Rozdział 2 - Jedyne wyjście

1.1K 47 1
                                    

W samochodzie panowała grobowa cisza. Emily zerkała na Jeffa, który mocno zaciskał dłonie na kierownicy, jego knykcie aż pobielały i nawet dało się słyszeć jego zgrzytanie zębów. Nikt nie ważył się nawet odezwać.
- Co ci odjebało? - gdy byli prawie pod mieszkaniem padło pytanie z ust kierowcy. Emily, siedząc z tyłu, obserwowała uważnie, jak David powoli przenosi wzrok na swojego brata.
- Przepraszam – odpowiedział.
- W dupę sobie możesz wsadzić te „przepraszam" – warknął Jeff, skręcając gwałtownie w ich uliczkę. Emily w ostatnim momencie wyciągnęła rękę, czym uratowała się od gruchnięcia w drzwi.
Jeff szybko zaparkował i jeszcze szybciej wysiadł z samochodu. Z bagażnika wyciągnął zakupy i ruszył do kamienicy, w której mieszkali. Weszli na pierwsze piętro po starych, skrzypiących schodach, a stamtąd do ich małego mieszkanka.
Cała trójka swoje kroki skierowała do kuchni. Gdy Emily zaczęła wypakowywać zakupy, Jeff postanowił dokończyć rozmowę z bratem, który skruszony oparł się o blat.
- Ile przegrałeś? - Jeff wbił twarde spojrzenie w brata. Jego głos pozostawiał wiele do życzenia. Był wściekły.
- Skąd pomysł, że przegrałem? - David wzruszył ramionami udając obojętność. Jeff ledwo panując nad sobą, zazgrzytał zębami.
- Ile, kurwa, przegrałeś? - powtórzył złowrogo. Emily zerknęła na braci kątem oka. Jeff nie potrzebował wiele, jeszcze chwila i mógł rzucić się na brata. Nie pierdolił się, Emily nie raz widziała, jak Jeff daje komuś w mordę. Była przekonana, że jeśli David wyprowadzi go z równowagi, jemu też się oberwie.
- Cztery tysiące – odpowiedział w końcu.
- Cztery tysiące – powtórzył Jeff, niedowierzająco kręcąc głową. - Kurwa! Zdajesz sobie sprawę, ile to kasy?! - wrzasnął. Emily zamknęła lodówkę, do której wkładała jogurty i pogładziła Jeffa po ramieniu.
- Nie krzycz – poprosiła cicho. Jeff gwałtownie się do niej odwrócił.
- Jak mam nie krzyczeć, Emily?! Ten cymbał za chwilę po raz kolejny puści nas z torbami! Wylądujemy pod mostem, zobaczysz!
- Jeff, nie mów takich rzeczy – Emily przerażona wizją brata, wzięła szybki wdech. Obserwowała go, dawno nie widziała go takiego wściekłego. On też już był zmęczony. Zmęczony całą tą sytuacją.
Jeff znów odwrócił się w stronę Davida.
- Ile razy będziemy cię jeszcze wyciągać z tego gówna?! - warknął. - Nie sramy kasą, żebyś ty mógł ją przegrywać chuj wie gdzie!
- To się nie powtórzy – wymamrotał David ale Jeff tylko prychnął rozbawiony.
- Nie rozśmieszaj mnie!
- Naprawdę – David uniósł głowę, by spojrzeć na brata, który ciskał piorunami.
- Nie mam zamiaru płacić za twoje błędy, już nie. Mam w dupie co zrobisz i jak się z tego wyplączesz. Mam już serdecznie dość ratowania cię co chwila i oddawania wszystkich zarobionych pieniędzy na twoje długi, słyszysz? Koniec z tym. Radź sobie sam – groźba padła bardzo szybko a głos Jeffa był po prostu przeszywający. Po tych słowach opuścił kuchnię. David był przestraszony zaistniałą sytuacją, Emily zmartwiona. Nie chciała tak zostawiać brata. Wiedziała, z czym to się wiąże.
- Porozmawiam z nim – szepnęła w stronę Davida. Chłopak pokiwał głową ale nie miał siły, by tego komentować. Było mu wstyd. Czuł pogardę do samego siebie. W ciszy opuścił kuchnię.
Emily wypakowała resztę zakupów i poszła do swojego pokoju, by dać Jeffowi trochę czasu na uspokojenie.
Ruszyła do jego sypiali po jakiś dwudziestu minutach. Lekko zapukała. Jeff doskonale wiedział, kto stoi za drzwiami. Emily była wyjątkową dziewczyną, delikatną, kruchą. Może dlatego tak bardzo starał się nią opiekować po odejściu rodziców, chciał ją ochronić, najlepiej przed całym złem tego świata.
- Wejdź, Emi – rzucił w stronę drzwi. Emily weszła do pokoju i skrzywiła się natychmiast, gdy zobaczyła malutki pokój pełen dymu. Pomachała dłonią przed twarzą i od razu podeszła do okna, by je uchylić.
- Udusisz się – stwierdziła patrząc, jak Jeff gasił papierosa w popielniczce. Poprawił się niedbale na fotelu i spojrzał na siostrę.
- Jeśli przyszłaś mnie namawiać, żebym...
- Jeff – Emily natychmiast mu przerwała, wiedząc, co chciał powiedzieć. Przysiadła na skraju łóżka i spojrzała na niego. - On ma tylko nas.
- Gówno mnie to obchodzi – oburzył się natychmiast. - To są jego długi, dlaczego mają ciągle nas dotyczyć?
- Bo gdy David będzie niewypłacalny oni przyjdą do nas, nie rozumiesz tego? - jej głos przeszedł w szept, zupełnie, jakby bała się mówić o tym na głos. Jeff zamilkł na chwilę, uważnie obserwując wystraszoną siostrę. Dopiero po chwili pochylił się, by być bliżej niej i spojrzał jej w oczy.
- Co więc proponujesz? - spytał równie cicho.
- David obiecał, że będzie się leczyć – zaczęła, jednak to zdanie spotkało się z kpiącym śmiechem. Emily wcale nie była zaskoczona tą reakcją.
- I ty mu wierzysz?
- Nie, nie wierzę. Ale jeśli chce, niech idzie. A może akurat? - wzruszyła bezradnie ramionami. Jeff jedynie pokręcił głową ale nie skomentował tego.
- Ale co dalej? Emily, to są cztery tysiące... Ja jedyne, co mam od ręki to tysiąc, może tysiąc sto, ale nie więcej.
Emily chwilę mieliła słowa brata. Zaczęła się zastanowić jak to rozegrać, co zrobić, żeby zapłacić dług. W końcu wpadła na pomysł.
- Sprzedam swój sprzęt.
Jeff otworzył szerzej oczy i zaczął przyglądać się siostrze tak, jakby żartowała. Oczekiwał wybuchu śmiechu, głupiego uśmieszku, który przekonałby go, że siostra robi sobie jaja. Emily jednak nerwowo mięła w palcach kawałek swetra i wyczekująco patrzyła na Jeffa.
- Emily, o czym ty mówisz? - wychrypiał w końcu. - Nie możesz pozbawić się sprzętu, dzięki któremu zarabiasz pieniądze!
- A widzisz inne wyjście?
Jeff zacisnął zęby. Nie widział żadnego wyjścia. Nie mieli niczego cennego, co można by było sprzedać. Tym bardziej nie pojmował, jak siostra może sprzedać swój sprzęt fotograficzny, bo ich brat jest nałogowym hazardzistą. Dlaczego po raz kolejny oni muszą płacić za jego głupotę?
- Emily, masz za dobre serce. Ten sukinsyn na to nie zasługuje – zagrzmiał.
- Nie mam innego wyjścia. Zrobię to i będę się modlić, żeby ten koszmar wreszcie się skończył – odpowiedziała łamiącym się głosem, po czym schowała twarz w dłoniach, by ukryć malujący się grymas. Jeff natychmiast wstał, usiadł obok siostry i przytulił ją mocno do siebie.
- Mam nadzieję, że ten kutas kiedyś ci za to podziękuje. Bo to, co dla niego robisz przechodzi ludzkie pojęcie – powiedział gładząc jej włosy, podczas gdy ona wtuliła się mocno w jego klatkę piersiową. Jeff był ogromnym facetem. Jednym objęciem mógł schować ją prawie całą, Emily poczuła się przy nim bezpiecznie. Zawsze się tak czuła.
- Jak masz zamiar pracować? - zapytał, gdy siostra nie skomentowała jego poprzedniej wypowiedzi.
- Zrezygnuję z dodatkowych sesji. W studiu na szczęście mam sprzęt. Po prostu mniej pieniędzy będę przynosić do domu – odsunęła się i uniosła głowę, by na niego spojrzeć. Jeff przetarł zbłądzoną łzę z jej policzka i uśmiechnął się pocieszająco.
- Spokojnie, mała. Dopilnujemy, żeby tym razem było tylko lepiej. Choćbym miał za nim chodzić albo wiązać do kaloryfera.
Emily wyobraziła sobie Davida przykutego do kaloryfera i mimowolnie się zaśmiała.
- Mam nadzieję, że nie będzie takiej konieczności. Że tym razem...
- Przestań, Emily – Jeff przerwał jej wpół słowa, doskonale wiedząc, co siostra ma na myśli. Zbyt wiele wiary pokładała w ich bracie, szczególnie wtedy, gdy gwarantował poprawę. - Nie uwierzę dopóki sam nie zobaczę, ty powinnaś zrobić to samo – uniósł brwi, świdrując wzrokiem siostrę. Emily uśmiechnęła się niemrawo ale przytaknęła bratu.
- Pójdę do siebie, to był ciężki dzień – powiedziała, chcąc zakończyć już ten temat i tą rozmowę. Wiedziała, że nie powinna wierzyć Davidowi na słowo, przecież już tyle razy się na tym przejechała ale tak jak powiedział Jeff – Emily miała za dobre serce. Chciała wierzyć w to, że jej ukochany brat w końcu wyjdzie na prostą.
Jeff uwolnił Emily ze swojego uścisku i uśmiechnął się.
- Uciekaj – skinął brodą w stronę drzwi. - Ja jutro dopilnuję, żeby David nigdzie nie zboczył w drodze do pracy i z powrotem.
- Jak chcesz to zrobić? - Emily wstała z łóżka i spojrzała na brata, ten uśmiechnął się chytrze.
- Poprzestawiałem mu klientów. Ma ich dokładnie w tych samych godzinach co ja. Więc razem zaczynamy i razem kończymy – wyjaśnił, również wstając z łóżka. Emily uśmiechnęła się do niego.
- To dobry pomysł – stwierdziła. „Ale tylko na chwilę" dodała sobie w myślach, nie chcąc mówić tego na głos.
Co oni też mogli? To nie było dziecko, żeby go więzić w domu i pilnować. Na Boga, to był dorosły facet! To, że Jeff i Emily chcieli, żeby ich brat wyszedł z nałogu nie wystarczyło. Musiał chcieć sam zainteresowany. Jeśli David nie wykaże chęci, żadne przedsięwzięte środki nie będą dobre. Emily i Jeff doskonale o tym wiedzieli ale David był jak chorągiewka; jednego dnia zarzekał się, że z hazardem koniec, szukał dla siebie terapii a kolejnego dnia rzucał wszystko i jak zahipnotyzowany kierował swoje kroki do kasyna.
Każdy dzień był dla nich niespodzianką, nie mieli pojęcia, co tym razem odwali ich brat. I to było przerażające. Szczególnie dla Emily, która przeżywała to najbardziej.

***

Kolejnego dnia Jeff nie odpuścił bratu. Z resztą, David nie miał z tym żadnego problemu. Pokornie znosił chłodne traktowanie brata i w drodze do studia nie odzywał się. Wiedział, że nawalił a rodzeństwo jak zwykle po nim sprząta. Ktoś z zewnątrz mógłby zadać pytanie „po co?". Pytanie, które Jeff często zadawał Emily, gdy ta próbowała wyciągnąć brata z kolejnego gówna. Bo przecież najprościej by było zostawić Davida z tym bajzlem, przecież to jego burdel, to niech sobie z tym radzi. Jednak w kręgach, w których obracał się David, nie było czegoś takiego jak odpowiedzialność jednoosobowa. Jeśli David był niewypłacalny, tajemniczy ludzie, z którymi zwykle grywał, znajdowali jego rodzinę bez trudu.
Jeff i Emily byli już świadkami włamu do własnego mieszkania, z którego zostały wyniesione wszystkie cenne rzeczy. I jej i jemu grożono w miejscu pracy, oczywiście wtedy, gdy David nie spłacał długów. To była odpowiedzialność zbiorowa.
Jeff to wszystko robił tylko dla Emily. Któregoś dnia, gdy David po raz kolejny przegrał gruby hajs w kasynie, przyszło do jego studia trzech gostków. Grozili mu ale wiadomo, Jeff jest wielkim typkiem, wyglądał groźniej niż oni trzej razem wzięci. Jednak gdy padły słowa wykraczające poza normy etyki, Jeff złagodniał. Kiedy jeden z mężczyzn powiedział, że jeśli dług nie zostanie spłacony, dobiorą się do jego siostry, Jeff nie widział innej opcji. Był tylko wściekły na brata, że ten w szale hazardu nie myślał o ich siostrze i o jej bezpieczeństwie. No bo pal sześć z nimi, ale ona? Czym ona sobie na to zasłużyła?
Do dnia dzisiejszego Emily nie wiedziała o tej sytuacji. Nie wiedziała, że nie raz niebezpieczni ludzie grozili Jeffowi i Davidowi powtarzając, że siostrzyczka źle skończy, gdy oni nie odzyskają swoich pieniędzy.
- Teraz nie będziesz ze mną gadał? - David postanowił w końcu przerwać ciężką ciszę, która panowała w samochodzie.
- A o czym ty chcesz gadać? - warknął. - O tym, że po raz kolejny wpakowałeś się w łajno, z którego będziemy cię wyciągać?
- Jestem wam za to wdzięczny – mruknął. Wiedział, że brat nie miał najmniejszej ochoty mu pomagać, robił to tylko i wyłącznie dla Emily. - Obiecuję, że będę się leczył.
- Ty już lepiej nie obiecuj – zmierzył go szybkim, twardym spojrzeniem, po czym wrócił wzrokiem do drogi. - Zdajesz sobie sprawę, że Emily chce sprzedać swój sprzęt fotograficzny?
- Nie może! - zawołał David, prawie dławiąc się własną śliną. Nie spodziewał się, że „coś wymyślimy" jest równoznaczne ze sprzedażą rzeczy, które były dla Emily tak cenne.
- Ale zrobi to, kretynie! - krzyknął Jeff, zatrzymując się na parkingu pod studiem, w końcu spojrzał na niego. - Zrobi to, żeby jakieś szemrane typy znowu nie zaczęły nas nachodzić. Zrobi to, żeby ratować twój zasrany tyłek – rzucił z pogardą i wyszedł z samochodu. David szybko poszedł jego śladem, wciąż wstrząśnięty wyznaniem brata.
- Wykupię jej to wszystko – stwierdził. Jeff wybuchnął śmiechem.
- Ciekawe za co – skomentował, wciąż się śmiejąc. Wyciągnął klucze i otworzył studio, jednak zatrzymał brata, gdy ten chciał przejść przez próg. David uniósł na brata pytające spojrzenie. - Przysięgam ci, że jeśli taka sytuacja się powtórzy i po raz kolejny wpakujesz siebie, a tym samym nas, w takie bagno, to osobiście cię zabiję. Wtedy przynajmniej nikt nie będzie robił kolejnych długów – powiedział stanowczo, po czym sam wszedł do studia zostawiając brata w progu.
- Sam się zabiję jak sytuacja się powtórzy – mruknął niezadowolony, wchodząc do środka. Jeff zatrzymał się za ladą i spojrzał pytająco na brata. Dopiero po krótkiej chwili parsknął jednorazowo i pokręcił głową.
- Jesteś na to zbyt tchórzliwy – stwierdził wyciągając kalendarz i sprawdzając, kto danego dnia przychodzi jako pierwszy. David zacisnął szczęki i ruszył w stronę swojego pokoju, w którym tatuował.
- Udowodnię wam, że jestem dość silny – rzucił. Jeff oparł się o blat i zerknął w stronę brata.
- Silny, żeby wygrać z nałogiem czy żeby się zabić? - zawołał, gdy ten był już prawie za drzwiami. David zatrzymał się w progu i chwilę myślał. Każde to wyjście byłoby rozwiązaniem jego popapranej sytuacji. Ale które było na tyle kuszące, by je wykorzystać?
David rzucił bratu przez ramię tylko krótkie spojrzenie, po czym zniknął w swoim pokoju.
Dzień zaczął się spokojnie. Jeff nad wyraz pilnował brata, dając mu odczuć swoją obecność ale David nie zwracał na to uwagi. Zasłużył sobie na to więc pokornie to znosił. Nie komentował tego, nie miał zamiaru. Naważył piwa więc chciał je wypić. A przede wszystkim po pracy porozmawiać z siostrą.

Pokerowy BlefOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz