wybór był prosty. Nie mogła narazić całej swojej rodziny dla jednej osoby. Patrzyła jak Kaitlyn się dusi i spuściła na chwilę głowę. - Gadaj!

Ciągle tylko patrzyła. Nic nie mogła dla niej zrobić. Kaitlyn nagle kiwnęła głową. Facet ją puścił. Zaczyna kaszleć i szybko oddychać, aby złapać oddech. Lana nie wiedziała, co się dzieje.

- Wystarczy. Nic nam nie powie. - oznajmiła Kaitlyn. Lana zmarszczyła brwi i rozszerzyła oczy. Wypuściła powietrze, nie mogąc w to uwierzyć. Teraz już wiedziała...

- Ty... Nie... Nie wierzę. Ty szmato! - krzyknęła. Facet mocno uderzył ją w twarz.

- Spójrz na to inaczej. - zaczęła Kaitlyn - Szukamy tego samego. Bezpiecznej przystani. Domu, jedzenia. Przydałby nam się ktoś kto nas tam zaprowadzi. Chcesz wrócić do córeczki. Możemy ci w tym pomóc.

- Żartujesz sobie ze mnie... - Lana prychnęła śmiechem.

- Odmawiasz?

- A jak ci się, kurwa, wydaje?! - Kaitlyn podeszła do niej i pochyliła się w jej kierunku. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć. Wtedy Lana ją opluła.
Facet mocno kopnął ją w klatkę, przez co spadła do tyłu.

- Koniec tej zabawy! - wymierzył w nią pistoletem.

- Nie, jeszcze nie. - Kaitlyn mu przerwała. Spojrzała na Lanę - Ty i ja. Możemy jeszcze raz zagrać w jednej drużynie. Pomyśl o tym.

Strażnicy złapali ją za ramiona i zaczęli ciągnąć w jakimś kierunku.
Zamknęli ją w celi. Ciągle związaną.

- To jeszcze nie koniec! - krzyknęła w jego kierunku, kiedy odchodził. - Zabiję was, kurwa, wszystkich!

Patrzyła, jak odchodzi i kiedy miała pewność że nie ma już nikogo usiadła na ziemi i dłonie przełożyła przez nogi.

- Hej... - Lana przestraszyła się i spojrzała do drugiej celi. Był tam jakiś mężczyzna. W długich brązowych włosach. Lana wyciągnęła z włosów wsówkę i zaczęła odpinać kajdany.

- Myślałam, że jestem tu sama.

- Ja też. Jak ma na imię moja nowa znajoma?

- To nie jest ważne. Długo tu nie zostanę. - odpięła kajdanki i spojrzała w dal, słysząc krzyki.

- Nie jest zbyt cierpliwy...

- Ja też nie. - wstała i rozejrzała się po kratach.

- Właśnie widzę. Niezła sztuczka. Wyciągniesz nas stąd?

- Sorry... - odpowiedziała, spoglądając na niego - Od teraz pracuję sama. Przykro mi, nie jestem już ufna.

- Beze mnie daleko nie uciekniesz. - zaśmiała się.

- Nie wiesz, do czego jestem zdolna. - uśmiechnął się do niej na to.

W kratach nic nie znalazła. Podeszła do rury, która była zamarznięta. Złapała za nią obiema dłońmi i położyła nogę na ścianie. Zaczęła ciągnąć, aż ją wyrwała.

- Co masz zamiar z tym zrobić? - zapytał, ale Lana już zaczęła uderzać rurą w małą dziurę w ścianie. Ta rozwaliła się bardzo szybko, robiąc jej przejście do innego pomieszczenia. - Pewnie to usłyszeli...

- Tym bardziej muszę się stąd wynieść.

Przeszła do drugiego pomieszczenia przez dziurę w ścianie. Na stoliku był jej łuk i strzały. Obok niego jeszcze sznur. Jego właśnie potrzebowała. Zabrała rzeczy. Przypięła sznur do strzały i kiedy wróciła do celi wycelowała w kartę nad drzwiami. Była drewniana. Wbiła strzałę i zaczęła ciągnąć za sznur. Dzięki temu wyrwała ją.

- Udało się... - powiedział w szoku - Możesz wyjść na zewnątrz? - Lana wspięła się po kracie i wyszła przez dziurę. - Czekaj. Wypuść mnie. Mogę ci pomóc. - Lana zaczęła szperać w szafkach.

- Czemu mam ci zaufać? - zapytała, biorąc krótkofalówki.

- Nie musimy być wrogami. Teraz to rozumiem. Podejrzewam, że ty również.

- Będę szybsza sama.

- Znam teren. Wiem, gdzie co jest.

- Szybko się uczę.

- W to nie wątpię... Mogę ci zaoferować coś cenniejszego. Grożą twojej rodzinie. - Lana na to westchnęła, po czym wzięła klucz od celi i otworzyła mu ją. - Dziękuję. Jestem Cole.

- Lana. - podała mu krótkofalówkę - Weź to. Jakbyśmy musieli się rozdzielić.

- Zaraz będzie tu patrol.

- Wiesz jak się stąd wydostać? - zapytała, idąc za nim.

- Tak... Miałem trochę czasu na zapoznanie się z tym miejscem.

- Od kiedy tu siedzisz?

- Wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że facet chce splądrować większe osady, żeby wziąć łupy dla siebie. - szli dalej przez korytarze. Do tej pory na nikogo nie trafili - Największe szansę ucieczki mamy przez starą stację rządową.

- I co potem?

- Moja osada jest w dolinie. Tam będziemy bezpieczni.

Schowali się za murem. Dziedziniec był strzeżony.

- Zajmę się nimi. - oznajmiła Lana i po cichu ruszyła. Zabiła ich po kolei tak, że nawet nie zauważyli. Bardzo szybko i cicho.
Razem z Colem poszli dalej. Udało im się dostać do gabinetu. Dowiedzieli się, że chcą napaść na osadę Cole'a. Rozległ się alarm i oboje musieli się rozdzielić.

Lana szła przez jakieś pomieszczenia. Przed dziedzińcem wyrwała jednemu broń u rozstrzelała ich.
Potem musiała szybko uciec. Wskoczyła pod podłoże, na którym były budynki i w wodzie szła przed siebie.
Wyszła z niego i biegła na tory. Tam spotkała Cole'a. Odetchnęła z ulgą.

- Słyszałam strzały. Myślałam, że...

- W życiu. - uśmiechnął się - Dzięki, że mnie stamtąd wydostałaś...

- Tam są!

Zaczęli uciekać. Biegli przez tory obok rzeki i stanęli na moście. Byli otoczeni.
Lana i Cole spojrzeli na siebie, po czym kiwnęli głową.
Wyskoczyli do wody i wpadli pod lód.
Nabrała powietrza i płynęła przed siebie, szukając wyjścia. Nie mogła go znaleźć. Szybko straciła przytomność.

•••

Zaczęła kaszleć, wybudzając się tak nagle. Próbowała wstać i poczuła, jak ktoś łapie ją za ramiona.

- Spokojnie... - powiedział Cole. Podał jej coś. - Wypij, to pomoże.

- Mogłeś zostawić mnie w rzece.

- A ty zostawiłabyś mnie? - zapytał, uśmiechając się.

- Rozważyłabym to. - odpowiedziała, na co się zaśmiał.

- Też to zrobiłem. - nagle westchnął i poprawił się, siedząc obok niej - Dołącz do mnie i moich ludzi. Pomóż nam ich pokonać. - patrzyła na niego chwilę. Podała mu dłoń, zgadzając się. - Odpocznij.

The Walking Dead • Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz