Flora
- Kochanie! Pomóż mi! - głos Stephana dobiegał z drugiej strony ogrodu. Zmarszczyłam czoło biorąc na ręce małą Sophię. Z czubka mojego nosa zsunęły się okulary, więc jednym ruchem dłoni zdjęłam je idąc do męża, który razem z naszymi dzieciakami i Ryanem siedział w ogromnym basenie.
I nie. To nie było tak, że nie przejęliśmy się stanem Brandona i Dixie. Nie spałam przez całe noce od kilku dni, ponieważ ciągle płakałam w poduszkę, gdy dzieciaków nie było w pobliżu, ale pokazanie im tego wywołałoby nalot miliona pytań, na które nie byłam gotowa odpowiadać.
Zajmowaliśmy się czwórką w między czasie mając kontakt z bratem Dixie, Grysonem. Którego syn również tam z nimi był. Musieliśmy się trzymać razem. Jednak ciągle wielką zagadką była dla mnie osoba, która wtargnęła w samo centrum walki, i uratowała ich. Nie był to mój Stephan, ponieważ ten dopiero w drodze do Maine dowiedział się o tym, że Brandona i Dixie przetransportowano śmigłowcami już do New Jersey.
Bohater był dla nas wszystkich ogromną zagadką.
Idąc przez zielony trawnik uśmiechnęłam się do siebie bardzo subtelnie widząc blondyna, którego ciało idealnie eksponowały kropelki wody spływające po nagim torsie. Och! Jakiż on był seksowny. Na jego klatce piersiowej uwieszony był mały Ryan. Niemowlę bardzo ostrożnie obserwowało teren mocząc paluszki stóp w połyskującej tafli.
- Mamusiu! - Love z rękawkami na swoich pulchnych ramionach wyskoczyła do mnie. - Śophi może do nas dołączyć? - stanęła na paluszkach. Wyglądała jak mój aniołek. Tak słodziutki, malutki...
- Mamo! Zgódź się! - mój sześciolatek wydawał się być w teamie z siostrą. Stanął obok niej robiąc maślane oczy. Te same, które Stephan również miał w zwyczaju mi posyłać. Mieli mnie, doskonale o tym wiedzieli!
- Skarby - zaczęłam kucając przed nimi z dziewczynką. Spała smacznie przy mojej piersi. - Soph, śpi. I wiecie jaka ona jest strachliwa - mówiłam bardzo spokojnie.
- Och! - Love jęknęła opuszczając ramiona wzdłuż ciała. - No dobze - wymamrotała smutna.
- Kochanie, leć popływać z Nathem. Z chęcią zobaczę czego się nauczyliście - puściłam im oczko jeszcze raz zerkając na męża.
Bawił się a maluchem jakby... jakby był jego trzecim. A co gdyby...? Och! Flora, to nie był czas na to by planować kolejne dziecko, jeszcze nie wtedy.
***
- Jesteś pewien? - zapytałam ostatni raz biorąc torbę sportową swojego brata, który chciał mi ją wyrwać. - Brandon! U licha co ty wyprawiasz?! Lekarz kazał ci leżeć i odpoczywać, a ty jakby nigdy nic wychodzisz na własne żądanie jak rozkapryszony dzieciak!
- Czuje się już dobrze, dla twojej wiadomości, więc zatrzymaj swoje pierdolenie dla Stephana - wsadził w szlufki czarnych spodni pasek i przeciągnął go jakby nigdy nic. - Biorę dzieciaki, i wracam do siebie, muszę zabrać wszystko, żeby były tu ze mną i Dixie.
- Oszalałeś?! - prawie pisnęłam. - Szpital to nie miejsce dla dzieci, tym bardziej prawie miesięcznych niemowlaków! Wiesz ile jest tu bakterii?! - chciałam przekonać go do swoich racji, ale był nieugięty. Miałam wrażenie, że mówię do ściany, a nie do własnego brata.
- Flora. Postanowiłem już - spojrzał na mnie karcąco. - Koniec tematu. Zabieram dzieciaki do siebie. Gdzie się podział ojciec? - zagadnął. - Dzwoniłem do niego dzisiaj rano, ale nie odebrał. Muszę się z nim spotkać.
Właśnie, gdzie podział się Gabriel? Nie miałam z nim kontaktu od kilku dni, a przez wydarzenia nie miałam nawet głowy do tego, aby do niego zajrzeć. Zmarszczyłam czoło już nie kłócąc się z nim o wcześniejszy zamęt. Wyjęłam swój telefon i wybrałam numer do ojca. Nie odbierał.
- Może pojadę do niego - zaproponowałam. - Ty w takim razie bądź przy Dixie, w razie czego od razu masz do mnie dzwonić - zagroziłam celując w niego palcem.
- Mhm - mruknął oblizując wargi. - Flora - odchrząknął po chwili. - Powiedział ci?
- O czym? - zaskoczona przyglądałam się jego ciemnym oczom. - Czegoś nie wiem? - prychnęłam zdając sobie sprawę z tego, że własny ojciec ostatnimi czasy przesadzał aż nad to.
- Ma guza, guza mózgu. Powiedział mi o tym w dzień porwania Dixie.
Próbowałam wydusić z siebie jakieś słowa, ale nie potrafiłam. Wbił mnie w podłogę wiadomością, której nigdy się nie spodziewałam.
Gabriel był chory? Dlaczego nic mi nie powiedział?! Dlaczego to ukrywał? Zadawałam sobie mnóstwo pytań chcąc jak najszybciej pojechać do domu ojca i skonfrontować się z nim. Chciałam go opieprzyć od góry do samego dołu za ukrywanie prawdy.
Wychodząc odwiedziłam jeszcze Dixie, wiedziałam, że trzeba czekać. Widziałam ją tylko przez szybę, ale serce krajało mi się na widok jej ran. Przeszła przez piekło, czułam to w swoich kościach jak jeszcze nigdy.
***
- Tato! - krzyknęłam wchodząc do jego domu. O dziwo drzwi były otwarte na oścież jakby się kogoś spodziewał, a po ochronie i żołnierzach nie było ani śladu. - Tato! - zawołałam jeszcze raz. Rozglądałam się dookoła świdrując spojrzeniem całą przestrzeń dostrzegłam zapalone świece dekoracyjne ze szpiczastymi końcami. Były zapalone, a kapiący wosk świadczył o tym, że ogień płoną już od jakiegoś czasu.
Nogi mi zmiękły. Miałem dziwne wrażenie, że coś się odpieprzy. I to nie coś dobrego.
Pobiegłam na górę do jego sypialni. Tak pod ponownie otwartymi wrotami zauważyłam kolejne świece. Przełknęłam ślinę wchodząc do środka. Zasłony całkowicie zakrywały wysokie okno. Mimo promieni słońca na dworze tam było ponuro, cicho i zimno.
- Tato, gdzie... - urwałam w połowie widząc na łóżku leżącą sylwetkę. Bladą jak śnieg twarz ojca pokrywał spokojny wyraz, jakby rozluźnienia. Odziany był w czarny garnitur, a dłonie splecione ułożone na brzuchu. Gdzieś między dłońmi mignął mi różaniec. Zamarłam.
Złapałam go za ramiona tarmosząc.
- Nie, nie, nie - świat osuwał mi się spod stóp. - Tato! Proszę nie rób mi tego!
Gabriel O'Brien zmarł w swoim łóżku przez przedawkowanie środków nasennych pozostawiając po sobie spadek liczący w miliardach, oraz stanowisko Bossa mafijnego. Wyszłam z jego domu trzymając list zalewając się łzami.
Dlaczego nie miałam nawet możliwości uratowania go?
CZYTASZ
The Destiny of Dixie |18+
RomanceBył dla mnie jak Anioł Stróż... To dzięki niemu udało mi się zburzyć mury obronne i ponownie otworzyłam serce dla kogoś innego, jednak... Żył w świecie, w którym panowało kilka zasad. Jedną z nich była: Jeśli została ci oddana córka kogoś wpływowego...