LXXXIX

84 3 0
                                    

Z samego rana wyszli z domu Leah. Nocowali tam, ale musieli już wracać. Szli razem lasem w ciszy obok siebie, a pomiędzy nimi pies. Lana wyciągnęła z torby napierśnik i próbowała go otworzyć.

- Pomogę ci. - wystawił dłoń do niej, kiedy nie mogła otworzyć. Uśmiechnęła się.

- A co? Dlatego, że jestem kobietą, myślisz, że nie poradzę sobie z tą butelką? - zapytała żartując i podnosząc brwi. Prychnął na nią, w ona ciągle próbowała. - Zrobię to...

Spojrzała na niego, kiedy podał jej scyzoryk. Zacisnęła usta i w ciszy go wzięła. Znowu spróbowała otworzyć nakrętkę. Udało się. Napiła się i spojrzała na niego z uśmiechem. Podała mu ją, a on nalał sobie na dłoń i dał psu się napić. Oddał jej.

- Chciałabym znaleźć więcej. - odezwała się. - Mamy teraz więcej osób do wykarmienia.

- Poradzisz sobie. Jak zawsze. - pocieszył ją, na co się uśmiechnęła.

- Wszyscy na mnie liczą, prawda? - zapytała - Gabriel i Aaron pojechali po zapasy...

- Poradzisz sobie. - powtórzył głośniej, aby do niej dotarło.

- Kiedy wrócisz? - zapytała. Wzruszył ramionami.

- Trochę zostanę. Poszukam jeszcze. - kiwnęła głową - Podwieźć cię? Motor jest niedaleko.

- Nie. Nie trzeba. - odpowiedziała. Zatrzymali się na rozwidleniu dróg. Tu się rozstawali. Zbliżył się do niej i zaczął zakładać jej naszyjnik na szyję. Zaśmiała się, widząc turkusowy kamień. - Więc? - zapytała przeciągając słowo i zbliżyła się do niego - Co to oznacza?

- To znaczy, że jesteś moja. - odpowiedział poważnie. Lana zaśmiała się i założyła mu ręce na ramiona.

- Wróć szybko. - wyszeptała i krótko go pocałowała. Zaśmiał się do niej. Odsunęła się od niego i zaczęła iść swoją drogą. - I wróć cały!

- Powodzenia. - odezwał się i zawołał psa, który stał w miejscu nie wiedząc za kim iść. W końcu poszedł za Laną, która kiedy go zobaczyła zaśmiała się w głos.

Wróciła do Alexandrii i od razu otworzyli jej bramę. Szła przez ulicę, rozglądając się, jak idzie praca. Od razu skierowała się do domu i otworzyła drzwi. Weszła do środka najpierw wpuszczając psa.

- Pachnie jak Daryl... - stwierdziła zdziwiona, zamykając za sobą drzwi. Odłożyła swoje rzeczy na kanapę przy drzwiach. Wzięła w dłonie miskę i zaśmiała się do psa, który zaczął do niej piszczeć. Nalała mu do niej wody i usiadła obok. Kiedy się napił od razu się do niej zbliżył. Zaczęła go głaskać. - Dobry piesek. Tak... - zaśmiała się i głaskała go tak kilka minut.

...

Podeszła do Jerry'ego, który pracował w polu.

- Jak leci? - zapytała. Jerry uśmiechnął się do niej i wstał z ziemi.

- Siema. - przywitał się. Lana uśmiechnęła się, przechylając głowę w bok.

- Cześć, Jerry.

- Rosita wysłała ludzi do bramy, a ryby wyłowiono, gdy cię nie było. - oznajmił. Pokiwała głową.

- Dalej cuchnie...

- Cuchnące ryby to dobry nawóz.

- Oh... Rozumiem. - kiwnęła głową. - Coś jeszcze? Potrzebujesz pomocy?

- Nie... - jęknął - Masz lepsze rzeczy do roboty. Czekaj... Pomyślę. - nagle zaburczało mu w brzuchu - Do myślenia potrzeba jedzenia. - zaśmiał się.

The Walking Dead • Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz