#33#

710 32 2
                                    

Pov Olivia Green:

Po telefonie od lekarki przez długi czas nie potrafię przestać płakać i się uspokoić. Już raz go prawie straciłam, kiedy postanowił odebrać sobie życie. Obiecałam sobie że zawsze przy nim będę, że ze wszystkim mu pomogę. Nie minęło dużo czasu jak potworna rteć zaatakowała jego organizm. Wystarczyło kilkanaście godzin aby zebrać całą sumę, niestety nie zdążyłam. Odszedł.

Nie było mnie przy nim, nie mogłam pocałować go po raz ostatni, nie mogłam się pożegnać.

Kilka godzin później odbieram kolejny telefon ze szpitala z prośbą abym jak najszybciej przyjechała aby odebrać mojego męża rzeczy. Zostawiam dzieci pod opieką sąsiadki a sama jadę do szpitala. Po dotarciu na miejsce czy recepcji czeka już na mnie kobieta.
- Pani Taylor?- pyta a ja przytakuje kiwnięciem głowy. - Za chwilę któraś z pielęgniarek wyda Pani rzeczy męża oraz akt zgonu potrzebny do zorganizowania pogrzebu.
- Mogę go zobaczyć?- pytam.
- Nie. Bardzo mi przykro ale nie możemy łamać regulaminu.
- Proszę, tylko chwilę. Chcę go tylko zobaczyć, pożegnać się. Proszę...
- Dobrze ale tylko chwilę. Zapraszam za mną- zgadza się i rusza pierwsza a ja dwa kroki za nią. Prowadzi mnie krętymi korytarzami na tyły budynku, wchodzimy do zimnego pomieszczenia gdzie leży przykryte ciało.
- Jest Pani pewna?- pyta aby się upewnić.
- T...tak- wyduszam z siebie obcierając spływające łzy po policzkach. Cofa się pod drzwi i opiera się o futrynę. Podchodzę bliżej, biorę głęboki wdech i odsłaniam biały materiał. Cofam się do tyłu i łapę się za serce.
- Dobrze się Pani czuję? Wyjdźmy na korytarz...- kobieta wyprowadza mnie na korytarz i siadam na ławce.
- To... to nie jest m..ój mąż- mówię jąkając się.
- Pan Alex Taylor?
- Alex Green.
- Ja bardzo przepraszam musiała nastąpić jakąś okropna pomyłka.-Przyniosę wody- dodaje i na chwilę odchodzi. Wstaje z miejsca i zaczynam jak najszybciej biec aby opuścić to mniejsce, nie chce tu być. Biegnąc korytarzem wpadam na pielęgniarkę.
- P...przepraszam- rzucam i odchodzę. Udaje mi się opuścić szpital i zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Cześć, Olivka- słyszę męski głos, podnoszę wzrok z ziemi i widzę braci mojego męża. - Wszystko w porządku, jesteś strasznie blada?
- Jest okej, krótko spałam- odpowiadam aby zaoszczędzić im atrakcji.
- Idziesz do Alexa? Dziadek mówił, że wszystko jest załatwione i Alex wieczorem leci do Izreala, wyleczą go zobaczysz  - Czy idę do Alexa? Człowieku ja od rana koszmar przeżywam a Ty się pytasz czy do niego idę.
- Po to tutaj jestem, idźcie zaraz do Was dołączę tylko wykonam jeden telefon- wysyłam im lekki uśmiech a gdy wchodzą do środka siadam na krawężniku.
- Boże, dziękuję Ci że to nie był Alex, mój Alex. Nie zabieraj mi go, słyszysz? Nie zabieraj mi go- spoglądam na zegarek który wskazuje mi 13:03. -Jeszcze kilka godzin i będziesz w dobrych rękach, wytrzymaj- szeptam. Siedzę jeszcze kilkanaście minut aby choć trochę się uspokoić, potem idę do sali w której leży mój mąż, niestety jego stan jest bardzo  poważny nie kontaktuje i nie jest świadomy co się z nim dzieje. Gaśnie w oczach.

Jestem w szpitalu do momentu aż helikopter nie wzbija się w powietrze. Gdy odlatuje powoli zbieram się do domu, do dzieci.

Odnajdę WasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz