II.XVII

75 3 0
                                    

                                Pov: Martoni

To co stało się w tamtym momencie zagieło nas wszystkie. W domu wybuchł alarm, dziewczyny zaczęły piszczeć, a ja siedziałam bez żadnego ruchu.

Po chwili spojrzałam tylko na dziewczyny i na Carlę, która w tym samym momencie zwymiotowała na podłogę.

-Zajebiście ci to wyszło.-burknęła Marii.

-Kurwa sory.-westchnęła blondynka.-To emocje.

W tym samym momencie drzwi do domu otworzyły się i usłyszeliśmy jak ktoś wbiega. Bałyśmy się, że to nasz szantażysta, więc Marii złapała za mopa i była gotowa, aby zajebać następną osobę.
Już miała wycelować w stronę nieznajomego, gdy naszym oczom ukazał się jeden z ochroniarzy krzyczący coś.-Wszystko w porządku?! Marii odłóż tego mopa!-wrzasnął i odsunął się przestraszony.

-Debilu jebany, myslałam, że to ten szantażysta.-fuknęła wkurwiona.-Szybcy jesteście.

-Obserwowaliśmy wasz dom przez cały czas, a to trafienie cegłą to był dosłownie moment, gdy wywaliło wszystkie kamery.-powiedział zdyszany.-Już zadzwoniłem do Neymara.

-Po chuj?!-wrzasnęła brunetka.-Ktoś się kurwa prosił?

-Spokojnie.

-Żadne spokojnie.-krzyknęła jeszcze głośniej i nagle rzuciła się na niego z łapami. Mężczyzna upadł na ziemie i nawet nie mógł się bronić, bo przecież nie uderzy kobiety, którą ma bronić. Ona za to zaczęła go walić pięściami, wrzeszczeć i miałam wrażenie, że zaraz wyrwie temu biednemu człowiekowi wszystkie włosy, albo powybija zęby.

Tą szamotaninę przerwał Neymar, który wprował do domu. Gdy zauważył co robi jego żona rzucił na mnie pytające spojrzenie, a ja tylko ruszyłam ramionami, bo sama nie wiedziałam co do końca się dzieje. Brazylijczyk podszedł do swojej kobiety i postawił ją z powrotem na podłodze.

-Co ty robisz?-mruknął i podał rękę mężczyźnie, który dalej leżał na podłodze.

-Nieważne.-warknęła.-Zdenerwował mnie, to dostał po mordzie.

-Dobra wiecie co, my spadamy.-wtrąciła się Vic.-Zdzwonimy się.

Ja tylko kiwnęłam głową w stronę dziewczyn po czym dalej stałam przyglądając się pochłoniętej chęcią walki Marii. Było to dziwne, bo przed chwilą oglądałam, jak kobieta w ciąży napierdala swojego ochroniarza.

-Kochanie już spokojnie, wezwałem policję.-powiedział Neymar, a Marii od razu wyskoczyła na niego z mordą.

-O nie, ja mam dość.-burknęła.-Radź sobie sam, ja jadę do Martoni na noc.-rzuciła oschle i złapała mnie za rękę.

Postanowiłam nie sprzeciwiać się dziewczynie, tylko  pójść razem z nią do mojego samochodu. Wsiadłyśmy do środka i jechałyśmy w ciszy, gdy nagle Marii odezwała się.

-Kylian jest w domu?

-Nie.-odpowiedziałam krótko.

-A wiesz w ogóle gdzie jest?

-W domu.-mruknęłam.-W sensie, w naszym starym domu.

-Czekaj czekaj, ty się wyprowadziłaś?-krzyknęła zdziwiona i kazała mi sie zatrzymać, ale ja to olałam.

-Tak, ale spokojnie.-uśmiechnęłam się sztucznie.-Chodź, bo jesteśmy na miejscu.

Wysiadłyśmy z samochodu i ruszyłyśmy w stronę budynku, w którym znajdował się mój apartament. Nie miałam zamiaru kupować domu, bo i tak jestem tylko ja i moje dziecko. Z resztą nawet nie jestem pewna, czy zostanę w Paryżu po tym wszystkim.

LoveCup | Paris Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz