Dixie
Od narodzin dzieci Brandona minęło kilka dni, z tego co wiedziałam w między czasie odbył się pogrzeb Jess. Nie było mnie tam, bo i po co? Miałam stać nad trumną dziewczyny, która spędziła z Brandonem poprzednie trzy lata i rzucać piach? Gdybym się tam zjawiła wiedziałabym, że moje zachowanie byłoby godne idioty roku.
W między czasie ciągle zajmowałam się pracą, prawie w ogólne nie kontaktując się z Florą. Owszem, dzwoniła kilka razy, ale coś mnie zatrzymywało od tego, aby odebrać. Musiałam sama odetchnąć, od tych zawirowań. Coś mi mówiło, że przyjaciółka będzie po stronie swojego brata, więc tym bardziej wolałam na chwilę pozostać w samotności, niżeli spotykać się z nimi.
- W czym pomóc?
Na moje nieszczęście, gdy już chciałam zamknąć butik pojawiła się jakaś kobieta. Kręciła się między wieszakami, kompletnie kontrastując do wystroju wnętrza, jak i mojego stroju. Jako pracownik w tak ekskluzywnym miejscu nosiłam drogie sukienki, i wysokie szpilki, a makijaż był wręcz obowiązkowy.
Rudowłosa spojrzała na mnie niepewnie zagryzając dolną wargę. Podeszła do mnie, a zabłocone trampki pozostawiały ślady na złotej podłodze. Och! Wiedziałam, że latanie z mopem zostawię sobie na samiuśki koniec. Wygięłam palce odrobinę zaniepokojona zachowaniem dziewczyny.
- Potrzebuje pani jakiejś kreacji? - zapytałam ponownie chcąc zagadać, lecz ta tylko mi się przyglądała.
- Em... - zająkała zerkając na coś za mną. Sama powędrowałam tam wzrokiem nie widząc niczego innego prócz kilku par szpilek. - Czy...
- Och - uśmiechnęłam się nagle oświecona. - Chciałabyś jakieś szpilki, tak?
Nagle jej brwi wystrzeliły do góry. Pokiwała głową energicznie. Byłam zaskoczona tym, że zjawiła się tam tylko po parę butów. Nie wyglądała jak ktoś kto nosił szpilki prawie dzień w dzień jak ja. Ale kim byłam, by oceniać? Sama miałam swoje początki, i w sumie w samym środku liceum też byłam szarą myszką.
- Numer?
- 6.
Pokazałam jej dłonią całą półkę. Patrzyła na nie, ale nie grało mi coś dalej. Postanowiłam jako pierwsza tam podejść i sięgnąć po byle jaką parę. Trafiło na czerwone sandałki, z wiązaniem na kostce.
- Może te? Odrobina seksapilu, i pięknie wydłużają nogi. Klientki bardzo chwalą ten model...
- Dixie? Jesteś siostrą Grysona, prawda?
Zamarłam z obuwiem w ręku. Szpilki opadły na złote kafelki.
Poczułam nagle jak podłoga osuwa mi się spod stóp, a ciało momentalnie opada pod opiłki. Przełknęłam okropny ból w gardle spoglądając na nią. Skąd ona wiedziała o moim bracie, do cholery?
- Słucham? - wychrypiałam ociężale. Nie dało się nie zauważyć w jej oczach jakiegoś oddechu.
- Jestem Valory, jego dziewczyna - nawet nie zarejestrowałam chwil, gdy zbliżyła się odrobinkę. - Gryson nie chciał...
- Jaka dziewczyna?! Przecież Gryson zaginą! - wybuchłam nagle nie wierząc w to co mówi. - Jeśli dziewucho chcesz ode mnie pieniędzy czy czegokolwiek, zapomnij! - słowa wychodziły z moich ust szybciej niż chciałam. Dopiero po przemyśleniu tego co powiedziałam wzięłam głęboki wdech opierając się dłonią o szafę po prawo.
- Wiem... nie chcę od ciebie nic. Wybacz, ale chyba nadszedł czas, abyś dowiedziała się prawdy. Nie mogę znieść jak Gryson każdego dnia wspomina o tobie, i nie może nic z tym zrobić. Wysłuchaj mnie, proszę.
***
Przyglądałam się jej zaciskając palce na kubku zimnej już kawy. Musiało minąć sporo czasu, zanim uświadomiłam sobie, że mój brat jednak nie zaginą! Ten sukinsyn schował się w jakiejś pieprzonej noże i od kilku lat tam siedział nie dając znaku życia, ani mi, ani rodzicom. Bolało. Bolało bardzo mocno.
- Poznałam Grysona na jednej z imprez. Wiesz... alkohol, te sprawy - wydęła odrobinę usta zestresowana. - Wpadliśmy. Mamy synka. Ma już ponad trzy latka. Jednak nie mogliśmy się nigdzie pokazywać, bo Gryson wyznał mi, że wpadł w jakieś kłopoty i musiał zmienić swoje dane, kompletnie zapominając o wszystkim co go wcześniej otaczało. Na początku sądziłam, że zrobił to celowo bo popełnił jakieś przestępstwo, i chciał zacząć wszystko od początku. Natomiast przyznał, że szukają go jacyś przestępcy. Dilował. Wiem nawet, że przewoził narkotyki z Londynu do Ameryki, ale coś poszło nie tak i nagle wpadł.
Uchylałam co chwilę usta nie mogąc wydusić z siebie słowa. Gryson był do tego zdolny? Owszem, ale nie sądziłam, że przez to postanowi zrezygnować z rodziny. Zacisnęłam wargi w wąską linie nie chcąc się rozpłakać.
Minęło pieprzone pięć lat. Został ojcem, a ja... nie mogłam przy nim być i go wspierać.
- Chcę się z nim zobaczyć - wyprostowałam nagle plecy czując łzę spływającą po policzku. - Kosztem wszystkiego. Chcę go zobaczyć.
Valory bardzo mozolnie podniosła na mnie swoje zielone oczy. Dopiero wtedy dostrzegłam w niej kruchość. Zgarbione ciało zapewne na zewnątrz nie wyróżniało się z tłumu.
- To nie jest takie proste. Ostatnio Gryson jest bardzo... po prostu coś znowu się dzieje, a ja nie chcę go stracić dlatego zaczęłam cię szukać. Gdy okazało się, że mieszkasz tak blisko musiałam spróbować.
- Rozumiem.
Kłamstwo. Nie rozumiałam zupełnie niczego.
- Jeśli chcesz się z nim spotkać, choć ze mną. Może pomożesz mi wyciągnąć go z kolejnego dołka.
***
Ryzykowałam. Wiele ryzykowałam idąc z rudą na jakieś magazyny. Nie pasowałam tam, zupełnie. Szłam na niebotycznych obcasach co chwilę wdeptując w jakieś śmieci. W oddali widziałam szczątki szczurów, i innych robali. Wzdrygnęłam się czując odór powodujący we mnie odruch wymiotny.
Valory pchnęła jakieś metalowe drzwi, za którymi znajdowały się normalne, świadczące o tym, iż ktoś miał tam mieszkanie. Okolica była bardzo niepewna, podobnie jak to, że się tam z nią zjawiłam. Może wiele osób zastanawiało się dlaczego tak raptownie podjęłam decyzję o pójściu tam, jednak jeśli naprawdę mój brat tam był... mogłam zaryzykować.
Narodziła się we mnie nadzieja, która swoje plony wydała gdy ujrzałam znajomą twarz. To był on. Naprawdę. Żywy, uśmiechnięty. Trzymał na biodrze małego chłopca mieszając w jakimś garnku łyżką.
- Jestem już.
Dziewczyna kiwnęła do mnie i przywołała do siebie ręką. Mieszkanie było bardzo skromne, ale przytulne. Zaskakujące jak na tamten rejon.
Gdy oczy moje i bruneta się spotkały, prawie nie zemdlałam. Mój Gryson, mój brat, cholernie zaborczy dupek naprawdę tam był i skanował mnie w całości.
- Kim ona jest? Dlaczego sprowadzasz jakieś obce baby do nas, wiesz, że...
- Gryson? - szepnęłam czując łzy pod powiekami. Chwiejąc się podeszłam do niego, a drżącą rękę wysunęłam w jego stronę. - Dlaczego mi to zrobiłeś, braciszku?
CZYTASZ
The Destiny of Dixie |18+
RomanceBył dla mnie jak Anioł Stróż... To dzięki niemu udało mi się zburzyć mury obronne i ponownie otworzyłam serce dla kogoś innego, jednak... Żył w świecie, w którym panowało kilka zasad. Jedną z nich była: Jeśli została ci oddana córka kogoś wpływowego...