II. IV

128 6 0
                                    

                               Pov: Martoni

Cieszyłam się w sumie z tego, że miałam tą wariatkę z głowy, więc postanowiłam w spokoju dopalić ostatniego papierosa na ostatnie dziewięć miesięcy i napisać do naszej kliniki, czy pani doktor jest w stanie przyjąć mnie na wizytę. Recepcjonistka napisała, że bez problemu jutro rano mogę się u niej zjawić, także szczęśliwa gasiłam peta, gdy usłyszałam okropne wrzaski dochodzące z domu.

Wbiegłam do domu potrącając masę ludzi, gdy nagle zastałam Vic i Marii napierdalające biedną Brunę.

-Co tu się odpierdala?!-wrzasnęłam i chciałam podbiec do mojej przyjaciółki, którą akurat Marii okładała pięściami, gdy nagle dziewczyna wrzasnęła w moją stronę.

-Ta szmata próbowała przelecieć Kyliana w waszym domu!

-Co kurwa?-zapytałam zszokowana i spojrzałam na mojego chłopaka.

-Pierdoliła do mnie jakieś głupoty i zaczęła mnie dotykać, gdy nagle wpadła Marii i Vic.-powiedział i mocno mnie przytulił.-Dobrze wiesz, że nie zdradziłbym cię.

-Wypierdalajcie wszyscy z mojego domu.-burknęłam wściekła i już miałam wychodzić, gdy nagle zdecydowalam się wrócić i również zajebać Brunie w ryj.-Jednak tylko ty wypierdalaj i to w podskokach.-wydarłam się, a następnie uderzyłam ją z pięści w twarz tak mocno, że dziewczyna znowu upadła, a ja wyszłam z łazienki.

Czułam się jak najgorsze gówno, bo moja „przyjaciółka'' chciała przelecieć mojego faceta w naszym domu. Jeszcze wczoraj mówiła mi o tym, że nadaję sie na matkę, a teraz próbuje rozpierdolić moją rodzinę. W tamtym momencie czułam się zdradzona przez wszystkich moich najbliższych i czułam, że już nikomu nie mogę zaufać.
Bez dłuższego namysłu podeszłam do stolika przy którym siedzieli już tak mocno najebani chłopaki z drużyny mojego narzeczonego, że nawet nie słyszeli całej afery, a następnie usiadłam z nimi i kazałam sobie polać.

Nie obchodziło mnie już to, czy jestem w ciąży czy nie. Myslałam tylko o tym, aby najebać się tak, jakbym miała znowu dziewiętnaście lat. Gdy wypiłam już z nimi cztery kolejki usłyszałam jak ktoś szarpie mnie za rękę i krzyczy coś do ucha.

-Co ty odpierdalasz Martoni?-powiedział wkurwiony Kylian.-Idziemy na dwór, musimy porozmawiać.-rzekł i pociągnął mnie za rękę.

-Po co tutaj przyszliśmy?-burknęłam i sięgnęłam do kieszeni po fajki, gdy w tym samym momencie chłopak wyrwał mi je z ręki i zdeptał.-Dzięki, były drogie.

-Chuj mnie to obchodzi. Nosisz nasze dziecko pod sercem, więc nie możesz pić ani palić.-westchnął.-Kochanie o co ci chodzi, Bruny już dawno tutaj nie ma.

-Wiesz, jak ja się poczułam?-powiedziałam i poczułam jak łzy same napływają do moich oczu.

-Ja naprawdę nic z nią nie zrobiłem i nic bym nie zrobił. Dobrze wiesz, że dla mnie liczysz się tylko ty.-odpowiedział cicho i zamknął nasze usta w namiętnym pocałunku.

Po chwili siedziałam już na murku przed naszym domem i wręcz pożerałam się z moim chłopakiem. Wtedy miałam już pewność tego, że kocha tylko mnie i było mi naprawdę głupio, że w to zwątpiłam. Naszą romantyczną chwilę standardowo musiał ktoś przerwać.

-Widzę, że już wszystko okej.-zaśmiała się lekko Marii, a ja bez dłuższego namysłu podeszłam ją przytulić.

-Dziękuję.-powiedziałam cicho.

-Nie ma sprawy.-uśmiechnęła się,-Mam nadzieję, że nie będziesz się z nią dłużej przyjaźnić.

-Oczywiście, że nie.-prychnęłam.-Ale nie myśl sobie, że to coś zmienia między nami. Dalej cię nienawidzę.-powiedziałam i wróciłam do domu.

LoveCup | Paris Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz