Rozdział 17 - Wierzę ci

928 52 4
                                    

Przygotowania do kolejnego wyjścia były dla Emily o wiele mniej stresujące, niż te pierwsze. Tym razem sama wybierała kreację, wypraszając Nate'a brutalnie z sypialni. Jednak oczywiście, gdy wybór padł, Nate musiał zaakceptować decyzję. Na szczęście ta była pozytywna.
Emily na otwarcie nowej strefy w klubie ubrała jasną, połyskującą, cekinową sukienkę, której od nowości nie miała okazji nigdzie założyć. Z zachwytem przyglądała się sobie w lustrze. Sukienka była krótka, ale nie za krótka. Dopasowana, asymetryczna, z dekoracyjną pelerynką z boku sukienki. Oczywiście do tego ulubione szpilki i Emily uśmiechała się do swojego odbicia.
- Emily, jesteś gotowa?
Usłyszała za drzwiami głos Nate'a. Poprawiła jeszcze włosy, które swobodnie opadały wzdłuż twarzy, tworząc piękne loki.
- Tak, idę – odkrzyknęła i ruszyła do drzwi.
- Bo wiesz, musimy być szybciej i... - urwał gdy drzwi się otworzyły. Na widok Emily natychmiast się uśmiechnął. Znał już gesty Emily, i wiedział, że czuje się zawstydzona, gdy splata przed sobą dłonie i spuszcza wzrok.
Nate rozpostarł ramiona.
- Wyglądasz jak bogini, Emily – zawołał. Emily zaśmiała się i w końcu uniosła wzrok. On też wyglądał dobrze. Rzadko kiedy widziała go w garniturze. W takim wydaniu to głównie Lucas. A teraz i Nate wyglądał niesamowicie dobrze i wyjściowo.
- Dzięki, Nate – uśmiechnęła się. Nate skłonił się i wyciągnął w jej stronę łokieć.
- Chodź, bo Lucas zaraz zacznie wymachiwać bronią – zażartował, co na szczęście Emily zrozumiała, bo zaśmiała się pod nosem. Razem ruszyli do wyjścia.
Lucas czekał już przy samochodzie z jakimś ochroniarzem. Też wyglądał inaczej. Rzecz jasna w garniturze ale tym razem koszulę miał białą a zamiast krawata, jego szyję zdobiła muszka. Blask złotych spinek w mankietach wręcz bił po oczach, podobnie jak jego zegarek. Przez ramię miał przewieszoną marynarkę, przez co Emily od razu zauważyła broń. Jednak skutecznie nauczyła się panować nad nieprzyjemnym dreszczem na widok pistoletu.
Pierwszy zobaczył ich ochroniarz, którzy uśmiechnął się delikatnie. Dopiero wtedy Lucas przeniósł leniwe spojrzenie na Nate'a i Emily i również się uśmiechnął. Z tą różnicą, że patrząc tylko na dziewczynę.
- Wyglądasz pięknie – skomentował, wyciągając do niej rękę. Emily uśmiechnęła się i podała mu doń.
- Dziękuję.
Gdy tylko Lucas ścisnął jej dłoń, drugą ręką otworzył drzwi i pomógł wsiąść. Za kierownicą usiadł Nate, obok niego ochroniarz a obok Emily, Lucas.
Snight uważnie obserwował swoją pasażerkę. Ten wyjazd zdecydowanie różnił się od wszystkich poprzednich. Była zaskakująco spokojna, uśmiechała się.
- Zauważam brak stresu – zagadnął. Emily spojrzała na niego i nieśmiało się uśmiechnęła.
- To prawda, jakoś mniej się przejmuję.
- Dobrze to słyszeć. Jak widać przyzwyczajenie robi swoje.
- To nie tylko przyzwyczajenie – wbiła w niego uważne spojrzenie licząc, że się domyśli. Lucas rzecz jasna domyślił się od razu, ale mimo to zapytał:
- Więc co jeszcze?
- Chyba naprawdę mogę być przy tobie bezpieczna – powiedziała ciszej, jakby sama bała się tych słów. Lucas uśmiechnął się do niej.
- Cieszę się, że to zrozumiałaś.
Reszta drogi przebyła w milczeniu, Emily rozmyślała o swoim nastawieniu, o braciach, o całej otaczającej jej sytuacji. Nie wiedziała jakie lekcje ma z tego wszystkiego wyciągnąć. Z jednej strony była jak bydło, które sprzedaje się na targu, a z drugiej... czuła się dobrze w posiadłości Snighta. Robiła, co chciała, w końcu wróciła do dodatkowego zarobku i to tylko dzięki Lucasowi, życie znów nabierało kolorów. Nie było jej przy nim tak źle... Co było naprawdę dziwne. Emily nie potrafiła pojąć tego, co stało się kilka tygodni temu. Jak do tego doszło i dlaczego w ogóle doszło.
Nie było już czasu o tym myśleć.
Emily wyobrażała sobie ten klub naprawdę na różne sposoby. Widziała ciemne speluny, podejrzanych typków i nieprzyjemne spojrzenia. Gdy zobaczyła klub, próbowała ukryć zachwyt. Klub – przynajmniej z zewnątrz – wyglądał świetnie. Prezentował się jak każdy inny, normalny. Z tym, że tutaj kolejka była do końca ulicy, wszystkiego pilnowali pięknie odziani ochroniarze, a wejście dla VIPów, osadzone ciut dalej od tego zwykłego, oddzielone złotymi łańcuchami, wyłożone czerwonym dywanem. Żyć nie umierać, przepych i luksus.
Emily posłusznie wzięła Lucasa pod rękę i bez słowa ruszyła, gdy poprowadził ją do drugiego wejścia. Ochroniarze skłonili się przed Lucasem. Przechodząc przez próg Emily obejrzała się za siebie, jakby upewniając się, że Nate jest razem z nimi. Chłopak dobrze wyczytał jej niepewność i odpowiedział ciepłym uśmiechem, puszczając jej oczko.
Klub w środku też robił wrażenie. Ludzi było mnóstwo, dyskoteka była przeogromna z dwoma poziomami i różnymi salami. Lucas pobieżnie opowiedział Emily jak to z grubsza wyglądało; Na piętrze znajdowała się sala rozpusty, jak nazywał ją Nate, z powodu pań tańczących na rurach. Emily z lekka się zmieszała ale Lucas zapewnił ją, że nie ma tam żadnej prostytucji, bo to właśnie przyszło jej do głowy. Na parterze znajdowała się główna sala, na której bawiło się chyba najwięcej osób. DJ mieszał styl nowoczesny z techno, takie rzeczy, przy których można non stop się bawić. Była też sala R&B a dzisiaj miała zostać otwarta dodatkowa sekcja dla VIPów.
- I na czym to będzie polegać? - Emily z uwagą obserwowała wszystko, co mijała. Z trudem oderwała wzrok od barmana, który wręcz żonglował butelkami z alkoholem.
- To zasadniczo proste – Lucas uśmiechnął się do niej. - Dodatkowa strefa dla osób, które więcej zapłacą.
- I co tam będzie?
- Specjalne, osłonięte loże dla zapewnienia prywatności, prywatny bar i stół z przekąskami. Do tego jedna ściana przeszklona, z widokiem na główny parkiet. Oczywiście lustro weneckie, dla komfortu.
- Brzmi dobrze – Emily skinęła głową, próbując sobie to zobrazować. Lucas z rozbawieniem obserwował jak dziewczyna mruży oczy, zastanawiając się. Wyciągnął jej rękę, którą omiotła kurczowo wokół jego ramienia i chwycił jej dłoń. Emily nie protestowała, mimo że wewnętrznie się wzdrygnęła, gdy wziął ją za rękę.
- Zaraz sama zobaczysz – pociągnął ją w odległą część sali. Przy ogromnej, czerwonej, masywnej kotarze stało dwóch ochroniarzy. Oni również skłonili się przed swoim szefem i odsunęli kotarę. Za nią znajdowały się drzwi. Lucas miękko nacisnął klamkę i wpuścił Emily przodem. Dziewczyna zrobiła kilka niepewnych kroków, rozglądając się z ciekawością. Pomieszczenie było ogromne, było mnóstwo miejsca, pomieściłoby się tu naprawdę sporo osób. W kątach i pod ścianami znajdowały się przestronne loże, o których mówił Lucas. Nadmieniony stół z pysznościami przyciągał wzrok i bogato zastawiony bar sprawiał, że miało się ochotę na coś do picia. Gustownie odziani kelnerzy trzymali tacę z szampanem, jeden donosił jedzenie. Barman za barem robił kolorowe drinki, ustawiając je przed sobą. Emily weszła głębiej i uśmiechnęła się. Mimo że w pomieszczeniu był raczej mrok, światła z głównej sali idealnie oświetlały to miejsce. Przeszklona ściana na około dwadzieścia metrów robiła piorunujące wrażenie. Emily odwróciła się by na nią spojrzeć. Dopiero wtedy zauważyła, że w sekcji dla VIPów była sama z Lucasem. Żaden gość jeszcze nie przybył a Nate najprawdopodobniej został na zewnątrz.
Lucas nie odrywał spojrzenia od Emily, która oglądała wszystko z uwagą i ciekawością. Wyglądała pięknie w blasku dyskotekowego światła. Obszedł ją z dużą rezerwą, jak myśliwy krąży wokół zwierzyny. W międzyczasie do Emily podszedł młodzieniec z tacą, proponując szampana. Ta z uśmiechem zabrała lampkę i odwróciła się do Lucasa, który stał gdzieś z boku, oparty o ścianę i obserwował ją. Gdy w końcu spojrzała na niego, uśmiechnął się.
- I jak ci się podoba?
- To zaskakujące, bo raczej nie bywam w takich miejscach, ale podoba mi się ogromnie – Emily po raz kolejny omiotła spojrzeniem salę. Lucas odepchnął się od ściany i podszedł do Emily.
- Dlaczego nie bywasz w takich miejscach?
- Pomyślmy... - Emily pociągnęła łyk szampana i udała, że się zastanawia. - Bo mnie nie stać? Bo mój brat przegrywa wszystkie nasze pieniądze? Bo mam mnóstwo zmartwień na głowie?
- Nie powinnaś brać na swoje barki zła całego świata.
- Całego nie. Ale czuję się zobowiązana pomóc bratu, mam tylko Jeffa i Davida. Nikogo więcej – wypiła całą zawartość szklanki i podała ją Lucasowi. Czując, że atmosfera siada, odwróciła się w stronę głównej sali. Lucas podał kelnerowi pustą lampkę i stanąwszy tuż za Emily, spojrzał w tym samym kierunku co ona.
- Masz za dobre serce, wiedziałaś o tym?
- Tak – mruknęła, uśmiechając się. - Już kiedyś coś takiego słyszałam.
Zapadła chwila ciszy. Ciszy jednak tylko między nimi, bo muzyka nie ustała nawet na chwilę. Nagle padło pytanie, które wprawiło Emily w zaskoczenie:
- Tęsknisz za braćmi?
- Skąd takie pytanie? - spuściła wzrok i objęła się ramionami. Nie chciała na niego patrzeć, po co miał widzieć ból w jej oczach? Tym bardziej, że czuła jego obecność. Stał tuż za nią, ciepło od niego bijące było niezaprzeczalne.
- Z ciekawości.
- Tęsknię. Mimo że ich widuję, to tęsknię.
Lucas poczuł się dziwnie. Może i sprawił dziewczynie radość, zdawał sobie sprawę jak wiele znaczy dla niej pamiątka po matce i sprzęt do pracy, ale mimo wszystko jednego nie mógł sprawić. Tego, żeby była z braćmi. Oczywiście, wiadomo przez kogo. Mimo to czuł się dziwnie z tym związany.
Nie lubił tego uczucia, lubił mieć nad wszystkim kontrolę, panować i rządzić. Kto tego nie lubi? Do głowy przyszło mu pytanie, które już kiedyś sobie zadawał: Jakim cudem się w to wszystko wmanewrował?
- Emily – odezwał się stanowczo. Dziewczyna, mimo że nie chciała, odwróciła się do niego. Nadal jednak nie potrafiła na niego spojrzeć, nie chcąc okazać słabości. Dla Lucasa to nie był problem. Władczym ruchem chwycił jej podbródek i uniósł, zmuszając, by na niego spojrzała. - Obiecuję ci, że wrócisz do domu. Nie wiem jeszcze kiedy, ale wrócisz.
Emily zamrugała.
- Skąd ta obietnica?
- Chcę, żebyś była po prostu o to spokojna.
- A nie jestem?
- Nie jesteś – odpowiedział niemal natychmiast. Emily zacisnęła zęby. Nikt nie czytał z niej tak jak Lucas. Jego pokerowe sztuczki wykorzystywał nawet w głupiej rozmowie, mógł zobaczyć wszystko.
Lucas poluźnił uścisk, więc Emily automatycznie spuściła głowę. Patrząc w podłogę myślała nad tym, co jej powiedział. W końcu, po kilku sekundach milczenia, znów podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Wierzę ci, Lucas.
Te trzy słowa były przełamaniem dziwnej bariery, która stworzyła się w dniu, w którym się poznali. Emily przyznała to przed samą sobą a Lucas zdobył coś na kształt porozumienia z dziewczyną.
Snight niekontrolowanie uniósł dłoń i pogładził ją po policzku. Emily zamarła na tę czułość. Przesunął powoli po kości policzkowej i znów chwycił jej podbródek. Tym razem delikatnie. Zbliżył się do niej tak, że dzieliła ich minimalna szczelina. Emily instynktownie zamknęła oczy, czując na ustach jego gorący oddech.
Wtedy Lucas się uśmiechnął, uniósł głowę i ucałował jej czoło. Emily lekko skołowana otworzyła oczy, gdy Lucas odsunął się, łapiąc dystans. Spojrzawszy na niego, dostrzegła przebiegły uśmieszek i zrobiło jej się głupio, bo chyba właśnie dała się zrobić jak dziecko.
- Goście czekają – oznajmił i ruszył do drzwi. Emily zacisnęła usta analizując to, co się stało. Dobrze, że światło nie było tu idealne, bo przynajmniej nikt nie zauważy jej czerwonej jak dorodny burak twarzy. Poczuła dziwny wstyd przed samą sobą. Była przekonana, że Snight chciał ją pocałować ale nie to było najgorsze a to, że ona nie oponowała. To był test? Lucas chciał sprawdzić, jak się zachowa? Jeśli tak to zrobiła z siebie idiotkę.
Usilnie jednak przez cały wieczór tego po sobie nie pokazywała.
Skład był raczej stały. Może kilka nowych twarzy, na których Emily nie zwracała uwagi. Siedziała w loży przynależącej do Snighta i jego ludzi, popijała szampana, czasem przeszła się po sali. I podczas takiego spacerku wpadła na Rebeccę Polter. Na jej widok twarz automatycznie wykrzywiła się w grymasie. Kobieta w czarnej jak noc sukni do ziemi, jak zwykle prezentowała się zjawiskowo, tego nie można jej było nie przyznać. Stanęła przed Emily i uśmiechnęła się drwiąco.
- Jeszcze mu się nie znudziłaś?
Emily przewróciła oczami. Dziś nie miała ochoty na jakiekolwiek żale i kłótnie. Poza tym, była ponadto.
- Nie mam zamiaru z tobą dyskutować – syknęła groźnie, odwróciła się i już chciała iść, gdy Rebecca chwyciła jej ramię.
- Zaczekaj – jej ton się zmienił, więc Emily spojrzała na nią. Jej twarz też uległa zmianie. Niby minę miała obojętną, ale było to o wiele lepsze niż maska wrednej suki z kpiarskim uśmieszkiem. - Nie chcę się kłócić.
- Czyżby? - Emily uniosła brwi.
- Może inaczej, nie chcę sobie robić wrogów. Tym bardziej w kręgu Snighta. Sama rozumiesz...
- No, powiedzmy – Emily, wciąż sceptyczna, obserwowała ją z dystansem, szukając podstępu. Ale z jakiegoś powodu Rebecca chyba pierwszy raz zaczęła mówić coś szczerze.
- Wielkiej przyjaźni z tego nie będzie, ale może chociaż spróbujemy nawiązać nić porozumienia? Myślę, że stoimy na równym szczeblu i szkoda przepuścić okazji poznania się – uśmiechnęła się. Emily przez chwilę to analizowała. Przyjaciół trzymaj blisko a wrogów jeszcze bliżej, podobno.
- Dobrze, możemy spróbować.
- Cudnie – pisnęła Rebecca, zaskakując Emily. - To może umówimy się na jakieś zakupki? Kawę?
- Tak, chętnie – mruknęła niepewnie.
- To może dasz mi swój numer? Odezwę się – zaproponowała, wyciągając komórkę. Emily znów się zawahała ale ostatecznie podała numer Rebecce. Jeszcze chwilę porozmawiały o pierdołach, później Rebecca oddaliła się w stronę męża.
Tej nocy Emily praktycznie nie zaznała towarzystwa Lucasa. Ten non stop w odległym kącie ustalał coś z jakimiś facetami. Oczywiście Emily nie była sama. Na zmianę towarzyszyli jej albo Peter, który opowiadał jej o klubie, no bo przecież to głównie on tu urzędował pod nieobecność Lucasa, albo Nate, który ciągle wprowadzał ją w wesoły nastrój.
- Czy goście wiedzą, że bawią się w klubie, który jest własnością mafiosa? - Emily machnęła w stronę bawiących się ludzi na głównej sali, po czym wróciła wzrokiem do Petera. Ten uśmiechnął się do niej szczerze.
- Nie, ale myślę, że ich to nie obchodzi.
- Tak sądzisz?
- A ciebie by to obchodziło?
Emily zastanowiła się przez chwilę. Wypity szampan powodował, że myślenie działało na zwolnionych obrotach.
- Nie, miałabym to w dupie.
- No właśnie – Peter wzruszył ramionami, śmiejąc się. Emily od niepamiętnych czasów się rozluźniła. Bąbelki przyjemnie ją wyluzowały, w końcu nie była spięta.
- Mogę iść potańczyć?
Peter widocznie zaskoczony jej pytaniem, spojrzał najpierw na parkiet za przeszkloną ścianą, potem na swojego szefa, zajętego rozmową i znów na Emily.
- Sam nie wiem...
- Peeeeter – przeciągnęła, siląc się na słodki głosik. - Już mi się tu nudzi. Chcę trochę potańczyć.
Zatrzepotała rzęsami, składając dłonie jak do modlitwy. Peter trochę się stawiał, ale ostatecznie się zgodził. Zagroził jednak, że będzie ją obserwował i ma tańczyć zaraz przy korytarzu. Emily się zgodziła, choć pomysł jej się nie podobał. Wyszła z Peterem ze strefy VIP, ten stanął przy ochroniarzach i obserwował ją. Emily rzuciła się w wir tańca, poddając się muzyce. Co chwilę zerkała niepostrzeżenie, wyczekując chwili, w której będzie mogła na kilka chwil zniknąć. Ta chwila szybko nadeszła. Peter tylko na chwilę odwrócił wzrok a Emily szybko wbiła się w tłum bawiących.
Czuła się po prostu cudownie, tańcząc pośrodku dobrze bawiących się ludzi, czuła, że żyje, czuła, że może wszystko. To było uskrzydlające uczucie.
W oddali zobaczyła poruszenie przy barze, kelner serwował płonące drinki. Ciągnięta ciekawością ruszyła w tamtym kierunku i wtedy, w rogu sali, z którego można było dostać się do łazienek, zobaczyła jakąś parę. Dziewczyna się trzęsła, ewidentnie bała się chłopaka, a ten krzyczał coś i wymachiwał rękami. Emily zwolniła, przyglądając im się. Podeszła do baru, oparła się o niego i z ukrycia obserwowała tych dwoje. Nagle aż nią szarpnęło, gdy zobaczyła, jak ten facet uderza dziewczynę tak, że ta prawie się przewraca. Alkohol nie pozwolił jej trzeźwo myśleć. Chwyciła za pustą butelkę po jakimś alkoholu i ruszyła na tą parkę. Dobiegła do nich w momencie, w którym chłopak unosił rękę, by znów uderzyć dziewczynę.
- Ej! - krzyknęła. Chłopak gwałtownie się odwrócił i spojrzał na nią. - Taki z ciebie damski bokser? To mnie spróbuj uderzyć.
Facet odwrócił się całym ciałem i z drwiną zmierzył Emily od stóp do głów. Po wstępnej analizie roześmiał się.
- Odejdź, laleczko, bo sobie tipsy połamiesz.
Emily rzuciła okiem na przestraszoną dziewczynę za jego plecami. Obudził się w niej potwór. Dlaczego ochrona nie reaguje na coś takiego?!
Facet już się odwracał ale Emily zrobiła dwa odważne kroki i roztrzaskała mu butelkę na głowie. Po sali rozniósł się krzyk, tak głośny, że nawet przekrzyczał muzykę. Dobiegł też do uszu Petera, który wzrokiem szukał Emily. Nagle zrobiło się poruszenie, coraz więcej ludzi zebrało się wokół tej trójki.
Lucas zauważył nagłe zainteresowanie czymś nieznanym i ruszył do wyjścia.
- Co się tam dzieje? - rzucił do ochroniarzy, którzy pokręcili głowami tłumacząc, że nie mają pojęcia ale zaraz się tym zajmą. Lucas machnął ręką, szybciej załatwi to sam. Skinął na Nate'a i razem ruszyli przez tłum.
Nim zdążyli się przebić, Emily stała i patrzyła, jak z ziemi podnosi się zakrwawiony chłopak. W jego oczach zobaczyła chęć mordu, ale nie przestraszyła się.
- Ty suko! - wrzasnął.
- To cię oduczy bić kobiety, ty zasrańcu jebany! - wykrzyknęła, nie wiedzieć skąd znała takie słownictwo, sama się zdziwiła. Damska część oglądających ją poparła. Wtedy chłopak rzucił się na nią, popchnął na ścianę i uderzył z pięści w twarz. Tak, to zdecydowanie był damski bokser, nie miał w sobie za grosz litości. Gdy tylko zaatakował Emily, męska część ruszyła na pomoc ale nie zdążyli dobiec, bo Emily rzuciła się na swojego oprawcę. Zrobiła to z zaskoczenia, przez co facet wylądował na podłodze. Emily natychmiast na nim usiadła i przyłożyła mu do gardła resztki butelki. Czując, jak z ust wycieka jej krew, przetarła wierzchem dłoni usta.
- Takich jak ty powinno się kastrować i wysyłać na Sybir – wycedziła, pochylając się nad nim. Chłopak już miał zamiar ją z siebie zrzucić, gdy na horyzoncie pojawił się Lucas z Nate'em. Nate hamował wybuch śmiechu ale Lucas... Lucas był wściekły. I mordu z jego oczu Emily akurat się wystraszyła.
- Co tu się odpierdala?! - warknął. Emily wstała natychmiast i wskazała chłopaka butelką.
- Uderzył kobietę, pokazałam mu, gdzie jego miejsce! - zawołała odważnie. Lucas na chwilę odwrócił swoją uwagę od Emily i zmierzył faceta wzrokiem.
- Uderzyłeś kobietę?
- Należało się, to uderzyłem – odpowiedział hardo. Emily warknęła coś niezrozumiałego i chciała się na niego znów rzucić, ale Nate w porę ją zatrzymał. Wtedy Lucas spojrzał na Emily. Z kącika jej ust, po brodzie spływała krew, plamiąc jasną sukienkę.
- Ją też uderzyłeś? - spytał, już groźniej. Facet się zawahał, ale gapie chórem potwierdzili. Emily wtedy spostrzegła jak Lucasa ogarnia mrok. Na twarzy maluje się powaga, pięści się zaciskają, na skroni pulsuje żyłka.
Lucas machnął na dwóch ochroniarzy, po czym złapał za koszulkę faceta i przyciągnął go gwałtownie do siebie.
- Pożałujesz, że w ogóle na nią spojrzałeś, chuju – wycedził przez zęby, po czym odepchnął go z odrazą. - Wyprowadźcie go tyłem, porozmawiamy sobie – machnął na ochroniarzy, którzy bez trudu chwycili go pod pachy i zaczęli wyprowadzać. Lucas odwrócił się do Nate i Emily, która jakby w sekundę wytrzeźwiała. - Odwieź ją do domu i pilnuj, żeby nie zrobiła kolejnej głupiej rzeczy.
- Lucas... - Emily zwróciła jego uwagę i w sekundę pożałowała, gdy jego zimne spojrzenie zatrzymało się na niej.
- My pogadamy sobie w domu.

Pokerowy BlefOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz