31.10.1982 r. - noc

373 26 19
                                    

Wyszli z budynku i skierowali się na niewielki skwer oświetlony pojedynczymi latarniami przy pustych ławkach.

- Zgodnie ze zwyczajem przed północą powinienem się ulotnić, żeby nie psuć studentom zabawy. - Powiedział cicho, jednak jego akcent nadal był wyraźny i wręcz wołał Regulusa do siebie.

- Ja bawię się wybornie. - Regulus nieświadomie lekko nachylił się do wykładowcy.

- Liczyłem, że tak będzie - otoczył ich mroźny wiatr, jednak alkohol w żyłach zdecydowanie ich rozgrzewał. - Jednak to niemoralne.

- Moralność to tylko konstrukt społeczny. - Regulus chciał poddać się pokusie miękkich warg przed nim. Czuł wolność, jakiej dawno nie miał, cały ten wieczór przypominał mu rozkoszne chwile w Hogwarcie, gdy pozwalał sobie na zabawę bez zobowiązań.

- Konstrukt, który obowiązuje nas na uczelni. - Gabriel łapał się ostatnich trzeźwych myśli.

- Jesteśmy na skwerku. - Black odparował bez zastanowienia za to z kuszącym uśmiechem na ustach.

- Jesteśmy pijani - wykładowca mówił to, jakby chciał przekazać jutro będziemy tego żałować.

- Jesteśmy szczęśliwi. - Regulus przybliżył się jeszcze bardziej, poczuł oddech Gabriela na swoich ustach.

- Embrasse-moi car sans ton amour je meurs. (Pocałuj mnie, bo bez twej miłości umieram.) - Regulusa zmroziło, gdy usłyszał to zdanie, które James wykrzyczał lata temu na wieży astronomicznej. Niemalże wytrzeźwiał od chłodu, który opanował jego ciało po tych kilku słowach. Gabriel powoli nachylał się nad nim spełniając jego wcześniejsze prośby, jednak Regulus odsunął się kilkanaście centymetrów.

- W co ty pogrywasz James? To kolejny żart moim kosztem? - Każde zdanie był coraz głośniejsze.

- Regulusie, o co chodzi?

- Świetny plan! Porzucić mnie w pierwszy dzień uczelni, zmiażdżyć moje serce niczym robaka. - Regulus wstał, a mężczyzna przed nim obserwował go niczym dzikie zwierze.

- Nie wiem, o czym mówisz.

-Bawić się w mojego wykładowcę. Pogrywać moją karierą akademicką. - Po każdym zdaniu łapał krótki oddech, w czasie którego automatycznie zaciskał szczęki na policzkach. - Chciałeś, żeby mnie wyrzucili z wymarzonej uczelni przez romans z wykładowcą? - Black nie słuchał, co Gabriel próbował powiedzieć. Przemawiał przez niego żal i wszystkie shoty, które wypił do tej pory. - Aż tak mnie nienawidzisz? Jak długo to planowałeś? Czy Syriusz o tym wie? - Regulus cały się trząsł i wpadał w słowotok.

- Nawet nie wiem, jaki Syriusz.

- Było warto? Dobrze się teraz bawisz?! - Regulus cofnął się o krok, gdy zobaczył, że wykładowca wyciąga do niego dłoń. - Nawet nie znałeś francuskiego. Naprawdę jesteś zaangażowany w te twoje chore gierki! Nauczyłeś się języka, żebym ja znienawidził też tą część siebie? Tą, którą tak często komplementowałeś! Tą, o którą błagałeś w łóżku, żebym choć zdanie powiedział po francusku, wyszeptał prosto do twojego ucha je veux être à l'étage aujourd'hui (chcę być dziś na górze).

- Regulusie Black!

- Brawo, udało się! Nienawidzę się! Nienawidzę też ciebie! Całego świata! - Cały się trząsł z emocji, a pierwsze łzy popłynęły po jego policzkach. - Jak to zrobiłeś? Jesteś pod wpływem eliksiru wielosokowego? Remus ci pomógł? Nie jesteś tak dobry w eliksirach! - Mężczyzna wpatrywał się w niego, już nic nie powiedział, gdyż różdżka była wycelowana prosto w jego twarz. - Ostendam sursum! - Zaklęcie, które padło z ust Blacka miało zniwelować eliksir wielosokowy, jednak Reg nie czekał na skutki, tylko teleportował się do domu swojego brata, by tam też urządzić awanturę.

W różne strony - JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz