Po kilku dniach David wrócił do kraju. Jeff, ku jego zaskoczeniu, ucieszył się na jego widok. Młodszy brat przyglądał mu się uważnie, odnosił wrażenie, że wiele się zmieniło przez okres jego nieobecności.
- Emily jednak nie wróciła do domu? – mruknął obserwując bałagan w mieszkaniu. Siostra go poinformowała, że wybrała własne życie, mimo to David gdzieś tam w środku liczył, że sytuacja się zmieni. Jeszcze bardziej zaskoczyło go podejście Jeffa, który podchodził do całej sprawy z zadziwiającym zrozumieniem.
- Tam jej dobrze, to po co ma wracać? – Jeff wzruszył ramionami, uśmiechając się lekko. David zmarszczył brwi.
- I tobie to odpowiada?
- Że nasza siostra jest w związku z gangsterem? Niekoniecznie. Ale wiem, że jest z nim szczęśliwa i kocha go.
- Kocha go? – Davidem szarpnęło na tę rewelację. Liczył, że to kaprys, że Emily ogarnęło zauroczenie, fascynacja, że to minie.
Jeff przyjrzał mu się uważnie.
- No, tak mi powiedziała. Wy w ogóle rozmawialiście? Nie wiesz takich rzeczy?
David zacisnął zęby. Wiele chciał wtedy powiedzieć bratu. Wyjawić prawdziwy powód jego wyjazdu, powiedzieć, co zrobiła Emily i dlaczego w ogóle jej los i Snighta się skrzyżowały.
Nie skomentował pytania brata, bojąc się, że może paść za dużo.
Zadzwonił telefon Davida, okazało się, że to Nate, który czekał na niego pod kamienicą.
- Wilson, miałeś się tylko przebrać, a nie ma cię już dziesięć minut – fuknął poirytowany. Miał odebrać go z lotniska i przywieść do Snighta, to David stwierdził, że musi się jeszcze przebrać, ale czas chyba mu się lekko wydłużył.
- Już schodzę – rzucił do słuchawki i rozłączył się. Jeff spojrzał na niego pytająco.
- Ledwo co wróciłeś i już znikasz?
- Muszę się zobaczyć z Emily – oznajmił i ruszył do drzwi.
- Pozdrów ją ode mnie.
David już nie skomentował. Wyszedłszy z kamienicy, podszedł do Nate'a, który czekał na niego z niezadowoloną miną. Zerknął wymownie na zegarek, na co Wilson przewrócił oczami.
- Nie truj – burknął, wsiadając do samochodu. Nate poszedł jego śladem.
David miał ochotę czegoś się dowiedzieć, zadać mnóstwo pytań. W głowie pojawiały się jedno za drugim, ale on zadał te, które interesowało go najbardziej.
- Emily naprawdę zabiła Floya? – odwrócił powoli głowę, by spostrzec, jak Nate uśmiecha się obserwując drogę.
- Ta dziewczyna to twarda sztuka. Mnie też zaskoczyła.
David nie podzielał jego radości, był raczej tym zmartwiony. Mimo że siostra po raz kolejny uratowała mu tym czynem życie. Prawdopodobnie już na dobre.
Wilson głośno westchnął.
- Nie chce mi się w to wierzyć... - mruknął.
- Ja żałuję, że tego nie widziałem – Nate, znowu się uśmiechając, uderzył otwartą dłonią w kierownicę. David znów spojrzał na niego.
- Jak to się stało? Jak do tego wszystkiego doszło?
- Nie czuję się w obowiązku, żeby z tobą o tym rozmawiać. Może Don będzie na tyle wspaniałomyślny, albo ewentualnie twoja siostrzyczka.
David znów wrócił wzrokiem do przedniej szyby. Ogarnął go dziwny smutek. Gdyby nie on, Emily pewnie teraz byłaby z nimi w domu. Nie związałaby się z głową klanu mafijnego, nie zabiłaby człowieka, nie przechodziłaby przez to wszystko.
Bał się też podejścia Snighta do Emily. Lucas był wpływowym i majętnym człowiekiem, może Emily w jego rękach była tylko zabawką? Na samą myśl zacisnął dłonie w pięści.
Pod rezydencję na Brooklynie podjechali w absolutnej ciszy. David rozglądał się z szeroko otwartymi oczami, podziwiając ogrom i luksus tego miejsca.
Wyszedłszy z samochodu, ruszył za Nate'em, który poprowadził go do wejścia. Stamtąd przez korytarz aż do ogromnego pokoju dziennego. Nate przejechał wzrokiem po pokoju, nie spostrzegając Lucasa. W momencie, w którym chciał ruszać na poszukiwania, przez tarasowe drzwi do pokoju wszedł Snight. Ściągnął okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na swojego gościa.
- Jak lot, Wilson? – spytał na powitanie, chowając dłonie do kieszeni spodni i podchodząc do niego.
- Dobrze – odpowiedział zdawkowo, przyglądając się mężczyźnie. Z kimś takim związała się jego siostra? Prywatnie wiele mu zawdzięczał. Lucas wyciągnął go z niezłego bagna, zapewnił Emily ochronę, w ogóle zrobił bardzo wiele. Mimo tego wszystkiego, w interakcji z jego siostrą, wszystko szło w zapomnienie. Nie chciał dla niej takiego losu.
- To świetnie. Cieszę się, że twoja przygoda w końcu dobiegła końca. Mam nadzieję, że śmierć Floya jest równoznaczna z tym, że przestaniesz pakować się w kłopoty – westchnął znużony.
- Też na to liczę.
- Mimo wszystko życzę ci szczęścia – oznajmił i podszedł do niskiego stolika, na którym stała szklanka z whisky.
- Emily tu jest? – David patrzył, jak Lucas podnosi szkło i odwraca się do niego. Jego wzrok się zmienił, stał się bardziej przebiegły, a uśmiech tajemniczy. Chwilę w milczeniu obserwował gościa, oceniając jego nastawienie. Odpowiedział dopiero po długiej pauzie.
- Oczywiście, że jest.
- Chcę się z nią zobaczyć – zażądał natychmiast. Lucas wymownie zerknął na swojego pomocnika.
- Nate, powiedz Emily, że brat chce się z nią widzieć.
Mężczyzna skinął głową i ruszył do korytarza, odprowadzony wzrokiem Davida. Ta chwila oczekiwania była zbyt długa, ale po niej Nate wrócił w pojedynkę. Rozłożył bezradnie ręce.
- Przykro mi, Wilson. Siostra nie chce cię oglądać.
Ta wiadomość była dla Davida druzgocąca. Z jednej strony było mu przykro, a z drugiej się wkurwił. Od kiedy był mniej ważny niż jakiś mafioso i jego pomagier?
- Muszę się z nią zobaczyć – wycedził i ruszył w stronę korytarza, ale Nate w porę go zatrzymał. Chciał coś powiedzieć, ale jako pierwszy odezwał się Lucas.
- Jeśli tylko zmieni zdanie na pewno cię powiadomię.
- To twoja wina – warknął gwałtownie, odwracając się do Lucasa. Snight powstrzymał wybuch śmiechu.
- Moja? Nie sądzisz, że sam zapracowałeś sobie na ten stan rzeczy?
David spuścił głowę, reagował zbyt wybuchowo i nie miał racji. Wiedział o tym. Pokręcił zrezygnowany głową.
- Nie chcę dla niej takiego życia – mruknął. Lucas uniósł jedną brew, obserwując go uważnie. Snightowi cisnęło się na usta stwierdzenie, że to właśnie przez niego Emily ma to wszystko, jednak zwracając uwagę na ich relację, można by powiedzieć, że nie przez niego, a dzięki niemu.
- Wilson, nie wpadłeś na to, że twoja siostra jest ze mną szczęśliwa? – spytał podchodząc do kanapy i siadając na niej wygodnie. David uniósł wzrok i spojrzał na Snighta, ten wskazał kanapę naprzeciw siebie. Wilson niepewnie podszedł i usiadł.
- Po tym wszystkim co się stało zależy mi tylko na tym, żeby była spokojna.
- Mogę cię zapewnić, że w końcu jest.
- Jeśli coś jej się przy tobie stanie... - wycedził po chwili, na co Lucas parsknął.
- Zwykle jak coś się działo, to przy tobie i z twojego powodu, nie zapominaj o tym, dlaczego się tutaj znalazła – położył nacisk na ostatnie słowa, David bezwiednie zacisnął zęby. – Słuchaj, Wilson, może odrzucimy już te nieprzyjemności na bok? Sprawa jest zamknięta, wszystko dobrze się skończyło. Jeśli Emily zgodzi się ci wybaczyć, raczej będziemy się częściej widywać – uśmiechnął się do niego chytrze. Mimo to David nie mógł nie przyznać mu racji. Brak jego akceptacji na pewno nie zmieni zdania Emily, a co więcej, może tylko pogorszyć sytuację, a tego by nie przeżył.
Uniósł dłonie w geście kapitulacji, musiał zaakceptować wybór swojej siostry.
- Dobrze, niech więc tak będzie – powiedział bez przekonania. – Ale jeśli będzie przez ciebie cierpieć to...
- Nigdy do tego nie dopuszczę – przerwał mu z mocą. – Nie musisz mi wierzyć, ale dla świętego spokoju powiem ci, że zależy mi na twojej siostrze jak na nikim innym kiedykolwiek.
Davidowi było ciężko w to uwierzyć. Znał Snighta ze złej strony. Widział w nim pracodawcę, mafiosa i zabójcę. Nagle ten człowiek mówił mu, że na czymś mu zależy i to nie na byle czym – bo na jego siostrze.
Wilson jednak nie miał zamiaru się z nim kłócić. Liczył po cichu, że Snight mówił prawdę.
- Powiedz mi jak doszło do tego wszystkiego? – David chciał zmienić temat, dowiedzieć się wszystkiego. Lucas zamyślił się na chwilę przed odpowiedzią.
- Floy mnie porwał posługując się podstępem. Zwabił Emily do starych hangarów, gdzie mnie przetrzymywał. Gdy tam dotarła zaproponował jej moje życie za twoje.
- On... on ją szantażował? – David patrzył na niego niedowierzająco.
- Tak. Miał mnie wypuścić w zamian za informację o miejscu twojego pobytu.
- Emily mnie nie wydała? – spytał szeptem, dziwiąc się jeszcze bardziej. Lucas uśmiechnął się do niego kpiąco.
- No skoro tu siedzisz to raczej nie.
Davidowi nie mieściło się to w głowie. Emily tak wiele dla niego robiła. A on...
- Skąd miała broń? – znów utkwił spojrzenie w Lucasie.
- Ukradła mi z sejfu.
- I zabiła go? Tak po prostu?
- Pociągnęła za spust dopiero wtedy, gdy dowiedziała się, kto i dlaczego zabił waszych rodziców.
Na te słowa Davidowi natychmiast przypomniała się rozmowa z siostrą przez telefon. Dała mu wtedy do zrozumienia, że wszystko wiedziała. Na tę myśl zabolał go brzuch.
- No tak... - burknął.
- Ona cię nie wini – Lucas powoli pokręcił przecząco głową. – Ale póki co nie potrafi tego zrozumieć.
- Jak ona się z tym czuje? Z tym, że... wiesz...
- Zabiła?
- Tak.
- Zaskakująco dobrze – Lucas w zamyśleniu potarł podbródek. – Aż jestem w szoku, że tak szybko podniosła się psychicznie.
- To jest straszne – westchnął David, przecierając dłońmi twarz. – A dlaczego krzyczała na mnie przez telefon, że przeze mnie prawie zginąłeś?
- Bo gdy zabiła Floya przyszedł jego człowiek. Zobaczył trupa, wyciągnął broń i strzelił do Emily. Zasłoniłem ją.
Lucas mówił to z takim spokojem, że David potrzebował czasu, aby to przyswoić. Snight widział, że Wilson wolno trybi, więc rozpiął koszulę i na dowód pokazał mu bandaż. Z szeroko otwartymi oczami przyglądał się gangsterowi. Tych wiadomości było już za dużo. Snight własnym ciałem zasłonił jego siostrę przed postrzałem. Emily żyła dzięki niemu, na Boga. Czy tak zachowuje się człowiek, któremu nie zależy?
- Uratowałeś ją... - szepnął. Lucas wzruszył ramionami, jakby było to dla niego niczym. Zapiął koszulę i uśmiechnął się ledwo zauważalnie.
- Nie pozwoliłbym jej zginąć, jest dla mnie ważna.
David znów chwilę przyswajał te słowa. Faktycznie chyba nie warto było się wtrącać i prawić Emily kazań. Siostra na pewno bezpieczniejsza była przy Lucasie aniżeli przy nim, niestety. Liczył jednak, że po tym wszystkim sytuacja się poprawi, że jakoś na nowo wszystko wróci do normy, Emily mu wybaczy i będzie jak dawniej.
Rozmawiali jeszcze kilka minut. W zaskakującym spokoju i harmonii, choć z wyczuwalnym dystansem. Po tym czasie David pożegnał się, Nate odwiózł go do domu a Lucas ruszył do swojej sypialni, w której na krześle przy oknie siedziała Emily. Łokcie miała oparte na parapecie a spojrzenie wbite w widok za szybą.
Słysząc, że ktoś wszedł wzdrygnęła się, ale nie odwróciła.
- Pojechał? – spytała cicho. Lucas zamknął drzwi i podszedł do niej, zatrzymując się za jej plecami.
- Pojechał.
- Co mu powiedziałeś?
- Prawdę.
Emily w końcu odwróciła się i spojrzała na Lucasa z widocznym żalem. Westchnęła głośno.
- Nie miałam siły z nim rozmawiać, jeszcze nie teraz – zacisnąwszy powieki, pokręciła przecząco głową. – Tak dużo się stało, nie potrafię...
- Mała, już wystarczy – Lucas przerwał jej, przykucnął tuż przed nią i położył dłonie na jej kolanach. – Nikt cię nie zmusza, porozmawiasz z nim jak będziesz gotowa.
- Kocham go ale ostatnie tygodnie okazały się niepojętą tajemnicą, to dla mnie za dużo.
- Domyślam się – Lucas uważnie ją obserwował, widział, jak jest rozdarta, jak próbuje uporządkować myśli i przywrócić spokój ducha. – Wiem, że nie tak wyobrażałaś sobie swoje życie. Wiem, że według ciebie szczęście ma inną definicję.
- Lucas, o czym ty mówisz? – spojrzała na niego, marszcząc brwi. – Uważasz, że nie jestem szczęśliwa? Że jestem tu z przymusu? Przyzwyczajenia?
- A nie jesteś?
- Oczywiście, że nie jestem – odpowiedziała natychmiast, delikatnie biorąc jego twarz w dłonie i patrząc w oczy. – Wszystko zaczęło się fatalnie, wszystkie kłamstwa i sekrety działały na niekorzyść całej tej sytuacji, ale teraz... Lucas, stałeś się moim jedynym światełkiem w tym wszystkim.
Lucas zabrał z policzków jej dłonie i ucałował kilka razy, po czym znów spojrzał jej w oczy.
- Przepraszam, że musiałem to wszystko przed tobą ukrywać. Tak naprawdę to miałaś się w ogóle nie dowiedzieć z jakiego powodu znalazłaś się w moim domu. To miało być dla twojego bezpieczeństwa.
- Teraz już wiem – ścisnęła jego dłonie. – I nie mam ci tego za złe. Nie rozumiem tylko jakim cudem poszedłeś na taki układ z moim bratem? Ty? Taki bezduszny gangster zgodziłeś się niańczyć siostrę hazardzisty? – uśmiechnęła się tajemniczo, unosząc jedną brew. Lucas na chwilę spojrzał za okno, zamyślił się nad początkiem tej całej historii. Po chwili uśmiechnął się do swoich myśli i wrócił wzrokiem do Emily.
- Może zacznę od początku?
- Zamieniam się w słuch.
- Gdy David narobił sobie u mnie długów po raz któryś wiedziałem, że nie ma mnie jak spłacić. Postanowiłem wykorzystać to na swoją korzyść, dlatego zaczął dla mnie pracować.
- Co dokładnie robił?
- Chodził na zebrania klanu, większe, mniejsze. Działał incognito, nikt go ze mną nie wiązał. Podsłuchiwał, wypytywał, był ciekawski. Sama wiesz, że na takich imprezach ludzie nie zawsze są życzliwi, czasem powiedzą o słowo za dużo. Potem mi donosił. Sprzątałem niewygodnych dla siebie ludzi.
Mimo że Emily zdawała sobie z tego sprawę, wręcz wiedziała o tym, przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.
- Co było dalej?
- Później wkręcił się w środowisko Floya. Dzięki mnie wiedział jak ich podejść. Udawał nowego pracownika a tak naprawdę ciągle kablował. Miałem po prostu w kręgach wroga swojego człowieka. Kiedy twój brat odszedł, Floy jakimś cudem się o wszystkim dowiedział. Wtedy zaczęły się problemy. Nie dość, że na głowie miał Bursona i jemu podobnych, to jeszcze Floy na dokładkę. Oczywiście przedmiotem szantażu zawsze byłaś ty.
- Tak, podobno... – mruknęła, przełykając ciężko ślinę. Lucas wstał, prostując się i podszedł do okna. Schował dłonie do kieszeni i na chwilę się zamyślił. Potem kontynuował.
- David przyszedł do mnie, powiedział o wszystkim. Nigdy w jego oczach nie widziałem tyle strachu, co wtedy. Byłem przekonany o tym, że cię kocha i jesteś dla niego bardzo ważna.
Słowa Lucasa spowodowały, że Emily zaschło w gardle i przełykanie już nie pomagało. Patrzyła na niego wyczekująco, nie mając odwagi się odezwać.
- To, że tu jesteś było moim pomysłem. Na początku było to dla mnie intrygujące, spodobałaś mi się już wtedy, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz – zerknął na nią i uśmiechnął się zagadkowo. – Ale z czasem zacząłem dostrzegać twój smutek, twoją niechęć i to bardzo mnie ostudziło. Chciałem jak najszybciej zakończyć tę sprawę i oddać cię braciom. Nigdy nie sądziłem, że przez ten czas staniesz się dla mnie tak ważna.
Emily wstała a Lucas odwrócił się do niej. Chciała to skomentować ale po jego minie widziała, że to jeszcze nie koniec. Snight chwycił jej dłoń i chwilę się jej przyglądał. Zastanawiał się jak ma ubrać w słowa to, co czuł.
- Pamiętasz jak kiedyś powiedziałem ci, że staję się przy tobie miękki?
- Pamiętam.
- Bardzo się tego bałem. Myślałem, że zrobi się ze mnie dobry człowiek, ciepła klucha, a na to nie mogę sobie pozwolić, zważając na moją pracę. Ale zauważyłem, że jestem w stanie to wszystko dzielić.
- Jak mam to rozumieć?
- W pracy jestem nadal taki, jaki byłem. A przy tobie jestem... lepszy – uśmiechnął się do niej. – I podoba mi się to. Cholernie się tego obawiałem ale zrozumiałem, że to dla ciebie chcę być lepszy. Nie dla innych. Dla ciebie.
- Lucas, ja... - zaczęła, ale urwała. Była wzruszona jego słowami, pełnymi szczerości i uczucia. Zwalczyła łzy, które cisnęły się jej do oczu.
- Wcześniej nie sądziłem, że to powiem ale teraz jestem pewny bardziej niż kiedykolwiek. Zależy mi na tobie. To dzięki tobie mam ochotę wstać rano, uśmiechać się, wracać do domu. Jesteś lepszą wersją mnie i chcę, żebyś już zawsze nią była. Kocham cię, Emily i zrobię wszystko, żebyś była przy mnie szczęśliwa.
Dziewczynie zakręciło się w głowie. Patrzyła mu w oczy i próbowała zobaczyć w nich człowieka, którego poznała kilkanaście tygodni temu, zimnego gangstera, który bez mrugnięcia okiem mógł zabić. Nie widziała go, a przynajmniej wtedy go nie dostrzegała. Miała przed sobą człowieka, który skradł jej serce. Już dawno temu.
Emily podniosła dłoń i pogładziła go po policzku, uśmiechając się.
- Nic nie musisz robić, już jestem szczęśliwa. Wystarczy, że jesteś obok.
- Nigdzie się nie wybieram.
- Niech więc tak zostanie. Ja ciebie też kocham, Lucas. Nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak bardzo.
- No, chyba sobie jednak zdaję. Bez prawa jazdy pojechałaś do opuszczonych hangarów na końcu miasta po telefonie Floya. A jakby to była pułapka? – nagle jego ton się zmienił, temat rozmowy z resztą też. Emily jednak wybuchła na to śmiechem, odrzucając głowę do tyłu. Nie mogła wytrzymać, widząc twarz Lucasa, na którą w przeciągu chwili, wkradła się troska zmieszana z pretensją.
- Naprawdę masz zamiar teraz mi to wypominać? – spytała przez śmiech, wtulając się w niego. Lucas objął ją i pocałował w czubek głowy.
- Masz rację, nie powinienem. Ja pewnie zrobiłbym to samo.
Emily zamknęła oczy, rozkoszując się jego ciepłem. Lucas delikatnie gładził ją po plecach, wsłuchiwał się w jej spokojny oddech.
- Lucas – szepnęła.
- Hm?
- Floy nie żyje, tajemnice skończone, sprawa zamknięta. Co dalej? – podniosła głowę, by na niego spojrzeć. Lucas uśmiechnął się do niej.
- Seszele?
![](https://img.wattpad.com/cover/335854212-288-k76235.jpg)
CZYTASZ
Pokerowy Blef
عاطفيةŻycie Emily było względnie proste. Pomimo tego, że razem z dwójką braci ledwo wiązali koniec z końcem, było znośnie. Do momentu, w którym jeden z braci wciąga ją w swój hazardowy syf. Traci podczas gdy w pokera najcenniejszą dla niego rzecz. Czy Emi...