Minęły trzy dni.
Trzy, długie, pieprzone dni.
Jeff odchodził od zmysłów, gdy jedyna wiadomość, jaką dostawał od siostry to „Nie martw się, u mnie wszystko okej". I tak dobrze, bo z Davidem nie rozmawiała w ogóle. Jeff mało spał, kombinował na wszystkie sposoby jak odzyskać siostrę, co zrobić, kogo poprosić o pomoc. Było to dla niego zwyczajnie nielogiczne, że którejś nocy do ich mieszkania przychodzi kilu typa i zabierają Emily. Owszem, miał pojęcie o mafii, bo kto nie miał? Każdy, chociażby pobieżnie.
Jeff jakby o tym nie myślał, wszystko skłaniało się do tego, że to wina Davida. Na każdym kroku dawał mu to odczuć. David jednak też przeżywał to na swój własny sposób. Jego też bolała ta cała sytuacja. Starał się rozmawiać z bratem, jakoś pomóc, ale Jeff notorycznie go odrzucał.
Któregoś dnia Jeff, czekając na swoją ostatnią klientkę, przeglądał ogłoszenia w Internecie. Wychodzący już z pracy David, zerknął przez ramię brata na ekran laptopa i prawie zakrztusił się śliną.
- Chcesz sprzedać salon?! - wykrzyknął zdumiony i spojrzał na kamienną twarz Jeffa. Brat obrzucił go złowrogim spojrzeniem.
- Sprzedam nawet duszę samemu diabłu, byle tylko Emily wróciła do domu.
- Jeff, to nie jest rozwiązanie – machnął dłonią w stronę laptopa. - Jak będziemy zarabiać gdy sprzedamy źródło naszego utrzymania? Emily wróci, ale co dalej? Za co chcesz żyć?
- Od kiedy ty taki racjonalnie myślący jesteś? - warknął wstając z krzesła i zrównując się z bratem. David westchnął ciężko.
- Odzyskamy ją, nie martw się – powiedział spokojnie ale to tylko rozwścieczyło Jeffa. Wkurwiało go opanowanie brata.
- To wszystko jest twoją winą. Emily jest pod rządami jakiegoś nieobliczalnego gangstera bo ty jesteś skurwielem!
David zacisnął mocno usta. Nie mógł się nie zgodzić. To była jego wina. Czuł się źle z tym, że nie mógł o wszystkim porozmawiać z bratem. W jego życiu były sekrety, o których bał się mówić, choć prawdą było, że już gorzej być nie powinno. Mimo to trzymał język za zębami. To jeszcze nie był moment, żeby wtajemniczać Jeffa w kolejne problemy. Najpierw musiał ochłonąć, uspokoić się. Wtedy, ewentualnie, mógł mu opowiedzieć o wszystkim, co leżało mu na sercu.
David zrobił krok w tył.
- Będę za to płacił do końca swoich dni – mruknął i wyszedł z salonu. Jeff odprowadził go wzrokiem, po czym znów usiadł przed laptopem. Chwilę myślał nad słowami brata. Chyba faktycznie podjął zbyt pochopną decyzję o sprzedaży salonu. Postanowił anulować ogłoszenie.
Gdy to zrobił, do salonu weszła jego ostatnia klientka.
Po półtorej godzinie Jeff posprzątał i przygotował się do wyjścia. Wziął klucze i wyszedł z salonu. Dokładnie go zamknął i już miał iść do swojego samochodu, gdy jego wzrok przyciągnął stojący na poboczu samochód. Był piękny. Sportowy, nowoczesny i perłowo czarny. Wręcz błyszczał się w promieniach słońca.
Zza kierownicy wysiadł koleś, którego Jeff już kiedyś widział ale nie miał pojęcia gdzie. Zmrużył oczy, próbując sobie przypomnieć.
Nim facet zdążył obejść samochód, otworzyły się tylne drzwi.
Jeff na widok siostry prawie dostał zawału.
- Emily... - szepnął. Emily rzuciła kolesiowi znaczące spojrzenie i splotła przed sobą dłonie.
- Poczekaj w samochodzie, Nate – powiedziała. Nate przez dwie sekundy przyglądał się Jeffowi, po czym wrócił za kółko. Dopiero wtedy Emily spojrzała na brata i uśmiechnęła się. Jeff podskoczył do siostry i wziął ją w ramiona, tuląc trochę zbyt mocno.
- Chryste, siostrzyczko. Tak strasznie się o ciebie bałem – odsunął się w końcu od niej, ale nadal ją obejmując, spojrzał jej w oczy. - Co tu się dzieje? Czym ty jeździsz? Gdzie mieszkasz? Myślałem, że on cię tam więzi..
- Powoli, Jeff, powoli – zaśmiała się wesoło. Jeffowi od razu zrobiło się lepiej, gdy usłyszał śmiech siostry. Miał ochotę ją złapać i z nią uciec. I nie pozwolić jej wracać już do tego gangstera.
- Tak się martwiłem – ponownie ją przytulił.
- Może pójdziemy gdzieś na kawę i porozmawiamy?
- Oczywiście, naturalnie – natychmiast pokiwał głową, zgadzając się na jej pomysł. Emily podeszła do samochodu w momencie, gdy Nate uchylał okno. Dziewczyna pochyliła się nieznacznie.
- Idziemy na kawę, zadzwonię po ciebie.
- Ale Lucas powiedział...
- Zadzwonię – powtórzyła z naciskiem. - Idę na kawę z bratem, z tego co wiem, to nie jest zabronione.
- Nie jest – mruknął, niekoniecznie zadowolony. - Czekam na twój telefon.
Po tych słowach założył okulary przeciwsłoneczne, zapalił silnik i odjechał. Emily odwróciła się do brata i uśmiechnęła się.
- Masz kierowcę? - spytał, szczerze zdumiony, wyciągając łokieć w jej stronę. Emily z wdzięcznością wzięła go pod rękę, po czym ruszyli do najbliższej kawiarni.
- Snight mieszka na Brooklynie. Nie wiem, o której bym musiała wyjść z domu, żeby dojść na czas do pracy – zaśmiała się. Jeff był tym jeszcze bardziej zdziwiony. Był przekonany, że siostra jest zamknięta w jakimś pokoju bez klamek i okien. Bez wody i jedzenia. A ona idzie obok niego, wygląda dobrze, śmieje się i wcale nie wygląda na taką, która została siłą zabrana z własnego mieszkania, własnego życia.
- Chodzisz do pracy?
- No, a dlaczego miałabym nie chodzić? - teraz Emily obserwowała go rozbawiona, ze zdziwieniem. Jeff wzruszył ramionami.
- Myślałem, że cię u siebie więzi.
- Nie, Jeff – Emily powoli pokręciła głową. - Ciężko to wszystko wyjaśnić. Ja też do teraz tego nie rozumiem i uwierz, że trudno mi to wszystko zaakceptować.
- Czyli żyjesz sobie normalnie, tylko w innym miejscu? - Jeff podejrzliwie uniósł brew a Emily uśmiechnęła się do niego.
- Dokładnie tak.
- To jakiś kosmos – Jeff przetarł wielką dłonią czoło. - Więc dlaczego nie możesz żyć sobie tutaj? Z nami? Ja wiem, że ta część Queens nie cieszy się zbytnią popularnością no ale...
- Jeff, tu nie o to chodzi. Ja tam nie jestem na wakacjach.
Jeff chwilę analizował jej słowa, po czym spojrzał na nią wystraszony.
- Czy on cię zmusza do...
- Boże! Nie! - zawołała natychmiast. - Nic z tych rzeczy.
- Nic z tego nie rozumiem – Jeff pokręcił głową. Doszli do pobliskiej, małej kafejki, w której na szczęście o tej godzinie nie było dużo klientów. Zajęli najodleglejszy stolik i usiedli naprzeciw siebie, po złożeniu zamówienia.
Jeff natychmiast wziął ją za ręce nad stołem, nie mogąc nacieszyć oczu widokiem siostry.
- No to opowiadaj, jaki on jest dla ciebie? Dobrze cię traktuje?
- Jak mam być szczera to nie widuję go – wzruszyła ramionami a Jeff ściągnął brwi.
- Jak to?
- Rozmawialiśmy po moim wprowadzeniu się ale od trzech dni się mijamy. On pracuje, ja na szczęście też, nie rozmawiałam z nim od tamtego momentu. Ale dbają o mnie. Nate wszędzie mnie wozi, mogę chodzić gdzie chcę, mogę widywać się z wami.
- Więc gdzie jest haczyk?
- Mam być czymś w rodzaju... jego wizytówki – Emily bardzo ostrożnie dobierała słowa. Wiedziała, jak porywczy bywał Jeff. Miała świadomość, że jeśli jakieś zdanie zabrzmi nie tak, jak powinno, Jeff może rozkręcić burzę. Która niestety podziała tylko na jego niekorzyść. Lucas Snight to nie byle kto.
- Wizytówki?
Jeff zacisnął zęby, gdy kelnerka przyniosła ich kawy. Emily natychmiast uniosła swoją filiżankę i upiła łyk, jakby bojąc się kontynuacji tej rozmowy.
- Mam mu towarzyszyć na spotkaniach, bankietach, takie tam.. - machnęła lekceważąco ręką. Jeff wziął głęboki wdech, zaciskając dłoń w pięść.
- I mówisz o tym tak spokojnie?
- A jak mam mówić?
- To jest mafia, Emily. Myślisz, że to będą towarzyskie spotkanka przy herbatce i ciasteczkach? - wysyczał, z trudem panując nad swoją złością. Emily doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale póki co skrupulatnie odsuwała od siebie te myśli. Nate był dla niej miły, taki naprawdę miły. Nie udawał. Szczerze o nią dbał, często się uśmiechał, był uprzejmy i starał się. Emily to dodawało trochę sił. A może czuła się dobrze, bo od trzech dni w jej pobliżu nie było Lucasa?
Nie miała pojęcia. To za krótki okres by wyciągać jakieś konkretne wnioski.
- Jeff, proszę cię. Nie chcę wiedzieć, o czym rozmawiają i z jakiego powodu się spotykają. Wykonują tylko swoje... zadanie.
Jeff złagodniał na twarzy. Po raz kolejny wziął siostrę za ręce i ścisnął mocno.
- Nie chcę, żeby stała ci się krzywda. Powiedz słowo a zabiorę cię i uciekniemy z tego syfu – szepnął. W Emily coś zadrżało. Szansa na ucieczkę, możliwość dawnego życia, z najbliższymi. Jednak konsekwencje przychodzą zbyt szybko.
- Sam powiedziałeś, że to mafia. Znajdą mnie i zabiją.
- Zabiją? Co ty mówisz?
- Nie mam pojęcia, co grozi za niesubordynację. I chyba nie chcę się dowiedzieć. David kiedyś mówił, że są bezwzględni – dodała ciszej. Zapanowała nagle cisza, podczas której rodzeństwo wymieniało spojrzenia. Temat o Davidzie nawinął się sam ale żadne z nich nie chciało, lub po prostu nie wiedziało, jak pociągnąć ten temat. W końcu zdecydowała się na to Emily.
- Co u niego?
- Snuje się, oddycha, żyje, prawi morały – Jeff wzruszył lekceważąco ramionami.
- Prawi morały?
- Ta. Chciałem sprzedać studio tatuażu ale David mnie od tego odwiódł.
- I w końcu jakaś dobra decyzja z jego strony. Jeff, jak możesz myśleć o sprzedaży studia?! - Emily obserwowała go ze zdumieniem zmieszanym ze zmartwieniem. Była bardzo zżyta z braćmi. Wiedziała, że zrobią wszystko by spróbować ją odzyskać. Ale postawa Jeffa jeszcze bardziej ją zdziwiła. Była wzruszona ale również zaniepokojona, zbyt pochopnym podejściem.
- Emi, zrobię wszystko, żebyś do nas wróciła – ścisnął jej dłonie, na co Emily zacisnęła zęby, by się nie rozpłakać.
- Ale nie kosztem całego życia, Jeff.
Jeff zwiesił głowę i ciężko westchnął. Emily miała rację, ale on bardzo chciał, żeby się myliła. Był gotowy sprzedać wszystko byle tylko odzyskać siostrę.
W końcu podniósł wzrok i spojrzał na siostrę.
- A skoro już o Davidzie mowa, nie chciałaś się z nim zobaczyć? Jest jaki jest, ale też to przeżywa, na swój śmieszny sposób.
- Jeszcze nie teraz. Nie jestem gotowa – mruknęła. Spotkanie z Davidem było dla niej ciężkie. Spojrzeć w oczy człowiekowi, któremu oddała serce a który ją sprzedał, jak zwykłą rzecz. Nadal czuła żal, czuła smutek i niezrozumienie. Wciąż nie wiedziała, dlaczego?
- Jasne, nie dziwię się. Czyli mam mu nie mówić, że się z tobą widziałem?
- Będę wdzięczna.
- Żaden problem – uśmiechnął się do niej.
Rozmawiali jeszcze długo, tracąc rachubę czasu. Jeff czuł się świetnie znów widząc swoją siostrę. Słysząc jej śmiech, rozluźniał się. Był nawet trochę spokojniejszy widząc, że Emily jest cała i zdrowa. I że Lucas nie trzymał jej w zamknięciu. Choć i tak nie do końca rozumiał grę, którą prowadził, ale nie obchodziło go to. Cieszył się, gdy siostra mówiła, że pracuje, mieszka w dobrych warunkach, może wychodzić, może się z nimi widywać. To było dla niego najważniejsze. Bolało go, że nie była przy nich, bo mieszkanie bez niej było puste i smutne. Pozbawione kolorów. Ale próbował sobie to przedstawić tak, jakby po prostu się wyprowadziła.
Tego popołudnia wszystko wyglądało jak dawniej. Znów rozmawiali, znów się śmiali, znów byli razem. Jeff zapomniał o tym, że gdy to spotkanie dobiegnie końca, jego siostra wróci na Brooklyn, do niebezpiecznego mafiosa. Ta myśl go łamała.
Musiał, po prostu musiał coś z tym zrobić.
CZYTASZ
Pokerowy Blef
RomanceŻycie Emily było względnie proste. Pomimo tego, że razem z dwójką braci ledwo wiązali koniec z końcem, było znośnie. Do momentu, w którym jeden z braci wciąga ją w swój hazardowy syf. Traci podczas gdy w pokera najcenniejszą dla niego rzecz. Czy Emi...