Dixie
Stosunkowo długo wstrzymywałam się przed wejściem do środka miejsca, w którym miałam zderzyć się ze swoimi wspomnieniami. Stojąc przed drogą, paryską restauracją żołądek zaciskał mi się niekontrolowanie, a gardło momentalnie zapragnęło wody, by ugasić pragnienie. Miałam dociśniętą do klatki piersiowej małą torebkę, ponieważ podejrzanie drażniła mnie, gdy dyndała przy odkrytym udzie.
Dixie, no dalej! Spotkasz się z Florą! Wreszcie, po trzech latach! Fala myśli pchała mnie wprost do szklanych drzwi, ale nie potrafiłam się ruszyć. Momentalnie zapomniałam jak wykonać jakikolwiek ruch.
- Wchodzi pani czy może jednak nie? Blokuje pani kolejkę - ochroniarz sprawdzający zawartość torebek i okryć wierzchnich odezwał się wyrywając mnie z zatrważająco przygnębiającego natłoku udręk.
- Ach, tak - odezwałam się chrypiąc. Mężczyzna wyjął zza siebie jakieś pikające urządzenie i "prześwietlił" mnie nim. Gdy nie znalazł żadnych przeciwskazań gestem dłoni wpuścił mnie do złotego holu.
Restauracja w której umówiona byłam z przyjaciółką znajdowała się w samym centrum Paryża. Z racji, iż posiadała ona mnóstwo renomowanych nagród i odpowiednią renomę na rynku, właściciele robi wszystko, aby stała się naczelną wizytówką miasta zakochanych.
- Witamy, w Rose Amoureux - kobieta odziana w firmowy garnitur stała za małym stolikiem w rogu. - Ma Pani rezerwacje?
- Tak, na nazwisko Rivera - wymusiłam uśmiech starając się zapanować nad drżeniem ciała.
Francuska postukała w jakiś ekranik i skinęła głową. Podeszła do mnie podając jakąś magnetyczną kartę.
- Proszę pojechać windą na ostatnie piętro. Goście już oczekują.
Nie miałam możliwości zapytania o to dlaczego musiałam udać się na przejażdżkę metalową puszką, ponieważ ta zajęła się innymi klientami.
Wzięłam głęboki wdech, a przez myśl przeszło mi: - Przecież nie może być tak źle, prawda? Czego tak właściwie się obawiasz, Dixie? Dlaczego tak bardzo panikujesz? Chciałaś się z nimi spotkać! Idź!
Szpilki wbijały się ostentacyjnie w wykładzinę gdy stałam przed windą i zbliżałam do niej plastik. Przez nerwy musiałam powtórzyć ten zabieg kilka razy, i gdy metalowa puszka się otworzyła widok szczerych złotych ozdób, i żółte światło podrażniły moje oczy.
W czasie jazdy do góry w lusterku poprawiłam blond fale i przylegający czarny gorset bez ramiączek, tak, żeby zasłonić niezakryty siniec przy piersi. Gdy piknięcie rozbrzmiało w moich uszach pomknęłam na dach?
Co jest? Pomyślałam rozglądając się za przybyłymi Amerykanami. Dopiero na widok małych żarówek przy drewnianym stoliku zaniemówiłam. Z Florą był Stephan, a naprzeciwko nich siedziała ogromna sylwetka obrócona w drugą stronę.
- Dixie!
Słysząc ten głos na żywo zerwałam się biegiem prosto w utęsknione ramiona przyjaciółki. Czując jej ciepło i charakterystyczny zapach łzy stanęły mi w oczach. Zamknęłam je, by nie wypłynęły na tle nocy.
- Cholernie za tobą tęskniłam - wyszeptałam odrobinę zniekształconym głosem.
- Ja za tobą też, wariatko - potarła odkryte łopatki wywierając na moim ciele gęsią skórkę. - Choć, Stephan i Brandon na nas czekają - złapała mnie za dłoń prowadząc w miejsce, gdzie było fenomenalnie.
Ale hola. Moje serce stanęło, gdy ujrzałam przed sobą obróconą sylwetkę, tą samą, która zwróciła moją uwagę na samym początku. To był on... stał w rozkroku przyglądając mi się zmrużając ciemne oczy.
Wyglądał marnie. Nie jak go zapamiętałam. Po ciemnych, długich włosach nie było śladu. Na jego głowie widniały krótkie, prawie ogolone do zera końce, a kości policzkowe wyrzeźbione bardziej niż wcześniej. Wyglądał ostrzej, drapieżniej, dziko, seksownie... Och! Uspokój się, nie możesz tak o nim myśleć!
Mimowolnie wzrokiem poleciałam na jego gołe palce? Na żadnym nie posiadał złotej obręczy czym wytrącił mnie z tropu.
Bardzo powoli podeszłam do Stephana; ten swoją drogą nie zmienił się ani odrobinę. Dalej blond tatuś z idealnym ciałkiem dla Florki.
- Hej - zaszczebiotałam nie wiedząc po co aż tak optymistycznie.
Odpowiedział mi uśmiechem i skinięciem. Usiadł na swoim miejscu z powrotem wcześniej wysuwając krzesło swojej żonie. Wyglądali razem jak prawdziwy obraz seksu, namiętności i miłości.
Sama musiałam zająć miejsce bardzo blisko Brandona. Nie przywitałam się z nim, nie potrafiłam podejść sama z siebie i udawać szczęśliwej podczas gdy ten taksował mnie wzrokiem od stóp do głów.
Zaplatając torebkę na oparciu drewnianego krzesła nieświadoma zahaczyłam swoim udem o ogromne, umięśnione bruneta. W moim brzuchu rozlało się stado motyli, a ja sama znieruchomiałam. Uspokojenie dudniącego tętna i szumu graniczyło z cudem. Ledwo dokończyłam tak banalną czynność i wyprostowałam się odsuwając odrobinę krzesło w lewo.
- Teraz masz kochanie idealny przykład, że po ciąży mój tyłek stał się mniejszy - Flora wykrzywiła wargi łapiąc za gazowany napój w swojej szklance. Chyba każdy zmarszczył czoło, a ta fuknęła. - Zobacz na jej poślady! - pokazała na mnie, a ja się zarumieniłam odrobinę obniżając sylwetkę na siedzisku.
- Flora - Stephan westchnął. - Nie wiem już co mam ci mówić, bo za każdym razem gdy zapewniam cię, że jesteś dla mnie najpiękniejsza ty robisz pojebane akcje!
- Ach, zamknij się. Może mam swoje powody - łypała na biedaka, a ja oglądałam komedio dramat z zaciekawieniem. Ostatnio pisała mi o jakiejś małolacie , która pod dziwnymi pretekstami zanęciła się w jego firmie, ale olałam to, ponieważ doskonale zdawałam sobie, że Rivera poza nią świata nie widzi.
- Dixie - Stephan wypuścił powietrze trzymane w płucach i zwrócił się do mnie. - Poopowiadaj trochę o tym jak ci się tu mieszka czy coś takiego.
Widać było, że powoli narzekania żony działały mu na nerwy. W sumie? Mi również powoli to doskwierało, ale wolałam porozmawiać z nią sam na sam.
- Cudownie - uśmiechnęłam się promiennie ignorując wściekłe gromy Flory. - Ludzie, atmosfera... wow! - zachichotałam.
- Rzuciłaś zarządzanie, prawda? - blondyn dalej ciągnął ze mną rozmowę.
- Mhm, ale teraz wiem, że popełniłam ogromny błąd idąc na ten kierunek. Teraz wiem, że moda to to co zawsze było mi pisane.
- Moja żona - smętnie machnął w jej stronę. - Wspominała o jakiś projektach. Wiesz, że jeśli szukasz inwestorów...
- Stephanie - zaskoczona przerwałam mu. - Mam z Carmellą bardzo długi kontrakt, i nie szukamy sponsorów. Dziękuję jednak za inicjatywę.
- Podać coś? - na dachu zjawiła się kadra kelnerów.
- Poproszę whisky - odchrząknęłam. Tak piłam to świństwo. - Z lodem.
- Tak jest.
Miałam wrażenie, że cyrk to dopiero się miał zacząć...
CZYTASZ
The Destiny of Dixie |18+
RomanceBył dla mnie jak Anioł Stróż... To dzięki niemu udało mi się zburzyć mury obronne i ponownie otworzyłam serce dla kogoś innego, jednak... Żył w świecie, w którym panowało kilka zasad. Jedną z nich była: Jeśli została ci oddana córka kogoś wpływowego...