II.XII

108 6 2
                                    

                                 Pov: Martoni

Spędziliśmy w tym szpitalu już dobre kilka godzin, a nikt z nas dalej nie wiedział co tak naprawdę dzieje się z Brazylijczykiem. Zebrała się tutaj prawie cała jego rodzina i nasi znajomi, którzy co chwilę wchodzili do sali i pewnie dobijali Marii. Martwiłam się o nią bardzo, ale o mojego chłopaka również, bo podczas naszego czekania w korytarzu siedział totalnie załamany.

-Kylian jak się czujesz?-zapytałam zmartwiona.

-Tragicznie, prawdopodobnie zabiłem człowieka, który kiedyś był moim przyjacielem.-westchnął zaplakany.-Nigdy sobie tego nie wybaczę.

-Nie obwiniaj się, bo to nie twoja wina.-rzuciłam i złapałam go za rękę.-Nikt nigdy nie dowie się, jaka była prawda, obiecuję ci.

-Ale ja będę się z tym tragicznie czuł Martoni, to nie zwykłe pobicie, ale zabójstwo.-fuknął.-Wiesz jak to jest zabić człowieka?

Gdy to powiedział to ja automatycznie zacięłam się. Co tak naprawdę miałam mu odpowiedzieć? Tak Kylian wiem, bo zabiłam Amber razem z dziewczynami? Doskonale wiedziałam co on czuje, bo ja też przyczyniłam się do zabójstwa innego człowieka. Coś w środku podpowiadało mi, aby powiedzieć mu o tym, ale bałam się, że dziewczyny również na tym ucierpią.

-Nie wiem Kylian, ale miejmy nadzieje, że stanie się cud i Neymar się obudzi.-westchnęłam, a chłopak tylko lekko się uśmiechnął i przytulił mnie.

Spędziliśmy w tym uścisku coś około dziesięciu minut, gdy nagle zauwazyliśmy kogoś, kogo wcale się tam nie spodziewaliśmy.
Na korytarzu nagle pojawiła się zdenerwowana Lara, która od razu po zobaczeniu nas podeszła.

-Kurwa ta twoja czarnowłosa koleżanka to pojebana jest.-warknęła.-Już pod samymi drzwiami wyskoczyła do mnie z mordą.

-Kto?

-Kurwa skąd mam wiedzieć, jak ta szmata się nazywa, przyjechałam tutaj, bo..

-Kto pytał?-przerwałam się i uśmiechnęłam głupio.-Jestem pewna, że powiedziała ci coś na styl tego, że masz stąd wypierdalać. Także posłuchaj jej i zrób to.

-Zamknij morde kurwo.-warknęła.-To nie ja zdradziłam Kykiego.-powiedziała, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć, bo nie spodziewałam się, że Neymar rozpowie to wszystkim dookoła.

-Nie mów tak do mojej narzeczonej.-wrzasnął Kylian i wstał z krzesła.-To nie jest twoja zasrana sprawa.-mruknął i ruszył w nieznanym kierunku.

-Jesteś z siebie dumna?-zapytała, gdy tylko chłopak zniknął nam z pola widzenia.-Twój narzeczony pewnie z tobą zerwie, mąż przyjaciółki umiera, a o tobie to już nawet nigdzie nie słychać. Kariera modelki ci upada, sklep niedługo też przestanie byc odwiedzany i oooo.. Martoni ty jesteś w ciąży.-zaśmiała się nagle i chciała dotknąć mojego brzucha, ale od razu się odsunęłam.-Samotna mamusia.

-Po chuj tutaj przyjechałaś wariatko?-westchnęłam zdenerwowana.-Nikt cię nawet tutaj nie lubi, więc nie rozumiem dlaczego się tutaj pojawiłaś. Nie było cię tyle czasu i był spokój.

-Przyjechałam do mojego misiaczka.-uśmiechnęła się podle, a ja spojrzałam na nią pytająco.-No do Neya, martwie się o niego.

-Jakiego misiaczka?-prychnęłam.-Dalej nie pogodziłas się z tym, że on ma żone i dziecko?

-No i będzie miał następnego potomka.-oznajmiła dumna i poklepała się po brzuchu, a mi prawie oczy wypadły na wierzch.

Już miałam złapać tą szmatę za te blond kłaki i dosłownie najebać jej w tym szpitalu. Wiedziałam doskonale o tym, jak bardzo puszczalska jest i do czego jest zdolna, ale w życiu nie spodziewałabym się, że posunie się do takiego kroku. Patrzyłam na nią ze zdziwieniem przez jakieś dobre kilka minut i już miałam zacząć drzeć morde, ale do szpitala nagle wparowała Vic.
Dziewczyna ruszyła w naszą stronę i nawet nie zdążyła się odezwać, bo w tym samym momencie drzwi od sali otworzyły się, a z nich wyszła Marii, która dosłownie wyglądała jak ledwo żywa.
Usiadła na krześle, a my zauważyliśmy, jak wokół niej pojawia się wielka plama krwi.

LoveCup | Paris Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz