Brandon
Puszczając z objęć Dixie pragnąłem zabić natychmiastowo tego kto nam przerwał. Wreszcie ją zasmakowałem. Ponownie mogłem dotknąć jej pulchnych, pysznych ust zapominając o całej reszcie. Zatracałem się w niej jak pieprzony gówniarz, i nie miałem co do tego żadnych uwag, wręcz przeciwnie. Miałem wreszcie otwartą drogę na to aby być obok niej, i w dalekim poważaniu miałem nawet własnego ojca.
- Poczekaj, zaraz wrócę - szepnąłem cmokając ją ostatni raz.
Obróciłem się plecami mierząc Gabriela wściekłym wzrokiem. Jego twarz przypominała prawie wybuchający wulkan, zapewne gdyby nakrył nas w jeszcze bardziej intymnej sytuacji zrobiłby coś bardziej żałosnego? Tak, w stu procentach żałosnego. Jego zachowanie nie wydawało mi się być normalne, wręcz przeciwnie, kurwa i miałem zamiar rozprawić się z nim raz na zawsze.
Kiwnął mi głową bym poszedł za nim do jego sypialni. Zrobiłem to bez zawahania poprawiając spodnie w kroku. Przyszedł czas na wyłożenie kart na stół.
***
- Nie, ja pierwszy - uprzedziłem go widząc, że otwiera już te wstrętne usta z chęcią powiedzenia czegoś co na pewno nie było w zakresie mojej wytrzymałości. - Pogódź się z tym, że Jess na własne życzenie odebrała sobie życie, i nikt jej go już nie zwróci. Głęboko gdzieś mam twoje zdanie na temat tego, że według ciebie była ona idealna, bo według mnie taka nie była, rozumiesz?! - zaciskałem szczęki i pięści najciaśniej jak mogłem.
Gabriel brał kilka wdechów na raz mierząc mnie lodowatym wzrokiem. Coś go męczyło, wiedziałem to.
- Powiesz mi wreszcie dlaczego tak bardzo zależało ci na związku moim i Jess? Dlaczego spierdoliłeś mi życie narzucając pierdolone zasady, na które nie miałem wpływu?!
- Bo musiałem! - wykrzyczał mi prosto w twarz. - Rozumiesz? Musiałem! Thomson zagroził, że jeśli nie zrobię coś z jego dziwkarską córeczkę to mimo zajęcia wschodnich terenów nie będę mógł tam niczego rozprowadzić, bo sam zadba o to, żeby każdy ładunek był strącany! Doskonale wiesz, że jako polityk mógł zwerbować całe Amerykańskie wojsko, które mogło obstawić wszystkie bazy utrudniając nam dostęp! Wiek rzezi dawno mam za sobą, rozumiesz? Mazanie się w krwi cywilów to ostanie czego chcę na ten moment.
Nigdy wcześniej nie patrzyłem tak na to, w sumie od samego początku miałem jasno założone, że to był jego kaprys; wydanie mnie za Jess.
- Tak trudno było mi powiedzieć o tym, co? Wiesz, że było mnóstwo innych rozwiązań i nie musiałeś niszczyć mi życia. Uwierz mi, że oddanie jej pod ochronę wystarczyłoby w stu procentach. Pakowanie jej do mojego łóżka było bardzo nierozsądnym ruchem, staruszku.
- Jess była... - zamilkł jakby dopiero potem uświadomił sobie jak dziwaczną minę zrobił podczas rozpoczęcia wypowiedzi.
- Jaka? Niemal rzucała mi się pod nogi, żebym ją przeleciał! Taka była, ojcze. Te dzieci... - przymknąłem powieki pokazując palcem na drzwi. -... nie powinny nigdy powstać, rozumiesz?! Chciałem je z inną kobietą, ale nie cofnę czasu. Jess wygrała mimo, że leży w dole. Zostałem z nimi sam mimowolnie kochając je od pierwszego wejrzenia.
- Myślałeś, o Dixie w ten sposób? Chciałeś z nią...
- Tak. Chciałem zabrać ją z powrotem do Londynu i pozwolić na normalne życie, takie jak chciała, ale u mojego boku jako pieprzona żona, ale... zrujnowałeś to - poczułem jak serce rozpada mi się znowu na kawałki. - Zabrałeś mi możliwość życia z kobietą, którą, kurwa mać się składa, że pokochałem.
Nie odzywał się. Dał mi wyjść z ponownie roztrzaskanym wnętrzem. Czułem się dosłownie tak samo jak trzy lata wstecz. Kiedy dowiedziałem się o tej całej farsie.
Znajdując się na korytarzu rozpiąłem guziki czarnej koszuli uwalniając się z nagłego ucisku. Było mi cholernie duszno, a puls galopował w zawrotnym tempie. Coś za mną spadło. Odruchowo sięgnąłem do paska spodni obracając głowę do tyłu.
Nie było tam nikogo, jedynie na podłodze poturlała się drewniana figurka. Zaciekawiony wychyliłem szyję, żeby upewnić się czy intruz jest dość blisko. Wnęka w ścianie wydawała się być idealnym miejscem na kryjówkę.
Dopadłem tam, ale nie zastałem nic prócz pustego miejsca.
Dziwne, pomyślałem chowając broń za pasek. Ze zmarszczonymi brwiami zszedłem po schodach, licząc, że zastanę tam jeszcze Dixie, jednak nie było jej.
Wkurwiony uderzyłem dłońmi o marmurową wyspę kuchenną klnąc siarczyście pod nosem. Dopiero po kilku sekundach w moje oczy rzuciła się różowa karteczka samoprzylepna przyczepiona do miski z owocami. Wziąłem ją między palce czytając.
Brandonie, musiałam iść. Wracam do Nowego Jorku. Do zobaczenia... kiedyś.
Dixie.Przetarłem twarz wzdychając. Jedynym plusem było to, że zostawiła jakąkolwiek informację na temat pobytu. Sięgnąłem po telefon dzwoniąc do swoich ludzi. Wydałem im polecenie pilnowania jej jak oka w głowie. Połączyłem wiele faktów i wiedziałem, że skoro Thomson zlecił ojcu pilnowanie Jess, a ona odebrała sobie życie wszystko mogło się zdarzyć nawet na rogu najbardziej zatłoczonej ulicy w Nowym Jorku.
Płacz. Zapewne płakała mała Sophia. Musiałem do niej iść i uspokoić, ale mimo, że minęło kilka dni od ich bycia ze mną to nie dawałem sobie czasami rady, i w sumie dlatego mieszkałem u siostry. Pomagała mi z dziewczynką, kiedy Ryan był spokojnym łobuzem, który wymachiwał rękoma w powietrzu przez cały czas.
- Malutka... - jęknąłem biorąc ją na ręce. Pulchna buźka lśniła od łez. - Nie płacz.
Wypluła nawet smoczek. Pokręciłem się z nią po pokoju bliźniaków dopiero po jakimś czasie czując nieciekawy zapach z jej pieluchy. W głowie powtórzyłem ruchy, które mi pokazała Flora. Nie było to skomplikowane, ale kiedy dziecko wierzgało i wyło nie miłosiernie wszystko było o wiele trudniejsze.
Sophia uspokoiła się. Mogłem odetchnąć siadając z nią na szarym fotelu w kącie. Spędzałem tam sporo czasu właśnie ze względu na nią. Czasami nie spałem całej nocy, ponieważ mała wrzeszczała w niebo głos.
Nawet nie wiedziałem kiedy zasnąłem z wyciągniętymi nogami na podnóżku. Sophia ułożyła się niczym żabka na moim torsie, a małymi rączkami docierała do mojej piersi.
CZYTASZ
The Destiny of Dixie |18+
RomanceBył dla mnie jak Anioł Stróż... To dzięki niemu udało mi się zburzyć mury obronne i ponownie otworzyłam serce dla kogoś innego, jednak... Żył w świecie, w którym panowało kilka zasad. Jedną z nich była: Jeśli została ci oddana córka kogoś wpływowego...