#17#

812 29 59
                                    

Pov Alex Green:

Gdy pada ostatni strzał, zamykam oczy z których płynie rzeka łez. Już nigdy nie zobaczę mojego synka, już go nie ucałuje.
- Szefie? Szefie?- czuję zimną dłoń na mojej szyi, otwieram oczy i widzę przede mną moich ludzi.
- Co Wy... skąd?
- Dzwoniliśmy do Pana ale nie raczył Pan odebrać więc pozwoliliśmy sobie namierzyć Pana komórkę- wyjaśnia jeden z ochroniarzy.
- Ałaaaa- syczę.
- Proszę wytrzymać jeszcze chwilę, pomoc już jest w drodze.
- Co z Olivką?
- Żyje. Dostała w ramię, dość mocno krwawi ale wyjdzie z tego.
- On ma Louisa.
- Kierowca zabrał dzieciaka do samochodu aby nie patrzył na trupy.
- Żyje David, jeszcze żyje...
- Nie miałem na myśli szefa tylko tego kolesia co do Państwa strzelał.
- Nie żyje?
- Nie proszę Pana, w naszej pracy nie ma miejsca na błędy, sam Pan przecież mówił.
- David?
- Tak, szefie?
- W domu dziadków jest mój mały synek.
- Moje gratulacje.
- Nie może mu się nic stać, słyszysz?
- Oczywiście. Parker na pewno z miłą chęcią zajmie się Państwa synkiem. Ratownicy już są- miał rację, już po chwili są przy nas ratownicy. Wolałbym stracić przytomność aby oszczędzić sobie bólu, jednak okropny ból i nabój w moich plecach nie mogą ze mną wygrać. Strach o mojego synka i Olivkę utrzymuje mnie przy świadomości.
Gdy pojawiają się ratownicy wszystko dzieje się tak szybko, biegają. Czy aż tak jest z nami źle? Po kilku chwilach jestem już w karetce to w niej tracę przytomność.

Sześć godzin później:

Pov Olivia Taylor:

Przeraźliwie jasne światło dociera do moich oczu, z trudem dostrzegam siedzącą przy mnie postać. Dopiero po kilku minutach mój wzrok zaczyna wracać do normy. Przekręcam lekko głowę i spoglądam na mój lewy bark który jest dość mocno obandażowany.
- Jak się czujesz?- pyta Jack, to On siedzi przy moim łóżku.
- Bywało lepiej ale nie mogę narzekać. Co z Alexem?- cicho szeptam.
- Ciii... Ty jesteś najważniejsza, twoje zdrowie.
- Proszę...- widzę jak mój przyszły szwagier ucieka wzrokiem. - Nie ukrywaj przede mną prawdy- proszę go.
- Dobrze, powiem Ci ale obiecaj mi że przyjmiesz tą wiadomość ze spokojem.
- Obiecuję.
- Nabój otarł się o kręgosłup... Olivia, mój brat nie ma czucia od pasa w dół.
- Nie, to nie może być prawda. Alex nie może być sparaliżowany!!!- krzyczę a chwilę później wybuchem płaczem.
- Wiem że to jest dla Ciebie duży szok, mi również jest ciężko pogodzić się z losem mojego brata, ale musimy być silni dla Alexa.
- Jak On się czuję?
- Źle, bardzo źle. Nie reaguje na głosy, na dotyk. Psychologowi również nie udało się do niego dotrzeć. Olivka, już nie tego Alexa którego znałaś Ty, którego znałem ja. W nim pękła wola walki.
- To nie może być prawda, wszyscy ale nie Alex.
- Olivka, uspokój się. Jesteś młoda, piękna, całe życie przed Tobą. Mój brat już nie zapewni Ci tego co może dość Ci zdrowy, silny mężczyzna- mówi z każdym słowem przybliżając się do mnie.
- Co Ty robisz?- pytam. - Co Ty robisz?- pytam ponownie gdy nie otrzymuje odpowiedzi. Napiera na mnie jeszcze bardziej po czym zaczyna mnie całować i jednocześnie wkładać ręce pod moją szpitalną piżamę. - Zostaw!!! Zostaw mnie!!!- krzyczę probując się bronić. Próbuje mu się wyrwać lecz jest silniejszy. Opruszkami palcy udaje mi się dosięgnąć karafkę z wodą, to nią zadaje mu cios prosto w głowę, rozbijając butelkę. Gdy przewraca się na ziemię, zrywam się z łóżka a do sali wbiega lekarka i ochroniarze Greena.
- Co się dzieję?- pyta kobieta.
- Do...do...dobierał się do mnie- wyduszam zapłakany głosem. Gdy to mówię Jack podnosi się z ziemi i ucieka...

Odnajdę WasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz