Gdy Emily otworzyła oczy w pierwszych sekundach nie wiedziała co się stało i gdzie się znajduje. Dopiero, gdy usiadła na zajebiście wygodnym łóżku i rozejrzała się, wspomnienia dnia poprzedniego wróciły do niej ze zdwojoną siłą.
Spuściła wzrok i, ku jej zdziwieniu, pierwsze co przyszło jej do głowy to ucieczka.
Pół nocy rozmyślała o tym, dlaczego właśnie ona stała się zapłatą. Skąd Davidowi przyszedł do głowy taki pomysł? Gdyby jeszcze przedwczoraj ktoś spytał ją, czy po tym wszystkim co ich spotkało, byłby zdolny wystawić ją jako nagrodę za przegraną rundę w pokera, odpowiedziałaby, że nigdy. Że jej brat za żadne skarby świata nie sprzedałby jej życia. A teraz mieszkała z głową jednego z największych mafiosów Ameryki...
Potrząsnęła głową, by wyrzucić z niej swoje myśli. Miała tak wiele pytań i zero odpowiedzi. Nagle przypomniało jej się, że ktoś wczoraj obiecał jej te odpowiedzi.
Wstała z łóżka, zarzuciła bluzę i nieśmiało wyszła z sypialni. Rozejrzała się po wielkim korytarzu i przez chwilę próbowała sobie przypomnieć, w którym kierunku ma iść. W końcu, ufając intuicji, ruszyła na koniec korytarza, skąd dostała się do przestronnego pokoju dziennego a z niego wprost do jadalni.
Emily zatrzymała się w progu ujrzawszy samego pana domu. Siedział sobie swobodnie na krześle u szczytu stołu, przed pustym już talerzem, w jeansach i czarnej jak noc koszuli, z telefonem w ręku. Na jego widok przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Miała ochotę podejść do niego, uderzyć go czymś ciężkim i uciec. Ta myśl była tak kusząca, że Emily mimowolnie rozejrzała się za przedmiotem ataku.
Jednak ten pomysł rozpłynął się wraz z głosem Lucasa.
- Dzień dobry, Emily.
Dziewczyna gwałtownie przeniosła na niego wzrok. Teraz jego oczy były utkwione w niej, telefon spokojnie spoczywał na stole. Emily machinalnie się zawstydziła. Jak długo na nią patrzył? I przede wszystkim jak długo ona stała w progu i rozglądała się za rzeczą, którą mogłaby rozwalić mu głowę?
On jeden wiedział, że jej przystanek w progu trwał o wiele dłużej, niż zwykłe zawahanie. Pojawiła się jak mysz, cichutko i niezauważalnie. Lucas nie zauważył jej od razu, ale gdy już to zrobił, dziewczyna rozglądała się po pomieszczeniu. Snight chwilę się jej przyglądał, analizując wypisaną na jej twarzy wrodzoną ciekawość i, niestety, strach oraz żal.
- Dla kogo dobry dla tego dobry – burknęła i objęła się ramionami, czując się bardzo nieswojo. Lucas wyprostował się na krześle.
- Jesteś głodna? - spytał w momencie, gdy do jadalni weszła kobieta w średnim wieku. Emily wzdrygnęła się na jej widok. Przez jej głowę przebiegło nagle tysiące myśli. Kim była? Jednak gdy kobieta złapała za talerz, Emily doszła do wniosku, że musiała być jakąś gosposią, lub kimś w tym rodzaju.
No pewnie, Lucas Snight, zapracowany mafioso przecież nie miałby czasu na ogarnianie tak wielkiej chałupy.
- Nie – odpowiedziała krótko, nie czuła głodu, jej żołądek właśnie związywał się w supeł.
- To może kawy?
- Kawy chętnie – Emily nieśmiało przytaknęła. Wtedy Lucas przeniósł spojrzenie na swoją gosposię, która w odpowiedzi jedynie skinęła głową. Emily wzięła niespieszny oddech, obserwując tą sytuację. Coś podobnego już widziała. U siebie w domu. Wystarczyło, że Snight rzucał spojrzenie swoim pracownikom. Zimne i stanowcze. Słowa nawet nie były potrzebne. To było przerażające a zarazem bardzo... imponujące. Wręcz niesamowite, jaką miał władzę i poklask. Emily pierwszy raz miała do czynienia z czymś takim. I nie wiedziała, czy bardziej to podziwia czy jest wystraszona takim sposobem władzy.
Kiedy gosposia znów zniknęła, Lucas machnął ręką na miejsce najbliżej ciebie.
- Usiądziesz ze mną?
Normalnie nie, ale z racji, że miała wiele pytań, postanowiła nie dyskutować. Bez słowa i wciąż z lekką dozą niepewności, ruszyła w stronę krzesła. To dziwne, ale im bliżej niego się znajdowała tym bardziej niepewnie się czuła. Szczególnie, że Lucas nie spuszczał z niej uważnego spojrzenia. Analizując każdy krok, gest i ruch.
W końcu usiadła chowając ręce pod stołem.
- Wyspałaś się?
- Nie.
- Dlaczego?
- Jakby pan nie wiedział – syknęła, odważywszy się na niego spojrzeć. Lucas uśmiechnął się kącikiem ust, ledwo zauważalnie.
- Nie jestem chyba aż tak stary, żebyś musiała nazywać mnie panem. Możesz zwracać się do mnie po imieniu.
Emily przyjrzała mu się. Nie miała najmniejszej ochoty zwracać się do niego po imieniu. Jednak gdy z jego ust padło słowo „pan", zadrżała. Zabrzmiało to bardzo protekcjonalnie. Zupełnie, jakby Emily do niego należała. I tylko ten jeden, mocny powód skłonił ją do tego, by się przemóc.
- Dobrze.
- Świetnie. Podejrzewam, że masz mnóstwo pytań – Lucas sam rozpoczął rozmowę, którą chciała rozwinąć Emily od kiedy tylko się tu znalazła.
- Owszem – przytaknęła i już chciała zadać jedno z pierwszych pytań, ale w jadalni pojawiła się gosposia. Emily wstrzymała się czekając, aż ta położy dwie kawy i zniknie. Gdy to zrobiła, Emily znów niechętnie spojrzała na Snighta, który nawet nie drgnął, obserwując ją uważnie.
- Tak więc słucham – zachęcił ją, bo na chwilę zapomniała, o co ma zapytać.
- Nie uważasz, że to, co się wczoraj stało jest nielegalne? - Emily z całą mocą starała się brzmieć odważnie, nie chciała się przed nim ugiąć, nie chciała pokazać mu, że się boi. Ku jej radości jej głos brzmiał naprawdę mocno, mimo że ona cała trzęsła się od środka. Jednak, znający się na ludzkich emocjach Lucas, który przecież był mistrzem w pokera, wyczytał wszystko ze swojej rozmówczyni. Pewności jednak nie miał, postanowił więc to sprawdzić.
- To zbyt ogólnikowe pytanie. Bardziej jestem ciekaw, co idzie za tym pytaniem? Chciałabyś zgłosić się na policję? - spytał, ale nie dał jej szansy na odpowiedź. - Jasne, spróbuj szczęścia – uśmiechnął się drwiąco dając jej do zrozumienia, że trzyma w garści całe miasto i nie tylko.
Lucas wstał i wyciągnął rękę w stronę cukru, który stał niedaleko Emily. Dziewczyna na ten ruch gwałtownie odskoczyła, prawie przewracając krzesło.
Lucas właśnie potwierdził swoje przypuszczenia. Spojrzał na nią zdziwiony. Źrenice Emily rozszerzyły się a jej oddech przyspieszył.
- Emily, boisz się mnie?
Emily przełknęła ślinę, obserwując jak Lucas sięga po cukiernicę i z powrotem siada na swoim miejscu.
- Dziwisz mi się? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
To był zbyt gwałtowny ruch. Przed chwilą miała mu nie okazywać strachu, a teraz odskakuje, gdy on sięga po cukier. Super.
Gdy Emily z powrotem usiadła, lekko zawstydzona, Lucas trochę złagodniał na twarzy. Miał w nosie, że dziewczyna się go boi. Nawet poniekąd mu to schlebiało, ale na dłuższą metę nie mogło to tak wyglądać. Miała być przecież wizytówką.
Gdy Lucas wsypał do kawy jedną łyżeczkę cukru i zamieszał ją, z powrotem wbił wzrok w Emily.
- Nie musisz się mnie bać, nie zrobię ci krzywdy – powiedział ciszej. Emily miała ochotę parsknąć śmiechem, ale z jakiegoś powodu się wstrzymała. Nie odpowiedziała mu nic. Poza tym już słyszała od kogoś to zdanie...
Snight upił łyk kawy, po czym oparł łokcie na stole, splótł ze sobą palce, przyłożył je do ust i znów spojrzał na dziewczynę. Jego wzrok był tak intensywny, że Emily z ledwością utrzymywała z nim kontakt wzrokowy.
- Masz zamiar mnie tu więzić?
- Oczywiście, że nie.
Ta odpowiedź ją zaskoczyła. Emily zamrugała kilka razy, nie spodziewając się takiej odpowiedzi.
- Nie?
- Nie. To, że twój brat jest głupi nie oznacza, że będę cię trzymał w złotej klatce, Emily.
- Czyli mogę wychodzić? Pracować? - spytała, nadal nie dowierzając. Plus był taki, że dzisiejszy dzień był wolny od pracy, bo inaczej Emily nie miałaby pomysłu, jak wytłumaczyć się szefowi z braku jej obecności w studiu.
- Tak.
- Widywać się z braćmi też?
- Naturalnie. Masz prawo jazdy? - spytał nagle. Emily nieznacznie zmarszczyła brwi.
- Nie.
- W takim razie Nate będzie cię woził.
Jego głos był spokojny, jakby to wszystko było normalne, naturalnie. Za to Emily ledwo nadążała przyswajać te informacje.
- Dlaczego?
- Nie sądzę, żebyś chciała tłuc się autobusami, a co gorsza, na piechotę z Brooklynu na Queens – znów posłał jej leciutki, ledwo zauważalny uśmiech. Emily wzięła głęboki wdech. Wyciągnęła ręce spod stołu i upiła kilka łyków kawy. Machinalnie przymknęła na chwilę oczy, bo kawa była poezją. Emily dawno nie piła tak dobrej kawy.
Odstawiła filiżankę na spodek i znów spojrzała na Lucasa.
- Jak... jak to się stało? - to pytanie było nieśmiałe. Emily bała się poznać szczegóły i obawiała się, że Lucas nie będzie chciał jej tego powiedzieć. Ten jednak nie widział w tym żadnego problemu.
- Że tu trafiłaś?
- Tak.
- Twój brat przyszedł do mnie po prostu – wzruszył ramionami. - Po jego minie od razu poznałem, że ma jakieś problemy.
- Co? - przerwała mu zdziwiona. - David nie miał problemów. W końcu wyszliśmy na prostą...
Lucas nie odrywał od niej spojrzenia. Widział, jak spuszczała wzrok, jakby ją onieśmielał. Dopiero po kilku chwilach wracała do niego spojrzeniem, by po jakimś czasie znów go spuścić.
- Jesteś o tym przekonana, Emily? - zapytał z dziwnym naciskiem, na którego dźwięk Emily wzdrygnęła się nieprzyjemnie. Do tego stopnia, że na jej twarzy wymalował się grymas.
- Myślałam, że jestem...
- Uwierzyłaś w bajeczkę o pobiciu przez przypadkowych przechodniów? - uniósł brew opadając plecami na oparcie krzesła. Emily otworzyła szerzej oczy.
- Skąd ty...
- Powiedział mi. I mogę cię zapewnić, że to nie byli przypadkowi przechodnie.
- Ale.. ale.. - Emily przerażona, zaczęła się jąkać. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Dlaczego David znów ich okłamał?
Lucas spodziewał się jej zaskoczenia, więc nie był zdziwiony. David powiedział mu o tych problemach. Z resztą Lucas wiedział o wiele więcej, niż myślała Emily.
David tego dnia w ogóle wyglądał na bardzo przygnębionego i podłamanego. A Lucas jedynie wyciągnął do niego pomocną dłoń. Jak zwykle.
- Twój brat nie tylko u mnie miał długi, Emily. Zaproponowałem mu rozwiązanie wszystkich jego problemów i do tego okrągłą sumkę, za wygranie ze mną. Niestety, David nie miał pieniędzy, w razie przegranej. O czym uczciwie mnie poinformował, co szanuję. Szczerość to podstawa – oznajmił poważnie. Emily znów powstrzymała parsknięcie ale komentarza nie zamierzała sobie darować.
- Szczerość i przestrzeganie zasad na tle mafijnych porachunków. W taki sposób próbujesz się wybielać?
- Nigdy nie próbowałem tego robić. Są po prostu rzeczy, które są ważniejsze od ludzkiej złośliwości i chęci zysku.
Emily znów przemilczała jego odpowiedź. To już kolejna, która nie wymagała komentarza, bo Emily tak naprawdę nie wiedziała, co miała odpowiedzieć. Była w szoku? A może pełna podziwu, że ktoś taki ma w sobie jeszcze coś z człowieczeństwa?
- Czy to mój brat wpadł na pomysł, bym stała się... - ostatnie słowo nie chciało jej przejść przez gardło. Nagrodą? Była nagrodą? Boże, na samą myśl robiło jej się niedobrze.
Spuściła wzrok i zacisnęła dłonie w pięści.
- Nie – usłyszała nagle. - To był mój pomysł.
Emily podniosła wzrok i spojrzała na niego ze złością. Jednak jego twarz nie wyrażała emocji. Tylko wzrok, jak zwykle intensywnie ją świdrował. Miała ochotę wyrazić swoją pogardę, ale z jakiegoś powodu nie wiedziała jak to zrobić.
Zamiast tego wycedziła przez zęby pytanie:
- Dlaczego?
Lucas uśmiechnął się tajemniczo i pochyliwszy się do przodu, oparł ręce swobodnie na stole. Emily tym razem się nie cofnęła, odważnie patrzyła mu w oczy czekając na odpowiedź.
- Bo miałem taki kaprys.
Na te słowa emocje Emily wzięły górę. Podniosła się gwałtownie i uniosła rękę, chcąc go zdzielić jak najprędzej. Nie doceniła jednak przeciwnika, który przecież doskonale czytał emocje. Wstał równie szybko i złapał Emily za nadgarstek, gdy ta już miała go uderzyć. Dziewczyna zmarszczyła brwi, posyłając mu mordercze spojrzenie.
- Nie jestem twoją zabawką – syknęła. Lucas nieco mocniej zacisnął dłoń na jej nadgarstku.
- Oczywiście, że nie jesteś. Ale chyba nie myślałaś, że pobyt tutaj to będą wakacje? Muszę jakoś wykorzystać twoją obecność.
- Wykorzystać? - nie wiedzieć czemu, Emily pomyślała o najgorszym i w jednej sekundzie zrobiło jej się słabo. Gdy Lucas poczuł pod palcami, że Emily odpuszcza, puścił jej nadgarstek. Jej ręka swobodnie opadła wzdłuż ciała, jednak dziewczyna stała nadal.
Lucas nie odpowiedział na jej pytanie, co tylko napawało ją większym niepokojem. Mężczyzna usiadł wygodnie i napił się kawy. Emily ciężko opadła na krzesło i ponowiła pytanie.
- W jaki sposób wykorzystać?
- Nie wyobrażaj sobie za dużo, Emily – rzucił posyłając jej znaczące spojrzenie, przez które Emily lekko poczerwieniała. - Będziesz mi towarzyszyć na niektórych spotkaniach, bankietach i tym podobne.
- Mam być maskotką?
- Rozum to jak chcesz – machnął niedbale ręką. - Dla mnie masz być towarzyszką.
- A jeśli się nie zgodzę?
- Przekonaj się – te dwa słowa były tak lodowate i ociekały grozą, że Emily przeszła ochota sprawdzać co się stanie, gdy odmówi. Upiła kolejny łyk kawy, czując suchość w gardle.
- Kiedy wrócę do domu?
To pytanie długo pozostawało bez odpowiedzi. Emily twardo przyglądała się Lucasowi, który patrzył na nią, zastanawiając się.
- Kiedy twój brat za ciebie zapłaci.
- Zapłaci? Ile?
Ta wymiana zdań była krępująca. Emily czuła się dziwnie, rozmawiając o sobie jak o towarze, który można kupić lub sprzedać.
Lucas znów uśmiechnął się do niej tajemniczo.
- Jak dla mnie jesteś bezcenna, nie ma odpowiedniej kwoty.
Powiedział, na co Emily wstrzymała oddech, nie wiedząc w jaki sposób interpretować jego słowa. Przez chwilę zapomniała jak się oddycha, po czym ze świstem wypuściła powietrze.
Lucas widział to zakłopotanie w jej oczach. To zdziwienie, które perfekcyjnie wymalowało się na jej policzkach. Była taka prosta i niewinna w tym, co robiła. Lucas szczerze wątpił w to, by Emily odnalazła się w jego świecie. Była na to za dobra. Za delikatna. On jeden wiedział, jak ten świat potrafił być brutalny. Prostych i małych połykał w całości, nie pozwalał się zastanowić, po prostu wciągał. Żeby przeżyć trzeba było głównie myśleć o sobie. Wciąż pracować, wciąż się zastanawiać. Uważać, żeby pod nogami nagle nie powstał dołek, wykopany przez przeciwników, którzy nigdy nie spali. Bycie na szczycie miało swoją cenę. Chwila nieuwagi, chwila zaufania i leciało się z samego szczytu na dno.
Lucasowi nauka przyszła raczej łatwo. Od początku wychowany w takim środowisku nie musiał wszystkiego uczyć się od zera. Dorastał w tym. Szczególnie, gdy życie zbyt szybko odebrało mu bliskich. Wtedy musiał błyskawicznie złapać to, co dawał mu los. I rzecz jasna zemścić się za tych, którzy chcieli osłabić jego rodzinę.
Niedoczekanie. Lucas był na to wszystko zbyt rozumny. Dyplomatycznie i z głową pozbył się każdego, który choćby w małym stopniu próbował zagrozić pozycji, na której stało jego nazwisko już od lat.
Do dnia dzisiejszego dbał o to, by zawsze tak było. Wiadomo, schody pojawiały się nagminnie. Co jakiś czas magicznie zjawiały się bandy, chcące zrzucić go z piedestału. Ale na próżno.
Lucas był raczej samotnikiem, mimo że w jego życiu pojawiało się wiele dziewczyn. Tak szybko jak się zjawiały tak szybko znikały. Każda była tylko dodatkowym obciążeniem, kulą u nogi, której najchętniej by się pozbył. Dlatego często gęsto traktował je jak atrakcję, oczywiście za obopólną zgodą.
Teraz siedziała przed nim młoda dziewczyna, siostra jego niegdyś dłużnika. I miała spędzić przy nim najbliższy czas.
Jakim cudem poszedł na ten układ?
- Jaki jest warunek? - Emily wzięła kolejny wdech, żeby dotlenić myśli.
- Warunek czego?
- Warunek mojego powrotu do domu.
Lucas uśmiechnął się do niej, delikatnie pochylając się do tyłu wraz z krzesłem.
- Taki sam jak na początku. Twój brat musi ze mną wygrać.
Emily obserwowała jego pewny siebie uśmieszek. Co to trudnego, wygrać w karty, pomyślała wtedy. Może za którymś razem się uda. Przecież musi się udać! Wtedy jeszcze nie wiedziała, że siedział przed nią pokerowy mistrz. No bo niby skąd miała wiedzieć? Mimo braku tej świadomości, zatliła się w niej nadzieja na szybki powrót do braci.
- Ja też mogę z tobą zagrać?
To pytanie go rozbawiło. Wrócił do poprzedniej pozycji, nachylił się nad stołem i spojrzał w jej oczy.
- Potrafisz grać w pokera?
- Nauczę się.
- Bardzo proszę – zaśmiał się. No i jak jej tu nie lubić? Była tak niesamowicie naiwna, tak prosta, że to było aż słodkie.
- Nie wiem, co cię tak śmieszy – Emily spojrzała na jego rozbawioną twarz spode łba.
- Śmieszy mnie twoja naiwność.
- Myślisz, że z tobą nie wygram? - uniosła wysoko brwi.
- Najlepsi ze mną przegrywają, maleńka. Nie masz najmniejszych szans. Ale twoi bracia mogą próbować, może w końcu wrócisz do domu – mrugnął do niej i wypił resztę swojej kawy. Emily zacisnęła zęby ze wściekłości. Jego pewność siebie była wkurzająca. Uderzyła w końcu otwartą dłonią w stół i wstała gwałtownie. Nie wytrzymała tego napięcia po raz kolejny, tym razem jednak trochę łagodniej. Lucas ze spokojem uniósł wzrok, by móc nadal ją obserwować a jego uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Miej świadomość, że jestem tu z przymusu i żadne atrakcje oraz podwózki Nate'a nie zmienią mojego nastawienia. Zamknięta czy nie, to dla mnie więzienie – machnęła zamaszyście ręką. Lucas niespiesznie wstał. Jego twarz spoważniała, a gdy zaczął obchodzić stół, z każdym jego krokiem pewność siebie Emily wyparowywała. Mężczyzna w końcu zatrzymał się tuż przed Emily. Do jej nosa dostał się zapach jego perfum. Dziewczyna nie miała w sobie już nawet ziarenka odwagi. Patrzyła w bok licząc, że może się znudzi i sobie pójdzie.
Łudziła się. Choć owszem, Lucas się znudził ale tym, że dziewczyna na niego nie patrzy, a przed chwilą była taka wyszczekana.
Delikatnie ale pewnie chwycił jej podbródek i skierował twarz w swoją stronę. Gdy spojrzała na niego znów poczuła strach i niepewność. Zadrżała. Lucas to wyczuł ale udał, że tego nie zauważył.
Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, Lucas przez chwilę szukał w jej oczach czegoś na kształt akceptacji, spokoju, może zrozumienia. Nic takiego jednak nie było. Dziewczyna nie kłamała. Jedyne, co widział, to strach i niepokój.
- To, że tu jesteś to najlepsze, co cię w życiu spotkało – powiedział cicho.
- Skąd ten irracjonalny wniosek?
- Sama się w końcu przekonasz.
- Wątpię – mruknęła, ale Lucas już się z nią nie kłócił. No bo po co? Uśmiechnął się jedynie, puścił jej podbródek i zrobił krok w tył.
- Powinniśmy ustalić pewne zasady.
- Zasady? - powtórzyła, troszkę szerzej otwierając oczy ze zdziwienia.
- Bez zasad się nie obejdzie, nie sądzisz? - uśmiechnął się porozumiewawczo, po czym bezwiednie schował dłonie do kieszeni spodni. - Jak już wspominałem, nie jesteś ptaszkiem w złotej klatce. Możesz chodzić gdzie ci się podoba, dom też jest cały do twojej dyspozycji. Jednak bardzo bym cię prosił, żebyś korzystała z pomocy Nate'a w przypadku transportu i nie tylko. Chcę, żeby ci towarzyszył, dla bezpieczeństwa. Nie zakazuję ci spotkań z braćmi, choćbyś miała widywać ich codziennie, proszę bardzo. Tylko wszystko w granicach rozsądku. Tak, żebym nie musiał zabierać cię stamtąd osobiście – uniósł jedną brew, obserwując ją wnikliwie. Emily splotła przed sobą palce, próbując pojąć co siedziało mu w głowie. Z jednej strony robił z niej maskotkę, miała być czymś w rodzaju panny do towarzystwa na ważniejsze okazje a z drugiej zapewniał najróżniejsze wygody. Nie rozumiała jednego: po co?
- Dlaczego to robisz? - spytała szeptem. Lucas chwilę myślał nad odpowiedzią. W końcu znów do niej podszedł i delikatnie, wręcz niewyczuwalnie przejechał palcem po jej policzku.
- Bo obiecałem twojemu bratu.
- Taka dobroć serca dla bliźniego się w tobie obudziła?
Emily znów ściągnęła brwi, po raz kolejny atakując. Lucas jednak jak zwykle spokojnie przyjął jej szpilę.
- Jestem dobry dla ludzi, którzy na to zasługują. Więc nie zmarnuj tego, bo wszystko zawsze może się zmienić.
Po tych słowach ominął ją i wyszedł z jadalni. Emily oparła się o krzesło i głośno westchnęła. Bezwiednie wyjrzała przez ogromne okno.
Jak teraz będzie wyglądać jej życie? Jak długo to wszystko potrwa?
CZYTASZ
Pokerowy Blef
RomanceŻycie Emily było względnie proste. Pomimo tego, że razem z dwójką braci ledwo wiązali koniec z końcem, było znośnie. Do momentu, w którym jeden z braci wciąga ją w swój hazardowy syf. Traci podczas gdy w pokera najcenniejszą dla niego rzecz. Czy Emi...