Brandon
Miesiąc później
- Nie, nie i jeszcze raz, kurwa nie! - Flora krążyła po małym domku jakby miała robaki w tyłku. Obserwowałem jej poczynania. - Noż, kurwa nie! - jej bluzganie przybrało na sile, gdy zobaczyła po drugiej stronie Jess. - Jeszcze jej mi tu brakowało - wyrzuciła ręce przed siebie i machnęła odchodząc. Zapewne, gdyby została nie skończyłoby się to dobrze.
- Brandon - blondynka wykrzywiła wargi i zaparła dłonie na biodrach. - Możesz mi powiedzieć, dlaczego to coś... Ble - podniosła dwoma paznokciami pieluchę Love. - Robi tu? Na moim fotelu?
Sama jesteś obrzydliwa. Przemknęło mi przez myśl i mało co nie wypowiedziałem tego na głos. Zatrzymałem odruch odwracając się do niej plecami. Uniosłem dłoń, żeby wsunąć obrączkę na palec. Gdy miałem złoto na opuszku miewałem wrażenie, że parzyło mnie to miejsce. To nie było dla mnie, ale musiałem grać przykładnego męża przed zebranymi głowami Ameryki, żeby nie nabrali podejrzeń.
- Jak coś odpierdolisz raz na zawsze pożegnasz się z tą swoją, Dixie. Zrozumiano? - ojciec zagrzmiał nade mną niczym burza z gradem.
- Jak śmiesz? - wysyczałem stając gotowy z nim do walki. - Jak śmiesz mnie tym szantażować? Przez ciebie wyleciała, i nawet nie wiem gdzie jest! - uderzyłem dłońmi o jego biurko.
- Podjęła najlepszą decyzję, oszczędziła nam wszystkim wstydu. Gdybyś dalej uganiał się za nią nie wyszłoby nic z tego dobrego - jakby nigdy nic upił alkohol ze szklanki.
Wyglądał wtedy jak obcy mi gość. Tak naprawdę własny ojciec, który kiedyś był dla mnie przykładem wtedy stał się wręcz wrogiem. Nienawidziłem go za to co mi zrobił. Za to, że pozbawił prawdziwego szczęścia i nakazał grać uczynnego gamonia.
- Uwierz mi, takie szantaże często dają kopa w dupę - zauważył opadając na ciężki fotel. - A poza tym Jess jest naprawdę piękną kobietą - złożył dłonie pod brodą i spojrzał na mnie chłodno. - Nie spierdol tego, bo jeśli to zrobisz wiesz co nas czeka - wziął pióro i wskazał nim na mnie.
- Nie musiałeś tak mieszać, żeby objąć te tereny. Nawet głupi wie, że miałeś już je dawno, ale nie wprowadzałeś wysyłek i handlu na nie.
- Musiałem mieć jasne światło - syknął. - A teraz wynocha. Za dwie godziny żenisz się z Jess i koniec tematu!
Odgoniłem od siebie to niemiłe wspomnienie, i chęć ponownego napadu furii. Przez pierdolony miesiąc w miarę opanowałem idealną technikę wyciszenia. Tylko dzięki niej mogłem na chwilę się wyłączyć i nie myśleć o tym, że obok nie ma jej, mojego promyka, kogoś dzięki komu potrafiłem logicznie myśleć i zmagać się z przeciwnościami.
Straciłem ją na zawsze.
Zastygłem czując za sobą przylegające ciało kobiety, a po chwili jej dłonie wędrujące po ciemnej koszuli. Dotykała mnie jakbym był jej, a nie mogłem. Nie potrafiłem nawet jej pocałować, bo miałem wrażenie, że dotykając innej zdradzam tę którą kochałem.
- Odsuń się - burknąłem ociężale zdejmując jej łapska z piersi. - Jess! - uniosłem głos, gdy nie odpuszczała. Niby tak całkiem przypadkiem zahaczyła o pasek spodni. Zacisnąłem szczęki pragnąc oprzeć czoło o zimną szybę.
- Dlaczego mnie odtrącasz? - niemal jęknęła. - Nie pocałowałeś mnie nawet przy urzędniku.
- Spuść kwas z war wtedy porozmawiamy - by zając czymś dłonie odpiąłem skórzany pasek zegarka i zapiąłem go jeszcze raz.
- Jesteś... jesteś dupkiem. Pójdę sobie do kogoś innego - cwanie wypięła się. Widziałem ją w odbiciu. Parsknąłem śmiechem.
- Chyba sama sobie nie wierzysz, co? Gdyby mój ojciec dowiedział się, że się puszczasz na lewo i prawo nie zostałoby po tobie nic. Rozumiesz? - obróciłem się do niej łapiąc za kark. Nie panowałem nad sobą. Pragnąłem ją zniszczyć, wykończyć do ostatniego wziętego oddechu. - Rozumiesz, kurwa?! Gdybym powiedział ojcu, że tuż po ślubie, w samą północ pierdoliłaś się z jakimś ochroniarzem swojego tatusia w kiblu poruszyłby ziemię, żeby się pozbyć ciebie bez żadnej przeszkody. Jedno naciśnięcie na spust, i cię nie ma. Rozumiesz?!
Przez jej twarz przeszła czysta panika. Nie wygadałem się nikomu o tym, że widziałem ją podczas uprawiania seksu w kiblu, gdy poszedłem się odlać. Niby byłem zalany, ale kontaktowałem. Ten fakt zamierzałem wykorzystać dopiero, gdy miałem okazję. Okazało się, że będę musiał przypominać jej to o dużo częściej.
Będąc na przyjęciu w samym centrum Chicago ta żmija miała na sobie aktorski uśmiech trzymając mnie kurczowo za ramię. Czułem na sobie karcący wzrok ojca. Tylko głupiec, gdyby posiadał takie duże ryzyko jak on nie śledziłby moich kroków bez oderwania uwagi.
- Zatańczymy? - Jess zaświergotała i pociągnęła mnie na sam środek parkietu. Musiałem położyć dłonie na jej tali. Chyba w reakcji obronnej zacisnąłem mocno palce, tak, że opuszki zbielały. Syknęła tylko na chwilę przybierając grymas. Był prawie niezauważalny. Ułożyła rękę na moim karku smyrgając długimi paznokciami skórę.
- Nie dotykaj moich włosów.
- Oj, nie bądź taki sztywny - wymruczała mi przy uchu. - Doskonale wiem, że jesteś na mnie chętny. Ja na ciebie też i to nawet nie wiesz jak... - swoimi wargami pomknęła po linii żuchwy. Odraza biła na mile. Chciałem ją zostawić tam i wrócić do domu ale nie wchodziło to w grę.
Pieprzony Gabriel O'Brien. Facet, który zabrał mi ostatnią resztkę człowieczeństwa skanował mnie w dalszym ciągu i zapewne nie przestawał.
***
Ojej! Nie sądziłam, że w tak szybkim czasie wbijemy 1k. Dziękuję wam kochani z całego serca, że tak dobrze przyjęliście Dixie i Brandona. W ramach podziękowań, wam, czytelnikom moich wypocin zlepię jeszcze jeden.
Wyczekujcie. Ściskam. M_W_Claudia
CZYTASZ
The Destiny of Dixie |18+
RomanceBył dla mnie jak Anioł Stróż... To dzięki niemu udało mi się zburzyć mury obronne i ponownie otworzyłam serce dla kogoś innego, jednak... Żył w świecie, w którym panowało kilka zasad. Jedną z nich była: Jeśli została ci oddana córka kogoś wpływowego...