XXI

468 14 2
                                    

- Dzień dobry, Lana. - powiedział do niej jakiś chłopak, kiedy przechodziła obok ludzi siedzących przy stołach i jedzących. Uśmiechnęła się do nich szeroko i stanęła przy kuchence, zaczynając nalewać do miski. Nagle poczuła na sobie dłonie. Od tyłu po obu stronach jej 6-miesięcznego brzucha. Zaśmiała się pod nosem i spojrzała na Daryla za nią

- Dzień dobry, panie Dixon. - uśmiechnęła się i podała mu miskę.

- Ładnie pachnie. - powiedział, biorąc w dłonie jedzenie.

- Nie bądź zazdrosny. - zaśmiała się, kiedy jedną dłoń ciągle trzymał na jej brzuchu - Już mnie oznaczyłeś.

- Niektórzy ciągle chyba tego nie zauważyli. - stwierdził, przyglądając się facetowi ze stolika i zaczął jeść.

- Coś ci pokażę. Chodź. - oznajmiła i ruszyła w drogę.

- Panie Dixon. - podszedł do nich jeszcze jakiś chłopak. - Chciałem podziękować za tego jelenia z wczoraj. Prawdziwa uczta. Chciałbym uścisnąć panu dłoń. - wystawił w jego stronę dłoń. Daryl przyjrzał mu się po czym oblizał palce z jedzenia i uścisnął. Uśmiechnęli się do siebie. Lana się zaśmiała i ruszyła przed siebie, a Daryl za nią.

Stanęli obok siatki i spojrzeli na tę pierwszą od zewnątrz, przy której było mnóstwo szwendaczy, a niektórzy zabijali ich przez siatkę. Wskazała mu ich.

- Nie wiem, czy zbierzemy dość ludzi na dzisiejszy wypad. - powiedziała.

- To świetna miejscówka. - stwierdził - Pojedziemy tam.

- Przez noc sporo ich się nazbierało. - wskazała mu znowu na szwendaczy pod siatką - Kilkadziesiąt w jednym miejscu...

- Przyciąga ich to, że jest nas tu więcej. Te przy płocie zbierają się w stada.

- Siatka niedługo może nie wytrzymać. Jeśli czegoś nie zrobimy...

- Nie martw się. - odpowiedział i znowu położył dłonie na jej brzuchu. - Przy mnie nigdy wam się nic nie stanie.

- Zrobisz coś dla mnie? - zapytała, kładąc dłonie na jego ramionach.

- Co? - zapytał, spoglądając w jej oczy, po tym jak ciągle patrzył na ciężarny brzuszek.

- Przywieź mi watę cukrową, jak dasz radę. - szepnęła, na co prychnął. Zaśmiała się i pocałowała go zanim odeszła - Ale wróć do mnie cały...

•••

- Nie chciała pomocy. - stwierdziła Lana, kiedy Rick opowiedział jej co się wydarzyło w lesie. Czyli o kobiecie, która chciała go zabić i zanieść swojej ukochanemu szwendaczowi na pożarcie. Ostatecznie sama się zabiła, aby do niego dołączyć. - Nie mogłeś jej pomóc.

- Zbliżyłem się do stanu w jakim była ta kobieta. - powiedział Rick, trzymając małą Judith na ramionach. Wyciągała rączki do Lany. - Gdybym stracił dzieci i to miejsce...

- Wtedy też by tak nie było. - odpowiedziała od razu i uśmiechnęła się do dziewczynki. Lana spojrzała w dół i z uśmiechem pogłaskała się po brzuchu.

- Mama... - Judith mocniej wyciągała rączki do brunetki. Lana spojrzała na Ricka z lekkim niepokojem. Ten uśmiechnął się lekko.

- Już niedługo mama nie będzie mogła cię nosić. - powiedział Rick i podał Lanie Judith.

- Wróciłeś do nas, Rick. - Lana ponowiła temat - I Carl też. Tacy już są Grimesowie. Prawda, kochanie? - zapytała Judith i podrzuciła ją kilka razy w ramionach - Położymy się już spać, co?

The Walking Dead • Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz