- Ciągle się martwisz? - zapytała Andrea, patrząc, jak Lori się zatrzymuje i rozgląda.
- To był wystrzał. - powiedziała Lori.
- Słyszeliśmy. - oznajmił Daryl
- Czemu tylko jeden? - zapytała Lori.
- Może szwendacz? - zapytała Lana.
- Nie mów tak. - odpowiedziała zirytowana - Nie zaryzykowaliby strzału. Zrobiliby to po cichu.
- Powinni nas już dogodzić. - stwierdziła Carol.
- Nic nie poradzimy. - oznajmił im Daryl - Nie możemy gonić echa.
- To co robimy? - zapytała Lori.
- To samo. Przeszukamy las i wrócimy na drogę. - odpowiedział jej.
- Dołączą do nas przy kamperze. - stwierdziła Lana i ruszyli w dalszą drogę.
- Jest mi naprawdę przykro. - powiedziała Andrea do Carol. - Wiem, co czujesz.
- Pewnie tak. - Carol uśmiechnęła się delikatnie, ale Lana wyczuła ironię w tonie swojej siostry. - Dziękuję. Sama myśl o tym, że jest tu gdzieś całkiem sama. To niewiedza mnie wykańcza. Modlę się, żeby nie skończyła jak Amy. - Lana uśmiechnęła się pod nosem, widząc minę Andrei na słowa Carol, za to ona otworzyła usta w szoku - O Boże... Jak mogłam powiedzieć coś tak okropnego.
- Wszyscy modlimy się razem z tobą, jeśli to coś zmienia. - powiedziała Andrea, uśmiechając się delikatnie.
- Wiecie, co to zmienia? - Daryl do nich podszedł - Nic. Modlitwa to strata czasu. Po prostu ją znajdziemy. Nic jej się nie stanie. Tylko ja tu pamiętam o Zen? Na Boga...
Lori uśmiechnęła się razem z Laną na jego słowa i w ciszy poszli dalej.
- Zaraz zajdzie słońce. - powiedział Daryl - Musimy kończyć.
- Wracajmy. - stwierdziła Lori.
- Jutro wrócimy? - zapytała Carol.
- Oczywiście. - odpowiedziała Lana. Cofnęli się w kierunku autostrady i szli tam dość spokojnym, ale szybkim krokiem.
- Długo jeszcze? - zapytała Lori.
- Nie. Ze sto metrów w linii prostej.
- Prosto to nie idziemy. - stwierdziła Andrea, po czym wpadła w pajęczynę. Lana uśmiechnęła się pod nosem i spuściła głowę, zaczynając się z niej śmiać, na co Lori uderzyła ją łokciem w bok.
- Przestań. - powiedziała szeptem i uśmiechnęła się do brunetki szeroko. W tym momencie usłyszeli krzyk. Andrea zaczęła krzyczeć w panice, kiedy szwendacz ją zaatakował. Dźgnęła go w klatkę piersiową, choć wiedziała, że trzeba celować w mózg. Cofała się w panice aż upadła na ziemię. Lana i reszta już biegła do niej z pomocą, kiedy jakaś dziewczyna, przebiegając obok na koniu, mocno uderzyła szwendacza kijem w głowę.
- Lori? Lori Grimes? - zapytała krótko ścięta brunetka, zawracając na koniu w ich stronę.
- To ja. - Lori podbiegła do niej razem z grupą.
- Rick mnie tu przysłał.
- Co?
- Carl jest ranny. - wyjaśniła - Żyje, ale musisz jechać ze mną. - Lori patrzyła na nią w szoku i nie ruszyła sie - Potrzebuje cię!
- Nie znamy jej! - Daryl się sprzeciwił, kiedy Lori podała Lanie swoją torbę i ruszyła, aby wsiąść na konia. - Nie jedź z nią.
- Rick mówił, że stoicie na autostradzie. - powiedziała dziewczyna. Glenn kiwnął głową. - Cofnijcie się do Fairburn Road. Farma będzie za trzy kilometry.
![](https://img.wattpad.com/cover/320660713-288-k511526.jpg)
CZYTASZ
The Walking Dead • Daryl Dixon
Hayran Kurgu"Sposób na przetrwanie - milczenie. Sposób na życie - przetrwanie. Sposób na milczenie - śmierć." Barbara Rosiek, Pamiętnik narkomanki