#24#

769 28 42
                                    

Pov Alex Green:

Po godzinie do szpitala przyjeżdża główna dyrektor Domu Dziecka z potrzebnymi dokumentami do adopcji. Sprawnie składamy podpisy w wyznaczonych miejscach i od teraz Louis jest naszym drugim oczkiem w głowie.
- Cieszysz się?- pytam chłopca który bacznie przyglądał się Loe.
- Bardzo się cieszę, wujku. Wujku a dlaczego on ciągle śpi?
- Jest jeszcze malutki, wiesz? Ty gdy byłeś takim okruszkiem też spałeś- tłumaczę.
- A jak się obudzi to będziemy grać w piłkę?
- Pewnie nie wcześniej niż w twoim wieku.
- To jeszcze długo. To co będziemy robić czekając?
- Będziemy się świetnie bawić. Pojedziesz teraz z ciocią po swoje rzeczy a potem pojedziecie do domu.
- A Ty? Nie idziesz?
- Ja muszę tu jeszcze trochę zostać.
- Sam?
- Mhm.
- Koli z Tobą zostanie, będzie Ci towarzyszył- mówi podając mi szarego królika z długimi uszami.
- Dziękuję- żegnam się z rodzinką a gdy wychodzą zostaje sam no prawie, mam przecież królika Koli. Kładę go na łóżku a sam próbuję wstać. Strach jaki mi towarzyszy jest nie do opisania, dopiero po kilkunastu minutach podtrzymując się łóżka udaje mi wstać.
- Szef... Szefie, Pan stoi?
- Dobrze że jesteście, czeka was dużo pracy.
- Zamieniamy się w słuch.
- Jeden z was pojedzie i sprawdzi czy prezent urodzinowy dla Olivii jest gotowy.
- Z tego co jest nam wiadomo, zaliczka w wysokości 250 tysięcy została pomyślnie wpłacona.
- Chcę wiedzieć to na 100 %. Pozostał tydzień z hakiem nie może być żadnych problemów.
- Oczywiście, sprawdzimy.
- Po drugie, Louis. Pobawicie się w szybkiego projektanta i urządzone mu najpiękniejszy pokój.
- Ekstra.
- Po trzecie Jack. Gdzie jest Jack?
- Nie mamy pojęcia, wiemy że do domu nie wrócił po całym zajęciu.
- Znajdzie go i przyprowadźcie do mnie.
- Oczywiście.
- Możecie odejść, aha... tylko ani słowa Olivii co tutaj widzieliście.
- My? My nic nie widzieliśmy.
- David?
- Tak proszę, Pana?
- Masz dzieci?
- Mam córkę.
- Czyli umiesz kupować prezenty?
- Mniej więcej.
- Mniej czy więcej?
- Mniej.
- Kupisz najpiękniejszy samochód jaki spotkasz w sklepie pod choinkę dla Louisa, jeśli mu się jutro nie spodoba, zwolnię Cię.
- Yyyy... może ktoś inny wykona to zadanie?
- Powiedziałem Ty. Idzie już.
- Do widzenia- gdy wychodzą, puszczam się łóżka i wykonuje swój pierwszy krok. Czuję się jak małe dziecko które dopiero uczy się chodzić. Moją naukę przerywa ponowne pukanie do drzwi.
- Proszę-rzeknę łapiąc się stolika. Drzwi się otwierają a moim oczom ukazuje się...
- Hej, Skarbie- jej radosny głos przyprawia mnie o uśmiech na twarzy. Podchodzi całuje mnie i mocno przytula.
- Co Ty tutaj robisz?- pytam zdziwiony ale szczęśliwy. Susan to moja wielka miłość z lat szkolnych.
- Wróciłam do kraju, Japonia to nie jest moje miejsce. Całe miasto huczy o twoim wypadku.
- Nic nowego, śledzą każdy mój krok. Kiedy wróciłaś?
- Wczoraj wieczorem. Słyszałam o śmierci twojej mamy, przyjmij moje kondolencję.
- Dziękuję.
- Jak sobie radzisz?
- To już prawie pięć miesięcy, staram się żyć normalnie. Oddaje się pracy, rodzinie aby nie myśleć.
- Świetnie a jak tam serducho, podobno nadal wolne? Podziwiam Cię, taki przystojniak a ciężko o twoje względy.
- No nie do końca.
- Nie?- pyta i odrazu smutnieje. Czy powinienem jpowiedzieć ec o Olivce i dzieciach?
- To długa historia i na pewno nie odpowiednia na to miejsce, gdy wpadniesz na kawę wszystko Ci opowiem na spokojnie- próbuję wybrnąć z kopotliwej sytuacji.
- Oczywiście, że wpadnę i to na dniach. Przepraszam ale muszę lecieć, taksówką czeka przed szpitalem- całuje mnie na pożegnanie i odchodzi.
- Jeszcze Tylko Ciebie tu brakowało- mówię sam do siebie.

Odnajdę WasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz