#22#

752 24 0
                                    

Pov Olivia Green:

Din don. Din don. Ponownie słyszę dzwonek do drzwi, tym razem jest zdecydowanie głośniejszy. Otwieram oczy i uświadamiam  sobie że jestem w domu, w salonie a obok śpi mój mały chłopczyk. To znaczy że miałam okropny sen, to był tylko sen a ja jestem cała i bezpieczna. Gdy dzwonek do drzwi nie przestaje dzwonić, wstaje z kanapy i ruszam w stronę drzwi. Przekręcam klucz w zamku i otwieram.
- Babciu? Dziadku? Co Wy tutaj robicie?- pytam gdy przede mną stoją dziadkowie i moi rodzice. No właśnie moi rodzice są przecież w trakcie rozwodu co Oni tu razem robią?
- Dzień dobry, Olivko. Nie wpuścisz nas?- pyta babcia.
- Wejdźcie, zapraszam- zapraszam całą czwórkę do środka. Zamykam drzwi i udaje się w głąb mieszkania. - Skąd wiedzieliście że tutaj jestem?
- W telewizji huczy o strzelaninie w parku, że zostałaś ranna. Pojechaliśmy do szpitala ale tam usłyszeliśmy że wypisałaś się do domu- mówi mama.
- Mam rozumieć że mój wypadek zjednoczył was jako rodzinę?
- Tak to znaczy nie. Wróciliśmy do siebie z ojcem już jakiś czas temu.
- Aaaaa to zmienia postać rzeczy. Życzę więc szczęścia- idę do kuchni by przygotować mleczko dla Leo. Przez ostatnie wydarzenia straciłam pokorm więc jedynym rozwiązaniem jest mleko w proszku. Gdy butelka jest już gotowa zabieram ją i wracam do salonu, wyciągam mojego chłopczyka i karmię go.
- Hmmm... A co to za śliczności? Nic się nie chwalisz- przewraca oczami. Fakt może głupio wyszło bo mój ojciec nie wiedział o ciąży ale z drugiej strony gdy mnie sprzedał to nasz kontakt się całkowicie uciął.
- Nie pytałeś.
- Powiesz mi chociaż czy mam wnuczkę czy wnuka?
- Leo, poznaj twój beznadziejny dziadek Connor- mówię.
- Dalej jesteś zła?
- Ja? Nie, nie jestem zła. Oczywiście że jestem, oddaliście mnie w ręce obcego faceta!!! Nie interesował was mój los, tylko wasze szczęście się dla was liczyło!!!- krzyczę.
- To nie tak.
- Nie pogrążaj się, znam prawdę. Widziałam dokumenty, widziałam wasze podpisy-gdy Leo kończy jeść idę do pokoju aby go przebrać i trochę ochłonąć. Znalazł się dziadek na medal. Będzie takim samym dziadkiem jak i ojcem czyli żadnym. Gdy kończę przebierać synka rozlega się dzwonek mojego telefonu. Wyciągam go z tylnej kieszeni spodni i odbieram.
-Tak, słucham?
- Dzień dobry, czy dodzwoniłam się do Pani Olivii Taylor?
- Tak, to ja.
- Dzwonię ze szpitala czy mogłaby Pani przyjechać do nas jak najszybciej?
- Tak, oczywiście. Czy coś się stało?
- Wszystkiego dowie się Pani na miejscu.
- Oczywiście, już jadę- rozłączam się i szybko ubieram Leo do wyjścia. Gdy mój niedźwiadek jest już cieplutko ubrany, wkładam go do nosidełka a następnie sama się ubieram. Gdy ubieram buty ponownie rozlega się dzwonek do drzwi, otwieram je jedną ręką. To trzy służące, wpuszczam je do środka.
- Wychodzi Pani?- pyta jedna.
- Tak, muszę jechać do szpitala.
- Rozumiem że śniadania...
- Proszę przygotować dla gości i wszystko na święta- rzucam po czym zabieram nosidełko i wychodzę.
- Dzień dobry- wita mnie z uśmiechem kierowca.
- Do szpitala- podaje mu synka mężczyzna szybko zapina fotelik na tylniej kanapie i już po chwili ruszamy.

Odnajdę WasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz