VII

602 24 3
                                    

- Ciągle się martwisz? - zapytała Andrea, patrząc, jak Lori się zatrzymuje i rozgląda.

- To był wystrzał. - powiedziała Lori.

- Słyszeliśmy. - oznajmił Daryl

- Czemu tylko jeden? - zapytała Lori.

- Może szwendacz? - zapytała Lana.

- Nie mów tak. - odpowiedziała zirytowana - Nie zaryzykowaliby strzału. Zrobiliby to po cichu.

- Powinni nas już dogodzić. - stwierdziła Carol.

- Nic nie poradzimy. - oznajmił im Daryl - Nie możemy gonić echa.

- To co robimy? - zapytała Lori.

- To samo. Przeszukamy las i wrócimy na drogę. - odpowiedział jej.

- Dołączą do nas przy kamperze. - stwierdziła Lana i ruszyli w dalszą drogę.

- Jest mi naprawdę przykro. - powiedziała Andrea do Carol. - Wiem, co czujesz.

- Pewnie tak. - Carol uśmiechnęła się delikatnie, ale Lana wyczuła ironię w tonie swojej siostry. - Dziękuję. Sama myśl o tym, że jest tu gdzieś całkiem sama. To niewiedza mnie wykańcza. Modlę się, żeby nie skończyła jak Amy. - Lana uśmiechnęła się pod nosem, widząc minę Andrei na słowa Carol, za to ona otworzyła usta w szoku - O Boże... Jak mogłam powiedzieć coś tak okropnego.

- Wszyscy modlimy się razem z tobą, jeśli to coś zmienia. - powiedziała Andrea, uśmiechając się delikatnie.

- Wiecie, co to zmienia? - Daryl do nich podszedł - Nic. Modlitwa to strata czasu. Po prostu ją znajdziemy. Nic jej się nie stanie. Tylko ja tu pamiętam o Zen? Na Boga...

Lori uśmiechnęła się razem z Laną na jego słowa i w ciszy poszli dalej.

- Zaraz zajdzie słońce. - powiedział Daryl - Musimy kończyć.

- Wracajmy. - stwierdziła Lori.

- Jutro wrócimy? - zapytała Carol.

- Oczywiście. - odpowiedziała Lana. Cofnęli się w kierunku autostrady i szli tam dość spokojnym, ale szybkim krokiem.

- Długo jeszcze? - zapytała Lori.

- Nie. Ze sto metrów w linii prostej.

- Prosto to nie idziemy. - stwierdziła Andrea, po czym wpadła w pajęczynę. Lana uśmiechnęła się pod nosem i spuściła głowę, zaczynając się z niej śmiać, na co Lori uderzyła ją łokciem w bok.

- Przestań. - powiedziała szeptem i uśmiechnęła się do brunetki szeroko. W tym momencie usłyszeli krzyk. Andrea zaczęła krzyczeć w panice, kiedy szwendacz ją zaatakował. Dźgnęła go w klatkę piersiową, choć wiedziała, że trzeba celować w mózg. Cofała się w panice aż upadła na ziemię. Lana i reszta już biegła do niej z pomocą, kiedy jakaś dziewczyna, przebiegając obok na koniu, mocno uderzyła szwendacza kijem w głowę.

- Lori? Lori Grimes? - zapytała krótko ścięta brunetka, zawracając na koniu w ich stronę.

- To ja. - Lori podbiegła do niej razem z grupą.

- Rick mnie tu przysłał.

- Co?

- Carl jest ranny. - wyjaśniła - Żyje, ale musisz jechać ze mną. - Lori patrzyła na nią w szoku i nie ruszyła sie - Potrzebuje cię!

- Nie znamy jej! - Daryl się sprzeciwił, kiedy Lori podała Lanie swoją torbę i ruszyła, aby wsiąść na konia. - Nie jedź z nią.

- Rick mówił, że stoicie na autostradzie. - powiedziała dziewczyna. Glenn kiwnął głową. - Cofnijcie się do Fairburn Road. Farma będzie za trzy kilometry.

The Walking Dead • Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz