Dixie
- Sądzę, że gdyby miała zwężoną talię byłaby o dużo lepsza. Dalej upieram się na poprzedniczkę - odrobinę docisnęłam luźny materiał przy biodrze swojej szefowej. Carmella skrzywiła się nieznacznie dalej nie odrywając spojrzenia od swojej sylwetki odbijającej się w ogromnym lustrze jej garderoby.
Kilka miesięcy wcześniej, gdy szłam na pierwsze spotkanie z kobietą sądziłam, że będzie ona starszą babcią szukającą w modzie ratunków na swoją uchodzącą urodę. Nie sądziłam, że ta "babcia" okaże się trzydziestoośmiolatką będącą w kwiecie wieku!
Carmella Blanc okazała się prześliczną byłą modelką. Posiadała kształty, których jej zazdrościłam; zapewniła, że jeśli dalej będę podejmować z nią współpracę zrobi ze mnie jeszcze większą seksbombę dzięki wyćwiczonym sztuczkom. Ufałam jej na słowo. Czarne loki były nieodłącznym elementem jej urody. Kocie, zielone oczy kontrastowały przy jej jasnobrązowej skórze; zawsze lśniła w słońcu niczym gwiazda. I zawsze, ale to zawsze, gdzie się nie zjawiała siała prawdziwą sensację.
- Dixie, myślałaś już nad zakończeniem tych bezużytecznych studiów? - zapytała przebierając się w wybraną przeze mnie kreację.
Pokręciłam głową sznurując małe sznureczki na kokardę przy jej karku. Był to dla mnie dość trudny temat. Bycie stylistką pochłonęło mnie do tego stopnia, że na uczelni miałam mnóstwo zaległości i nie dawałam sobie już z nimi rady. Po już pierwszych czterech tygodniach coś mi mówiło, że minęłam się z powołaniem.
- Przemyśl to - mrugnęła do mnie cwanie się uśmiechając. Obróciła się chwytając ogromną kolię wykonaną ze szczerego złota. - Zapniesz mi ją?
- Mhm - mruknęłam dalej myśląc nad propozycją.
- Gdybyś wreszcie zdecydowała się na cały etat mieszkałabyś ze mną pod jednym dachem, a co za tym idzie miałabym oko na twoje postępy, a przy okazji nie musiałby Fredro jeździć po ciebie na drugi koniec miasta. Zobacz ile zalet, a to dopiero początek - zachichotała odrzucając na bok włosy.
- Carmello... - jęknęłam opuszczając ramiona. - Daj mi jeszcze trochę czasu, dobrze? Nie jestem pewna czy rzucenie zarządzania wyjdzie mi na dobre. Jestem tylko twoją stylistką i nie wiem czy rzucenie tego...
- Uwierz mi, że - zbliżyła się do mnie na swoich wysokich szpilkach - jeśli pisnę chociaż słówko o swojej uzdolnionej modowo pracownicy dostaniesz takich ofert na skrzynkę tysiące. Każdy będzie się bił o to, żeby mieć przy sobie dłoń kogoś kto współpracuje z samą dziedziczką Blanc.
Miała rację. Była sławną dziedziczką fortuny z Paryża plasując się na trzecim miejscu najbogatszych, uwaga ludzi we Francji! W rankingu najbogatszych kobiet zajmowała pierwsze. To był pieprzony kosmos... a jakiś głos w środku kazał mi zaryzykować.
***
- Panienko, może szampana? - podskoczyłam w miejscu, gdy obok pojawił się szykowny kelner z pełną tacą lampek z alkoholem. Skinęłam tylko obdarowując go wdzięcznym uśmiechem i wzięłam szkło za nóżkę. Musiałam jakoś pozbyć się stresu, i wyluzować w miejscu gdzie panował pewny dress code, a odpowiedni ludzie patrzyli na mnie krzywo.
Gdzieś z oddali mignęła mi postać Carmelli, ale kiedy tylko weszliśmy z Valentino; jej ochroniarzem do środka każdy umilkł podziwiając jej grację. Zazdrościłam jej tej pewności, robiła wszystko sprawnie nie przejmując się konsekwencjami.
Tego chyba właśnie szukałam w życiu.
- Wszystko, okej? - mięśniak stanął przy mnie i oparł się biodrem o bar. - Wyglądasz na spiętą - zmarszczył ciemne brwi.
- Um... - zająkałam się szukając w głowie odpowiedniego określenia na stan w jakim się znalazłam. - Chyba tak. Rzadko bywałam na takich balach, a jak już bywałam znałam tam kogokolwiek - spięta wychyliłam szampana do gardła rozkoszując się bąbelkami i słodyczą na języku.
- Rozumiem - zapewnił. - Chcesz może zatańczyć?
Zaskoczona zerknęłam na niego nie wiedząc do końca jak odmówić. I nim to zrobiłam złapał mnie za dłoń i poprowadził w sam róg parkietu gdzie praktycznie nikogo nie było i nikt nie mógł nas widzieć.
- Valentino, ja...
- Pomogę ci się rozluźnić. Dekret dobrych znajomych - puścił mi oczko i obrócił. Pisnęłam nieświadoma wpadając w jego szerokie ramiona. Znieruchomiałam gdy swoimi palcami powiódł po moim biodrze i pozwolił się wyswobodzić z uścisku. Dlaczego kontakt z jakimkolwiek facetem od czasu mojego wylotu z Nowego Jorku budził we mnie odrazę?
Dlaczego nie potrafiłam się wyzbyć z głowy oczu Brandona. Tych zawiedzionych tęczówek które wpatrywały się we mnie tak ociężale, z mnóstwem pretensji...
Ale, halo! To on poślubił Jess Thomson tuż po moim wylocie, i to on skreślił mnie jako pierwszy tak łatwo się poddając. Coś mi mówiło, że gdyby jeszcze chwilkę powalczył to co się zaczynało miałoby swoje rozwinięcie i idealny koniec, a tak?
We mnie coś pękło i samotnie musiałam rozpocząć nowe życie w oddalonym o tysiące kilometrów Paryżu, gdy ten tworzył cudowną rodzinkę u boku mając dziewczynę, której nie znosiłam.
Z wielką nieochotą położyłam dłoń na barku Valentino i pozwoliłam, żeby kołysał się ze mną w rytmie piosenki: I'm Not The Only One Sama Smitha.
- 'Cause you don't think I know what you've done. But when you call me baby. I know I'm not the only one.
Słowa piosenki wdzierały się w mój głąb, a żałosne łzy zebrały się pod powiekami. Tak bardzo pragnęłam, żeby to jego ramiona były tymi które mnie obejmują, tak cholernie za nim tęskniłam, ale nie mogłam wrócić. Gdybym zobaczyła go z nią moje serce trzeci raz rozpadłoby się na drobne kawałki, a sklejenie go nie miałoby już najmniejszego sensu.
Gdy późnym wieczorem wróciłam do swojego mieszkania wykręcając się złym samopoczuciem opadłam nędznie na balkonie oparta o betonowe cegiełki, i pociągnęłam nosem. Wpatrywałam się w te gwiazdy migające na niebie i przypominałam sobie Nathaniela. Tego pierwszego, który zapalił we mnie prawdziwy ogień miłości.
Wieża Eiffla oświetlała moje zaróżowione policzki, a niekontrolowany potok ciekł po nich wprost do mojego serca.
- Nath, jeśli gdzieś tam jesteś, to... po prostu bądź dalej, dobrze? Proszę...
Zostałam sama. Po Grysonie dalej nie było śladu. Rodzice załamani w Londynie woleli odizolować się od każdego, nawet własnej córki, a przyjaciółka musiała być na drugim końcu świata, żeby chronić siebie i dzieci przed okrutnym światem mafii.
Zawyłam jak ostatnia życiowa porażka. Nie czułam się dobrze sama ze sobą. Brakowało mi ich.
Gdzieś kompletnie z oddali usłyszałam dzwonek telefonu. Sięgnęłam po niego, okazało się, że leżał na podłodze. Dzwonił nieznany numer, kolejny raz! Chcąc odrzucić połączenie przez swoje zmęczenie przez przypadek odebrałam.
Przez głuchą ciszę nawet nie zorientowałam się, iż połączenie było kontynuowane.
- Jeśli jesteś jego wysłannikiem powiedz mi, że będzie dobrze... - wyszeptałam do telefonu nieświadoma tego, że ktoś to słyszał. - Proszę...
CZYTASZ
The Destiny of Dixie |18+
RomanceBył dla mnie jak Anioł Stróż... To dzięki niemu udało mi się zburzyć mury obronne i ponownie otworzyłam serce dla kogoś innego, jednak... Żył w świecie, w którym panowało kilka zasad. Jedną z nich była: Jeśli została ci oddana córka kogoś wpływowego...