Rozdział 1 - Wybacz mi, siostrzyczko

2.1K 52 1
                                    

Kwiecień w Queens był nawet znośny. Różnie bywało w tych miesiącach, ale tym razem czwarty miesiąc roku był zaskakująco przyjemny.
Emily wracała właśnie z zakupów, rzecz jasna na piechotę. Postanowiła wrócić okrężną drogą aby wpaść do studia tatuażu swoich dwóch braci – Jeffa i Davida. Oboje byli starsi od niej i po nagłej śmierci ich rodziców w nieszczęśliwym wypadku samochodowym otoczyli, wtedy osiemnastoletnią siostrę, ogromną opieką. Cała trójka bardzo ciężko zbierała się po tej stracie. Zdani tylko na siebie, próbowali jakoś żyć. Ucząca się jeszcze wtedy Emily z trudem patrzyła na braci, którzy ciężko pracowali na ich wspólne utrzymanie.
Gdy tylko skończyła szkołę od razu zatrudniła się w zawodzie. Na szczęście, ku ich radości, dostała dość szybko pracę w salonie fotograficznym, po godzinach wykonywała również sesje – na nich szło zarobić najwięcej i właśnie dzięki temu Emily mogła spłacić zakupiony sprzęt. Bo niestety dziedzina fotografii to dość kosztowna profesja. Emily jednak miała talent, bracia nigdy w to nie wątpili. Klienci również.
Jeff miał swoje własne studio tatuażu, które było jego oczkiem w głowie i ulubionym miejscem. Kochał to miejsce, sam na wszystko zapracował i był z tego dumny. Pracował w studio razem ze swoim bratem Davidem, który też był niezły w te klocki.
Jednak jedynym minusem Davida był fakt, że był hazardzistą. Za nastolatka wpadł w bardzo złe towarzystwo, szybko się uzależnił. Wstrząsnęła nim dopiero śmierć rodziców i płacz siostry, która za każdym razem błagała go, żeby przestał, gdy szemrani ludzie wyciągali od niego pieniądze albo przychodzili do nich po rzeczy materialne. Nie raz nie dwa David wracał pobity.
Przez długi Davida, które długo nie wychodziły na wierzch, musieli sprzedać mieszkanie po rodzicach i wyprowadzić się do starej, obskurnej kamienicy.
David miał swoje gorsze i lepsze dni. Wciąż pod kontrolą siostry i brata uczęszczał na leczenie, ale nie zliczy, ile razy Jeff sprzedawał swoje kosztowności albo Emily brała więcej fuch, żeby spłacać jego głupotę.
Mieli tylko siebie, starali się wzajemnie wspierać i żyć na w miarę normalnym poziomie.
Emily jednak codziennie budziła się ze strachem. Mimo że jej brat ostatnie tygodnie nie sprawiał problemów, gdzieś z tyłu głowy wciąż kiełkowała w niej obawa.
Tym razem było tak samo. Z resztą... każdego dnia było tak samo.
Emily poprawiła torbę na ramieniu. Lekko zdenerwowana, przyspieszyła kroku. David miał dziś pomóc jej w zakupach ale kiedy usłyszała, że ma klientów na duże tatuaże, nie śmiała się stawiać. Wiedziała, że to duże pieniądze, które teraz były im bardzo potrzebne.
Jednakże liczyła, że będzie mogła przeczekać w studiu i któryś z braci po skończonej pracy zawiezie ją do domu. Nie wyobrażała sobie taszczyć tych zakupów jeszcze przez kilka przecznic.
Doszła w końcu do studia Jeffa. Weszła do środka, z głośników płynęła rockowa muzyka, w poczekalni panował półmrok.
Emily odłożyła torby z zakupami tuż obok czarnej pufy i opadła na kanapę. Drzwi do obu pokoi, w których tatuowali Jeff i David były zamknięte, więc Emily postanowiła poczekać.
Jeff jednak słysząc, że ktoś wchodzi, wyszedł zaciekawiony ponieważ nie spodziewał się klienta. Emily uśmiechnęła się na widok napakowanego, i rzecz jasna, mocno wytatuowanego brata. Zawsze go podziwiała. Ona jedynie miała serduszko nad pośladkiem i kwiat nad kostką, a i tak był to dla niej ból nie do opisania. Jeff za to miał wytatuowane obie ręce i prawie całą klatkę piersiową, łącznie z szyją. Z pokaźną brodą, jednak kiedy się uśmiechnął, nie wyglądał wcale na nieprzyjemnego. Choć przy pierwszym poznaniu mógł budzić grozę.
Emily wstała z kanapy gdy wyszedł w rękawiczkach i uśmiechnął się na jej widok.
- Emi, co ty tu robisz? - odezwał się, gdy ta podeszła i pocałowała go w policzek. Machnęła ręką w stronę toreb z zakupami.
- Byłam na zakupach i pomyślałam, że może któryś z was akurat kończy i zawiózłby mnie do domu. Te torby są cholernie ciężkie – dodała, krzywiąc się. Jeff przyjrzał się uważnie swojej siostrze.
- Ja mam teraz klienta – wskazał drzwi, po czym spojrzał skołowany na siostrę. - Ale David miał jechać z tobą na zakupy – przypomniał.
- Tak, wiem, ale David miał mieć dzisiaj jakiegoś klienta dobrze płatnego.
- Emily... Davida nie ma w pracy – Jeff odezwał się z lekką dozą ostrożności. Emily zamrugała kilka razy. Przez kilka sekund wymieniali przerażone spojrzenia, myśleli o tym samym.
- Cholera – syknęła Emily, rzucając się do drzwi.
- Emi, zaczekaj! Pojadę z tobą.
- Daj spokój – Emily pospiesznie machnęła ręką. - Nie zostawisz klienta w trakcie roboty. Zdzwonimy się, dobrze? Weź zakupy do domu! - wskazała torby i nie pozwalając mu na jakikolwiek protest, wybiegła ze studia.
Doskonale wiedziała, gdzie stawiać swoje kroki. Pluła sobie w brodę, była zła. David naprawdę zmuszał ich do tego, żeby traktowali go jak małe dziecko.
Jak mieli mu ufać? No jak? Kiedy robił takie numery?
Emily czuła, jak drżą jej ręce gdy biegła do ulubionego kasyna brata. Bała się. Nie znosiła takich miejsc. Tym bardziej, że gra Davida to już nie była ruletka czy automaty. Jej brat przegrywał kupę hajsu w pokera. W podziemiach, do którego nie każdy miał wstęp, w kłębach dymu i zacienionych miejscach, David oddawał się swojemu uzależnieniu.
Chodził na terapię ale widocznie nie była ona skuteczna. Chociaż... terapia może i była, to David był mało konsekwentny. Emily liczyła, że śmierć rodziców jakoś wpłynęła na jej brata. Od tragicznego wypadku minęło już pięć lat i zaraz po katastrofie przez rok był nawet spokój. Każde z nich myślało, że David wychodzi na prostą, że to koniec ich problemów, że w końcu będą żyć spokojnie.
Niedoczekanie.
Emily znalazła się pod kasynem, bez przeszkód dostała się do środka i swoje kroki od razu skierowała do drzwi, przy których stał ochroniarz. Ten uśmiechnął się na jej widok z nutką kpiny. Doskonale znał Davida i doskonale wiedział, że ma on problem z hazardem. Ale nie w jego gestii było się tym przejmować. Tutaj połowa ludzi była uzależniona. Szkoda mu było tylko Emily i Jeffa, którzy nie raz nie dwa interweniowali, próbując ratować brata.
- Jest? - Emily bez cienia emocji na twarzy podeszła do ochroniarza, którzy szczelnie zagradzał drogę. Ten obdarował ją krótkim spojrzeniem. To była wystarczająca odpowiedź dla dziewczyny. Emily wzięła głęboki wdech zarzucając na plecy pasmo kasztanowych włosów. - Jak długo? - to pytanie zadała ciszej i już nie ukryła zaniepokojenia, ochroniarz widząc jej smutne spojrzenie zerknął na zegarek, umieszczony na lewym nadgarstku.
- Od jakiś czterdziestu minut – odpowiedział. Emily skrzywiła się nieznacznie i nerwowo zaczęła grzebać w kieszeniach swoich spodni. Wiedziała, w jaki sposób ochroniarz wpuści ją do środka i szczerze tego nie znosiła. No, ale skoro innego sposobu nie było?
Wyciągnęła w końcu dwadzieścia dolarów i dyskretnie wyciągnęła w jego stronę, rzucając tym samym pytające spojrzenie. Mężczyzna zerknął na banknot a potem uśmiechnął się do szatynki.
- Tak nisko cenisz moje dobre serce? - rzucił żartem nie na miejscu.
- Nie mam więcej – powiedziała Emily i wcisnęła mu banknot w dłoń. Ochroniarz niespiesznie schował papierek w marynarce i przyjrzał się uważnie Emily.
- Masz pięć minut, jak zawsze – oznajmił, po czym otworzył drzwi. Emily rzuciła mu wdzięczne spojrzenie i zeszła po schodach, by po chwili znaleźć się w ciemnym, zimnym pomieszczeniu. Było ono ogromne, posiadało kilka dużych, okrągłych stołów nad którymi wisiały lampy, dające słabe światło. To było jedyne oświetlenie w tym pomieszczeniu.
Emily rozejrzała się, szukając wzrokiem swojego brata przy stołach, które pełne były tylko w połowie. Dało się słyszeć brzdęk szkła, przechadzały się skąpo ubrane kelnerki, które przyciągały wzrok zebranych mężczyzn. Zapach papierosów unosił się w powietrzu, wręcz widoczność była utrudniona ale Emily starała się nie zwracać na to uwagi.
W końcu przy jednym ze stolików namierzyła Davida. Trzymał kilka kart, jego pociągła twarz nie wyrażała żadnych emocji a blond włosy zasłaniały oczy, gdy zbytnio się pochylił.
Emily zdecydowanym krokiem podeszła do stołu i stanęła tuż obok brata. Naprzeciw Davida siedział mężczyzna. Młody, bardzo przystojny, w drogim garniturze i z idealną fryzurą. Po jego lewej i prawej stronie stali ochroniarze, najprawdopodobniej jego. Ale Emily nie obchodziło, kim był on i jego goryle. Z trwogą patrzyła na brata, który po raz kolejny tracił w jej oczach.
Mężczyzna, z którym grał David, uniósł wzrok wprost na Emily. Dziewczynę przeszedł dreszcz, gdy wręcz szare, stalowe oczy wbiły się w nią całą. Mimo to zmarszczyła brwi, by nie pokazywać słabości. Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco i dopiero wtedy David odwrócił się. Na widok siostry pobladł.
- Emily.. co tu robisz? - spytał zdziwiony. Dziewczyna chwyciła go za rękaw koszulki i szarpnęła.
- Zabieram cię stąd – wycedziła.
- Emily, nie możesz – oznajmił. Szatynka znała ten ton. Wiedziała, że brat jest w swego rodzaju transie i żałowała, że Jeff nie przyszedł z nią. Chwyciłby go za szmaty i wyniósł z tego strasznego miejsca.
- Mogę i zrobię to – powiedziała groźnie.
- Dam wam dwie minuty – chłodny głos dobiegł z drugiego końca stołu. Nim Emily zdążyła spojrzeć na mężczyznę, David już wstawał i ciągnął ją na bok. Wciąż oglądając się na mężczyznę, brat Emily nerwowo przechodził z nogi na nogę. Siostra wbiła mordercze spojrzenie w brata.
- David, wychodzimy, w tej chwili!
- Siostra, mam świetne karty – szepnął tak, żeby usłyszała to tylko ona. W jego oczach coś błysnęło. - Posadzę go i wygram mnóstwo kasy.
- Wiesz, ile razy to słyszałam? David, jesteś chory – dodała z żalem.
- Emi, ostatni raz.
- To też już słyszałam.
- Zaufaj mi, proszę – jego wzrok błagał. Emily czuła się rozdarta. Wiedziała, że nie powinno mu się ufać, że żadnemu uzależnionemu nie powinno się ufać, szczególnie w takiej sytuacji. Wiele razy ją zawiódł, wiele razy się za niego wstydziła, wiele razy razem z Jeffem wyciągali go z gorszego bagna. Mnóstwo razy znikał na całe noce, podczas gdy rodzeństwo nie miało pojęcia gdzie jest i co się z nim dzieje.
- Nie, David – powiedziała, siląc się na stanowczość. - Nie dajesz mi powodów, żebym ci ufała. Pożegnaj się i wychodzimy.
- Emily, nie zdajesz sobie sprawy, kim jest ten facet – powiedział znowu szeptem. Emily uciekła wzrokiem do mężczyzny przy stole, który ze spokojem przyglądał się ludziom na sali. Ciemny garnitur, ciemne włosy, ciemny zarost. Mógłby perfekcyjnie zlać się ze scenerią i po prostu zniknąć.
- Nie obchodzi mnie to, David – wróciła wzrokiem do brata.
- Nie mogę odejść od stołu gdy gra się toczy.
- Ja mam to w dupie, rozumiesz to? - wycedziła przez zaciśnięte zęby, tracąc powoli cierpliwość. Świdrowała brata spojrzeniem i w sumie to sama nie wiedziała jak ma na niego wpłynąć. - Trzeba było myśleć o tym szybciej.
- Czas wam się kończy – znów władczy ton dobiega do ich uszu. Emily zareagowała złowrogim spojrzeniem, za to David, jakby zapomniał o siostrze, wrócił do stolika i chwycił swoje karty.
- David, nie wkurwiaj mnie – rzuciła groźnie, podchodząc do brata. Tajemniczy mężczyzna z uznaniem uniósł brwi i spojrzał z lekkim rozbawieniem na swojego towarzysza.
- David, kim jest twój zadziorny ochroniarz?
- Nie jestem ochroniarzem tylko jego siostrą, o czym David ciągle zapomina – powiedziała patrząc wciąż na brata, który jakby mógł, to nie zwraca na siostrę najmniejszej uwagi. - David, błagam cię, wyjdźmy stąd.
Groźby zmieniły się w błagania. Emily naprawdę nie wiedziała, jak ma go przekonać. David uniósł wzrok i spojrzał na wciąż rozbawionego faceta, po czym położył karty na stole.
- Full – rzucił dumnie. Mężczyzna w garniturze przez chwilę nie reagował. Przyglądał się to Davidowi to Emily. Dopiero po kilku chwilach sam położył swoje karty na stole i wyprostował plecy.
- Kareta.
Emily nic to nie mówiło. Te zwroty nie zdradzały jej niczego. Za to mina brata powiedziała jej wszystko – przegrał.
- Ale.. ale jak to? - David był wyraźnie zdziwiony. Zaczął nerwowo przeglądać swoje karty, jakby to w czymś miało pomóc.
- Normalnie zażądałbym pieniędzy od razu – przeciwnik Davida wygłosił z wyczuwalnym chłodem. - Ale wiem, że u ciebie krucho z kasą, daję ci więc dwa dni.
- Myślisz, że dwa dni coś zmienią? Nie mam! - David jakby oprzytomniał. Dopiero przegrana sprowadziła go na ziemię. Gdy grał, działo się z nim coś dziwnego. Był przekonany, że tym razem szczęście się do niego uśmiechnie, marzył o tym, uwielbiał grać.
- To nie trzeba było siadać ze mną do stołu – mężczyzna wzruszył ramionami a jego twarde spojrzenie świdrowało Davida tak, że uginał się pod nim. David zaczął nerwowo kręcić głową.
Emily przełknęła ślinę. Wiedziała, jak kończyły się takie sytuacje. Wiedziała, co dzieje się gdy David nie spłaca długów. Już kiedyś przyszli do nich do domu i wynieśli to, co cenne, z nawiązką. Dziewczyna nie chciała powtórki. Bała się jej. Bała się tych ludzi.
- Ile przegrałeś? - spytała niepewnie, patrząc na brata.
- Cztery tysiące – powiedział a Emily zakręciło się w głowie. Tyle pieniędzy...
Emily na chwilę zamarła nie wiedząc, jak zareagować, co powiedzieć i, przede wszystkim, skąd wziąć takie pieniądze.
- Wiesz, co się stanie, jeśli nie zapłacisz – drwiący uśmieszek pojawił się na ustach mężczyzny.
- Zapłaci – głos Emily był zaskakujący, poważny, zupełnie jak nie jej. Mężczyzna i jej brat równo spojrzeli na nią. David ze zgrozą a ten facet... po prostu. Bez żadnych emocji.
- Twoja siostra jest lepszym partnerem biznesowym niż tym, Wilson – rzucił z pogardą i pokręcił głową. Emily czuła, że głowa zaczyna boleć ją od dymu. Znów złapała brzeg koszulki brata i pociągnęła do góry, mocniej niż za pierwszym razem.
- Wychodzimy – rzuciła i wskazała drzwi.
- Słuchaj siostry, Wilson! - rozbawiony głos mężczyzny rozbrzmiał za ich plecami, gdy szli w stronę wyjścia.
Gdy znaleźli się na zewnątrz a do oczu dostało się światło dzienne, Emily obrzuciła brata groźnym spojrzeniem.
- Jak mogłeś mnie okłamać?! - krzyknęła, po czym ruszyła w stronę domu. Skruszony David ruszył jej śladem.
- Emily, przepraszam, ja po prostu...
- Nie chce tego słuchać. W kółko powtarzasz mi to samo, mam już tego dość, David! To przez ciebie mieszkamy w obskurnych warunkach, to przez ciebie musimy harować jak woły, żeby mieć co jeść! - krzyczała rozzłoszczona. David z trudem patrzył na siostrę. Wiedział, że zawiódł po raz kolejny i było mu z tym tak samo źle, jak za każdym razem. Chodził na terapię ale zawsze z jakiegoś powodu jej nie kończył, chęć gry była zawsze silniejsza, nie zwracał uwagi wtedy na bliskich. Normalnie oddałby za Emily i Jeffa życie, zrobiły dla nich wszystko ale gdy w grę wchodził poker, nie liczyło się kompletnie nic. Tylko on i chęć wygranej. Chęć prostego i szybkiego wzbogacenia się.
- Wybacz mi, siostrzyczko – to jedyne, co zdołał z siebie wykrzesać.
- Wracasz na terapię. I osobiście z Jeffem dopilnujemy, żebyś ją skończył.
- Dobrze.
- David... - Emily zatrzymała się, a jej ton przybrał smutny wydźwięk. - Ty naprawdę chcesz tak żyć? Chcesz przegrać wszystko, co mamy? - patrzyła mu w oczy. Jej wzrok był tak smutny, że Davidowi robiło się słabo. Nie znosił jej ranić.
- Nie chcę, Emily. To jest po prostu silniejsze ode mnie – odpowiedział z żalem i chwycił ją za ręce. - Będę się leczył, obiecuję.
- Nie obiecuj rzeczy, których nie jesteś w stanie dotrzymać – mruknęła obserwując go. David już otwierał usta by coś powiedzieć, gdy Emily zadzwonił telefon. Spojrzała na ekran, po czym odebrała.
- Hej, Jeff.
- Emily, i jak tam? - jego pełny zniecierpliwienia głos rozbrzmiał w słuchawce. Emily rzuciła pełne niepewności spojrzenie swojemu bratu, który obserwował ją z trwogą.
- Wyszliśmy właśnie z kasyna.
- Czyli był tam? - zapytał. Do końca liczył, że może siostra się myli, że okłamał ją, bo miał w tym naprawdę jakiś cel. Jednak jak zwykle pokładał w Davidzie zbyt wielkie nadzieje. Zupełnie jak jego siostra.
- Oczywiście – prychnęła spuszczając wzrok.
- Przyjadę po was, poczekajcie – polecił, jednak tym razem jego głos był pełny surowości. Emily bez słowa rozłączyła się, schowała komórkę i znów spojrzała na brata.
- Nie mam już do ciebie siły, David – powiedziała wzdychając. Adrenalina opadła a w jej miejsce pojawił się smutek. Smutek i żal, który czuła tak często, gdy jej brat po raz kolejny łamał dane obietnice.
David przetarł dłońmi twarz zupełnie tak, jakby był cholernie zmęczony, po czym ze świstem wypuścił powietrze. Po raz kolejny sięgnął po dłonie swojej siostry i uniósł je na wysokość swojej klatki piersiowej. Przycisnął mocno do siebie i spojrzał Emily w oczy. Widział w nich tyle bólu. Nie znosił tego. Nienawidził, gdy Emily cierpiała przez niego, gdy płakała myśląc, że nikt nie słyszy, gdy pracowała od rana do nocy, żeby zarobić na wszystko, co posiadają. Na rachunki, jedzenie, życie.
Była młoda. Powinna się bawić, spotykać z rówieśnikami, poznać kogoś, żyć! Po prostu żyć. A zamiast tego ona razem z Jeffem, płacili za jego błędy. I to dosłownie. Wyrzuty sumienia przychodziły zawsze. Ale w różnych momentach. Jednakże za każdym razem było po prostu za późno.
Czuł do siebie pogardę. Za każdym razem gdy przegrywał pieniądze, których przecież i tak nie miał, dopadało go otrzeźwienie. Zupełnie jak wyrwanie z hipnozy. Ten nałóg był silniejszy od niego. Silniejszy od Jeffa i Emily.
To przez niego mieszkali w zapyziałej dziurze w Queens, to przez niego musieli sprzedać mieszkanie po rodzicach, to przez niego to wszystko.
- Emily, słońce, wiesz jak bardzo cię kocham, prawda? - zapytał. Emily zacisnęła mocno zęby nie chcąc dać ponieść się emocjom, płacz jednak ugrzązł gdzieś w krtani.
- Wiem, David – mruknęła patrząc w jego niebieskie oczy.
- Zrobię wszystko, żebyś już nie musiała przeze mnie cierpieć. Będę się leczył, przysięgam – mocniej przycisnął do siebie jej dłonie. Emily patrzyła na niego z nadzieją. Marzyła, by tym razem te słowa nie były puste. Życie nauczyło ją jednak, żeby za bardzo nie ufać bratu. Mimo że kiedyś było zupełnie inaczej.
Gdy ich rodzice zginęli w wypadku myślała, że świat się zawali. To właśnie Jeff i David otoczyli ją wtedy niesamowitą opieką. Emily wtedy jeszcze nie miała pojęcia jak ogromny jest problem jej brata. Wiedziała, że gra, ale nie sądziła, że ta sytuacja aż tak bardzo wymknie się spod kontroli. Nie wątpiła w bezgraniczną miłość swojego brata, wiedziała, że bardzo ją kochał. Ale gdy wchodził do kasyna albo znikał na całe noce, zapominał dosłownie o wszystkim.
- Nie rób tego dla mnie, David – Emily pokręciła głową. - To ty musisz chcieć, bez tego nic się nie uda.
- Ale ja chcę, Emily, chcę!
- Wiesz, ile razy ja już to słyszałam? - zapytała szeptem, nie chcąc pozwolić łzom się wydostać. David uniósł jej dłonie i pocałował, patrząc siostrze w oczy.
- Teraz już będzie inaczej. Zobaczysz.
- Nie wierzę ale chętnie się zdziwię – uśmiechnęła się do niego blado. Dawno nie było w nim takiej zawziętości, dawno tak bardzo mu nie zależało. Oczywiście porównując wszystkie te obietnice, które padały co jakiś czas, gdy David szedł w długą.
Oboje usiedli na pobliskiej ławce pod dużym drzewem, czekając na Jeffa. David podskórnie czuł, że z bratem rozmowa nie będzie tak spokojna jak z Emily, więc z nią postanowił przedyskutować niewygodny temat.
- Emily, w jaki sposób chcesz zdobyć te cztery tysiące? - zerknął na nią. Patrzyła gdzieś w dal, wzrok miała nieobecny, ale słyszała go doskonale. Bardzo chciała się wyłączyć, nie myśleć, nie przejmować się. Ale nie potrafiła.
Wzruszyła ramionami.
- W żaden. Nie zapłacimy – oznajmiła, przenosząc na niego wzrok. David otworzył szerzej oczy i przeraził go tok rozumowania młodszej siostry.
- Jak nie zapłacimy?
- Po prostu.
- Emily, nie masz pojęcia, kim jest ten facet. To jest mafia, rozumiesz? - szepnął konspiracyjnie. Na dźwięk słowa „mafia", przez Emily przeszedł nieznośny dreszcz. - Jak nie zapłacę będą rosły odsetki, jak będą rosły odsetki ten facet i jego ludzie mnie znajdą i... - urwał. Emily, próbując ukryć przerażenie, obserwowała równie wystraszonego brata. Wiedziała doskonale, co znajdowało się na końcu tego zdania. Nie ważne jaki był i jak bardzo ich pogrążał. Kochała go. Miała tylko jego i Jeffa. To oni byli jej jedyną rodziną, jedynymi przyjaciółmi, jedynymi obrońcami.
Emily wzięła głęboki wdech, jakby to miałoby w czymkolwiek pomóc i rzekła:
- Coś wymyślimy.

Pokerowy BlefOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz