Emily bezwiednie mieszała łyżką w płatkach kukurydzianych, patrzyła gdzieś za okno niewidzącym wzrokiem.
- Emily – głos Nate'a sprowadził ją na ziemię. Spojrzała na chłopaka, który siedział naprzeciw i patrzył na nią pytająco.
- Co?
- Pytałem, o której dziś kończysz?
- Kończę co?
- No... pracę – Nate zmarszczył brwi, obserwując ją uważnie. – Emily, co się dzieje? Gdzie jesteś myślami?
Emily spuściła wzrok na swoją porcję płatków, po czym uśmiechnęła się delikatnie. Myślami była daleko stąd, na Oceanie, z Lucasem. Na samą myśl po jej plecach przeszedł przyjemny dreszczyk.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- No, to widzę. Tylko nie wiem czemu. Wszystko okej?
- Tak, oczywiście. Jak najbardziej – uśmiechnęła się do niego pewnie. – Po prostu poprzedni weekend nie chce wyjść mi z głowy – przyznała, choć nie wiedziała dlaczego. Było dla niej krępujące dzielić się tym z Nate'em. Chłopak okazał się jednak zaskakująco rozumny. Uśmiechnął się do niej znacząco.
- Emily, wiesz, że jest już środa? Ty nadal żyjesz weekendem?
Emily uniosła wzrok na sufit, próbując znaleźć odpowiednie słowa do opisania jej samopoczucia.
- To było po prostu...
- Nie musisz mówić – Nate uniósł dłoń. – Domyślam się, twój banan na twarzy mówi sam za siebie – mrugnął do niej porozumiewawczo a Emily speszyła się trochę, ale obdarzyła go nieśmiałym uśmiechem.
- Zostawisz te domysły dla siebie?
- Oczywiście, Emily. Możesz na mnie polegać. Ale jeśli pozwolisz, chciałbym cię o coś zapytać.
- Jasne, pytaj.
- Twoi bracia już wiedzą, że zakochałaś się w szefie największej z amerykańskich mafii?
Emily aż szarpnęło na to pytanie. Jej twarz od razu pobladła, patrzyła na niego zszokowana.
- Kto tu mówi o miłości? – spytała zdumiona. Nate prychnął, rozsiadając się bardziej na krześle.
- Spójrz na siebie w lustrze, mała. Pierwszego dnia wyglądałaś zupełnie inaczej. I to wcale nie jest zasługa przyzwyczajenia – dodał widząc, że otwierała już usta, by odpowiedzieć. Emily nerwowo zacisnęła zęby.
- To za mocne słowa, Nate. Niczego jeszcze nie ustalaliśmy, nie ma żadnych konkretów i na pewno nie ma mowy o żadnej miłości.
- Tak, oczywiście – mruknął sarkastycznie, wstał i ruszył do wyjścia z jadalni. Zdumiona Emily powiodła za nim wzrokiem, a gdy wyszedł, wyskoczyła za nim.
- Nate! Przecież wiem, co mówię! Chyba gdybym się zakochała to wiedziałabym to pierwsza – szła w ślad za jego rozbawioną sylwetką.
- Nie zgadzam się.
- Nate, nie wkurzaj mnie... - syknęła. Byli już praktycznie przy wyjściu z domu, w progu wpadli na Lucasa.
- Znowu wkurzasz Emily? – Lucas zmierzył uważnym spojrzeniem Nate'a, po czym spojrzał na Emily. – Co znowu zrobił?
Emily przełknęła nerwowo ślinę, zaś Nate ukrywał uśmieszek, który pchał mu się na usta. Dziewczyna zerknęła na Nate'a, wysyłając mu jedno błagalne spojrzenie. Nate klepnął Lucasa w ramię.
- Znasz mnie, stary. Czasami jestem po prostu wkurwiający.
- Nie śmiem się nie zgodzić – burknął, patrząc na jego wesołą gębę.
- A co tu robisz? – Emily natychmiast postanowiła zmienić temat, czuła, jak pocą jej się dłonie. Lucas przeniósł na nią swój wzrok.
- Zapomniałem czegoś. Nie zatrzymuję was – oznajmił po czym odsunął się, robiąc miejsce. – Jutro jedziemy na zakupy, pamiętasz?
- Pamiętam.
- Cieszę się – zbliżył się do niej i wskazującym palcem uniósł jej podbródek. – Uprzedzam, że dziś nie wracam do domu, dopiero jutro w południe. Więc jak będzie jakiś problem, Nate jest do twojej dyspozycji – powiedział, po czym pocałował ją miękko. Nate udawał, że tego nie widzi ale gdy Lucas zniknął w głębi domu, uśmiechnął się szeroko do Emily.
- I ciebie nie pierdolnął Kupidyn?
- Oczywiście, że nie – obruszyła się natychmiast.
- To ja jestem baletnicą w różowej sukience – wybuchnął śmiechem i wyszedł z domu. Emily, fucząc przekleństwa pod nosem, zaczęła człapać za nim.***
Ten dzień w pracy obfitował w mnóstwo telefonów. Najpierw zadzwonił David, godzinę później Jeff, pytali co u siostry, jak się trzyma, jak się czuje i tym podobne. Ostatnio Emily nie miała zbyt dużo czasu, żeby odwiedzić braci. Mimo to często rozmawiali przez telefon. A co do telefonów, ostatnim rozmówcą była, ku zaskoczeniu Emily, Rebecca, która z ogromną radością zapraszała Emily na kawę. Ta się zgodziła, Lucasa i tak tego wieczora miało nie być, ona nie miała w planie żadnych sesji, więc przystała na spotkanie na mieście.
Nate był równie zdziwiony, co Emily, ale nie odzywał się.
Punkt piąta spotkały się w jednej z nowojorskich kawiarenek.
Rebecca jak zwykle przyciągała wzrok, odziana w obcisłe spodenki i top eksponujący jej biust. Emily sceptycznie uniosła brwi gdy kobieta krokiem modelki ruszyła w jej kierunku.
- Cześć Emily – przywitała się wesoło.
- Cześć Rebecca.
Emily wciąż zachowywała sceptyczność i ostrożność. Lucas kiedyś powiedział jej, że nawet nie wiemy kiedy ktoś robi nam pod górkę. Cholera ją wiedziała, może to była gra? Tylko... po co?
Rebecca usiadła wygodnie naprzeciw Emily, zarzuciła włosy na plecy. Tuż obok niej pojawił się kelner. Kobieta zamówiła to samo co Emily i w końcu spojrzała na swoją towarzyszkę.
- Co u ciebie? – spytała jak gdyby nigdy nic, na co Emily wzruszyła ramionami.
- Bardzo dobrze, dziękuję.
- Jak związek ze Snightem?
- Lepiej być nie może – odpowiedziała automatycznie, wyczuwając w tym pytaniu nutkę kpiny. Kłamała czy nie, inaczej nie chciała jej odpowiadać. Rebecca obdarzyła ją uśmiechem.
- Fajnie, że zgodziłaś się na to spotkanie. Dobrze mieć w swoich kręgach jakąś zaufaną osobę, która nie jest facetem.
- Uważasz mnie za zaufaną osobę? – to pytanie również było sceptyczne, ale Rebecca nie zwróciła na to większej uwagi.
- Jeszcze nie ale chciałabym. To co... opowiedz mi coś o sobie.
- Co byś chciała wiedzieć?
- Co porabiasz w wolnym czasie?
- Pracuję, poza tym robię...
- Pracujesz? – zdumiony głos Rebeccki przerwał kontynuację odpowiedzi. Emily spojrzała pytająco na swoją nową koleżankę, która nie ukrywała szoku. – Po co pracujesz?
To pytanie było tak dziwne, że Emily przez chwilę nie wiedziała, jak ma jej odpowiedzieć. Niby proste a dziewczynę kompletnie zatkało. Zamrugała kilka razy, Rebecca naprawdę była zdziwiona. Emily miała ochotę parsknąć śmiechem. No ale czemu tu się dziwić? Rebecca od początku kręciła się w takim towarzystwie, jej rączki pewnie nigdy nie zaznały pracy.
- Pracuję, bo lubię. Poza tym nie jestem utrzymanką. To dziwne, że zarabiam?
- Owszem, bo Snight zarabia taką kasę, że mogłabyś siedzieć i pachnieć.
- Nie wyobrażam sobie nie pracować.
- Boże, dziewczyno, gdzie ten Lucas cię znalazł? – roześmiała się ale nie było w tym złośliwości. Mimo to Emily poczuła się dziwnie. Bardzo uważnie ją obserwowała. Każdy jej gest i każde spojrzenie. Była czujna. – To może chociaż powiesz mi, co robisz?
- Jestem fotografem.
- O, fajnie! – zawołała zupełnie szczerze. – Może zrobisz mi kiedyś zdjęcia? Och, chciałabym taką kobiecą sesję, sensualną, marzy mi się – westchnęła z uśmiechem.
- Da się zrobić.
- Cudownie – uśmiechnęła się promiennie. Kelner przyniósł jej kawę a ona puściła mu oczko. Emily powstrzymała się od przewrócenia oczami. – A jak rodzinka? Twój brat dalej siedzi w hazardzie?
Emily zakrztusiła się kawą, gdy padło to pytanie. Teraz to ona była w kompletnym szoku, podczas gdy Rebecca patrzyła na nią ze spokojem.
- Skąd o tym wiesz?
- Kochana, całe miasto o tym wie – wzruszyła beztrosko ramionami. – Twój brat to niezłe ziółko. Nie wiem jak teraz, ale kiedyś był na językach prawie wszystkich szemranych typków i mafijnych gangusów.
Emily przełknęła ciężko ślinę. To wychodziło poza normy jej rozumienia. Dobrze, że siedziała, bo zrobiło jej się słabo, próbowała to jednak ukryć. Nie była pewna, czy chciała w to wnikać. Brat widocznie wielu rzeczy jej jeszcze nie powiedział, mimo że zarzekał się, że było inaczej. Ale może po prostu nie chciał jej martwić? Jak zwykle – Emily tak to sobie tłumaczyła.
- Teraz jest spokój – odpowiedziała cicho, niepewnie.
- A powiedz, Nate to zawsze się włóczy za tobą jak ochroniarz? Widziałam go w aucie na parkingu – skinęła głową w stronę wyjścia.
- Tak, Nate jest podobno dla mojego bezpieczeństwa.
- Wiadomo, brylancik Snighta trzeba chronić – Rebecca zmierzyła ją przenikliwym spojrzeniem, uśmiechając się przy tym chytrze. – Choć muszę ci przyznać, jesteś pierwszą, która ma takie chody.
Nie wiedzieć czemu, Emily poczuła nieprzyjemny ścisk w żołądku. Wbiła uważne spojrzenie w Rebeccę, nie wyrażając przy tym żadnych emocji.
- Jak mam to rozumieć?
- Dokładnie tak, jak mówię. Swoją drogą żadna nie zagościła u jego boku tak długo, jak ty. Musisz coś w sobie mieć... tylko co? Zdradzisz mi?
Emily jakby nie słyszała tego pytania. Myślała o tym, ile wcześniej Snight miał kobiet. Jasna cholera, tylko czemu ją to obchodziło? To był czas przeszły, dokonany. Koniec kropka. Poza tym nawet oficjalnie nic ich nie łączyło. Nate'owi wpierała, że nic nie czuła, więc skąd ta nagła irytacja?
- Ziemia do Emily – głos Rebeccki w końcu wdarł się do uszu dziewczyny. Wilson potrząsnęła głową i spojrzała na kobietę.
- Wybacz, zamyśliłam się.
- No widzę właśnie. Pytałam czy wybieracie się na bankiet w sobotę?
- Owszem, ciężko, żeby miało nas nie być.
- Tak, oczywiście. Ale wolałam spytać. Wiesz, fajnie, że znów się tam spotkamy.
Emily o dziwo po dwudziestu minutach poczuła się normalnie. Rebecca nie przejawiała żadnych oznak nieszczerości. Nawet dobrze im się rozmawiało, oczywiście zaraz po tym, jak Rebecca zrobiła z Emily wnikliwy wywiad.
Po godzinie spotkanie dobiegło końca i Emily wsiadła do samochodu Nate'a. Chłopak uważnie zmierzył ją od stóp do głów.
- Jakieś powierzchowne rany? Zranienia? Nóż pod żebrami?
- Żadnych, jestem cała – oznajmiła, uśmiechając się szeroko. Nate odwzajemnił gest i zapalił silnik. Ruszyli w drogę do domu.
- Jak zniosłaś jej towarzystwo przez ponad godzinę?
- O dziwo nie była taka męcząca.
- To nowość – Nate ze zdziwioną miną, skinął głową. Nie chciała już kontynuować tematu Polter więc spojrzała na Nate'a błagalnie.
- Nate, zawieziesz mnie do Queens? – spytała. Nate zerknął na nią trochę powątpiewająco, ale po chwili się zgodził.
- No dobrze.
- Co to było za wahanie? – uniosła brew.
- Wydaje ci się.
- Nie sądzę. Jest jakiś problem z tym, żebym odwiedzała braci?
- Nie, Emily, żadnego – przyznał, po czym spojrzał na nią dla wiarygodności. Emily chwilę patrzyła mu w oczy, jakby chcąc się upewnić. Po czym odpuściła.
- Gdzie w ogóle pojechał Lucas?
- Nie mam pojęcia, myślałem, że ty mi powiesz, ostatnio przecież jesteście aż nazbyt blisko – rzucił z przekąsem, uśmiechając się szeroko. Emily się spięła.
- Nate, jak się zdenerwuję to pożałujesz, że nie pojechałeś w tą podróż razem z nim – zagrzmiała złowrogo a jej towarzysz tylko się roześmiał. Wyciągnął rękę i zmierzwił jej włosy, jak młodszej, niesfornej siostrzyczce.
- No już, nie bocz się.
Emily pospiesznie poprawiła włosy ale nie odpowiedziała już nic. W milczeniu dojechali do Queens, pod znaną jej kamienicę, do której wzdychała z sentymentem.
- Jestem tu i czekam, nie spiesz się – oznajmił spokojnie gdy wychodziła. Wysłała mu uśmiech i opuściła samochód. Szybko znalazła się w mieszkaniu, w którym jak zwykle wesoło ją powitano. Tym razem trafiła na kolację, więc przyłączyła się do niej z ochotą.
- Jak tam samopoczucie, siostra? – Jeff po zjedzonym posiłku spojrzał na Emily.
- Świetnie, nie narzekam. A twoje? – spytała, mając na myśli ostatnią sytuację, czyli przegraną w pokera. Jeff bezbłędnie odczytał to z jej oczu i uśmiechnął się smutno.
- Dzięki, trzymam się. I pracuję nad taktyką, niedługo wrócisz do domu – wyciągnął do niej ręce. Dziewczyna bez zastanowienia usiadła bliżej i wtuliła się w brata.
W pokoju pojawił się David, który wynosił do kuchni puste talerze.
- Przytulaski beze mnie? – spytał z oburzeniem, podbiegł i objął ich.
- Udusicie mnie! – zawołała Emily, czując napływające ciepło z dwóch stron. Śmiejąc się, puścili ją i z powrotem usiedli.
- Słuchaj, Emily, bo tak sobie pomyślałem, czy Snight puściłby cię z nami na weekend? Boże... jak to irracjonalnie brzmi – dodał po chwili z niesmakiem.
- A co masz na myśli? – Emily zignorowała jego komentarz.
- Pojechalibyśmy nad to jezioro, gdzie jeździliśmy za dzieciaka, pod namiot. Pogadaj z nim. Nie jesteś jego własnością, chyba możesz spędzić z braćmi więcej czasu niż wyliczone kilka godzin – oburzył się. Emily chwilę zastanowiła się nad jego słowami. Dlaczego nie wpadła na to wcześniej? Oczywiście, że nie była jego własnością. Nawet jakby przyszłoby im stworzyć coś poważnego, nie była rzeczą, która może do kogoś przynależeć. Nie była ubezwłasnowolniona. Już chciała odpowiedzieć ale przypomniała sobie, co było w najbliższą sobotę.
- Może w kolejny weekend?
- A ten masz zajęty? – David spojrzał na nią z ukosa a ona skinęła głową.
- Tak. Jest jakiś nadęty bankiet na którym Lucas musi być, a co za tym idzie, ja również.
Widziała, jak Jeff bezwiednie zaciskał dłonie w pięści ale nie skomentował tego w żaden sposób. On jedyny wiedział, jak mocno nie podobała mu się ta sytuacja i jak nienawidził tego, co się działo.
- Na pewno nie dzieje ci się krzywda, Emily? – ciche pytanie Jeffa na chwilę wprawiło Emily w osłupienie. Przyjrzała się bratu.
- A czy tak wygląda osoba, której dzieje się krzywda? – wtrącił David widząc, że siostra połknęła język. Jeff skrzywił się delikatnie w niezadowoleniu.
- No właśnie nie. Wyglądasz cudownie. Uśmiechasz się, rumienisz. To mnie niepokoi.
- Boże... - David wzniósł ręce ku górze i przewrócił oczami. – I tak źle i tak niedobrze. Czy tobie w ogóle można dogodzić, człowieku? – wbił wzrok w brata, podczas gdy ten wciąż przyglądał się siostrze. Wyczuwał, że coś się zmieniło od momentu, w którym siostra się wyprowadziła. Ale jeszcze nie miał pojęcia, co to było.
CZYTASZ
Pokerowy Blef
RomanceŻycie Emily było względnie proste. Pomimo tego, że razem z dwójką braci ledwo wiązali koniec z końcem, było znośnie. Do momentu, w którym jeden z braci wciąga ją w swój hazardowy syf. Traci podczas gdy w pokera najcenniejszą dla niego rzecz. Czy Emi...