3.05.1983 r. - dzień

426 25 21
                                    

Obudził się jak zwykle chwilę po siódmej rano, zadbał o higienę i pielęgnację, ubrał wygodną bluzkę i lniane spodnie. Miał zamiar przebrać się tuż przed wyjściem na uczelnie, ale poranek miał być dla niego komfortowy, taki mały prezent urodzinowy od siebie dla siebie. Zszedł do kuchni, gdzie Stworek przygotował jego ulubione śniadanie, a w tosty pozwolił sobie wbić jedną świeczkę.

- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, sir - Stworek pokłonił się przed nim z szerokim uśmiechem.

- Dziękuję Stworku.

Regulus zamknął oczy i pomyślał życzenie - tym razem niech już będzie nasze długo i szczęśliwie z Jamesem - po czym zdmuchnął świeczkę i podał ją skrzatowi. Jadł śniadanie, pił świeżo zaparzoną kawę z dużą ilością mleka i przeglądał Proroka Codziennego, kiedy drzwi kuchni otworzyły się z hukiem, a przez nie przeszli Evan, Pandora, Henry, Katherina, James, Syriusz i Remus.

- Sto lat, sto lat niech żyje nam! - Zaśpiewali chórem, a Regulus jedynie na pokaz wywrócił oczami. Po chwili już przyjmował życzenia od najbliższych i drobne upominki. Stworek przygotował kolejne kubki pełne kofeiny i wielką patelnię jajecznicy. Wszyscy rozsiedli się przy kuchennym stole i szybko rozpoczął się temat zbliżającej się imprezy.

- Masz już zarezerwowaną salę na imprezę? - Zapytała Pandora, która pod stołem trzymała dłoń Henrego.

- Może standardowo Gorący Kocioł? - podpowiedział Syriusz. 

- Zarezerwowałem w Towarzyskiej, mugolski klub blisko uniwerku. Nie chcę powtórki z tego, jak inni czarodzieje poznają Juliana i chcą go zgłaszać do ministerstwa.

Spędzili tak jeszcze godzinę, ale po tym czasie ludzie powoli zaczęli się zbierać. Byli już dorośli i mieli zobowiązania, pracę czy studia. Regulus został samemu w kuchni i dopijał jeszcze kawę. Zanim zdążył opróżnić kubek, pojawiła się przed nim karteczka od Jamesa „wybacz, że ode mnie nic nie dostałeś, ale to jeszcze nie koniec niespodzianek na dziś". Regulus szybko odpisał, że nie oczekuje żadnych prezentów, po czym ruszył na drugie piętro, żeby powtórzyć sobie słówka na łacinę, którą miał tego dnia jako ostatnie zajęcia.

Zajęcia zaczynał o 11 wykładami z chemii nieorganicznej, na kampusie był już kilkanaście minut wcześniej, żeby kupić kawę na stołówce. Zza okna machała do niego Lucy, więc dla niej wziął czarną z dwiema torebeczkami cukru, jednak gdy już miał wyjść z budynku, ktoś przytrzymał go za łokieć.

- Spełnienia wszystkich marzeń Reggie - Green przyciągnął go do uścisku, nie zwracając uwagi na to, że chłopak niósł dwa kubki wypełnione wrzątkiem.

- Julian... mogłem nas poparzyć. - Głos Regulusa był moralizatorki - ale dziękuję za życzenia. Mam nadzieje, że wpadniesz w sobotę.

- Oczywiście, data już zarezerwowana, za Aresa też mogę potwierdzić. - Oboje uśmiechnęli się do siebie. - Nie przynosiłem dzisiaj prezentu, żebyś nie musiał go ze sobą targać po uczelni, mam nadzieję, że to nie problem.

- Żaden, nie musiałeś nic przygotowywać. Wiesz, że nie chcę robić wielkiej sprawy z tego.

- Wiem, ale chciałem. - Ciemnoskóry lekko potargał włosy Regulusa, na co ten prychnął. Lucy weszła już zniecierpliwiona do stołówki i usłyszała końcówkę ich rozmowy.

- Reg, masz urodziny?! - Black rzucił mordercze spojrzenie na chłopaka, na co ten uniósł dłonie w geście niewinności. - Wszystkiego najlepszego! Wszyscy muszą się dowiedzieć!

W ten sposób Regulus mógł zapomnieć o spokojnych godzinach na uczelni. Wieść o jego święcie rozeszła się błyskawicznie, a ludzie z daleka już śpiewali sto lat na jego widok. Przebrnął przez zajęcia, próbując ostudzić entuzjazm innych studentów co do pomysłu imprezy w środku tygodnia.

W różne strony - JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz