Rozdział 11 - Będziesz bezpieczna

950 42 0
                                    

Lucas dziś wyjątkowo wcześniej wrócił do domu. Wiadomo jednak, że praca nigdy nie opuszcza. Więc gdy tylko przekroczył próg domu, zadzwonił jego telefon. Ze znużeniem zerknął na ekran telefonu. Dzwonił jeden z jego ludzi z granicy.
- Co tam? - odebrał opadając na kanapę w pokoju dziennym.
- Szefie, w dostawie znowu jest brak.
- Szlag by to - Lucas zacisnął zęby. - Nie mam zamiaru znowu użerać się z tym idiotą, zadzwoń do niego i powiedz, że jak dalej będzie kręcił takie wałki, to przyjadę do tego Montrealu i wybiję mu wszystkie zęby - zagrzmiał groźnie do słuchawki, poluźniając krawat w pośpiechu.
- Oczywiście, szefie.
- Nie będzie jakiś chuj ruchał nas na kasę.
- Jasna sprawa, już się tym zajmuję.
- I jak skończysz to zadzwoń, czy będę musiał się fatygować do tego fiuta.
- Tak jest.
Lucas rzucił telefon obok siebie i przetarł dłońmi zmęczoną twarz. Czasami pilnowanie tych wszystkich pachołków było o wiele bardziej męczące, niż siedzenie w papierkach. Choć zwykle spędzał więcej czasu w samochodzie bądź wisząc na telefonie, było to wszystko dość nużące.
Do tego te wszystkie spotkania klanów, które odbywały się co jakiś czas. Niektórzy szli tylko po to, żeby nastroszyć piórka, pokazać, jacy są ważni, a w rzeczywistości byli tylko małymi, nic nieznaczącymi płotkami w ogromnym świecie.
Lucasa zawsze to bawiło. Z racji, że stał najwyżej w całej hierarchii, nieraz z rozbawieniem obserwował dumne piersi swoich kolegów z branży.
Kolejnego dnia miała odbyć się właśnie taka impreza. Nudna jak flaki z olejem, rzecz jasna. Każda kolejna podobna do poprzednich. Ustalanie granic, które już dawno są ustalone, czasem zmiana trasy, którą transportuje się broń lub narkotyki, oczywiście jeśli istnieją przesłanki do zmiany tej trasy. Powtarzanie zadań, tak jakby nikt nie wiedział czym się zajmuje w tym pojebanym świecie.
Dla Lucasa to wszystko było nudną formalnością. Ale jako głowa rodziny mafijnej Snightów nie mogło go nie być.
Gdy tak rozmyślał o czekającej go stracie czasu, do pokoju wszedł Nate. Zdziwił się, gdy zobaczył swojego szefa. Lucas zerknął na niego i nie tylko zdziwienie zobaczył, ale również zaniepokojenie.
- O, jesteś już - mruknął, podchodząc niepewnie.
- No jak widać, nawet ja potrafię być wcześniej w domu - odpowiedział z kwaśną miną, po czym ściągnął marynarkę. Zdjął spinki i zaczął powoli podwijać rękawy koszuli. - Zawołaj Emily, muszę z nią porozmawiać.
Odpowiedziała mu cisza. Lucas podwinął jeden rękaw i spojrzał na swojego pomocnika. Nate stał, był jakiś taki nieswój, obserwował go z dziwnym wyrazem twarzy.
- Ogłuchłeś? - warknął, podwijając drugi rękaw. - Dobra, sam do niej pójdę.
- Emily nie ma - powiedział, gdy szef ominął go i ruszył w stronę korytarza. Lucas zatrzymał się na dźwięk tych słów. Krótko przeanalizował to zdanie i odwrócił się w stronę Nate'a.
- A gdzie jest?
- Na spotkaniu z bratem.
- A ciebie przy niej nie ma, bo? - uniósł głos. Nie spodobało mu się to, co usłyszał. Jeszcze mu tego brakowało, żeby spierdoliła chuj wie gdzie. Lucas może i był dla niej miły, ale jeśli zostanie zmuszony, to nie będzie się patyczkował.
Nate się zmieszał. Ewidentnie spodziewał się reprymendy, cholera, przecież wiedział, że Lucas się wkurzy. Ale jakiś cudem zaufał Emily. Niestety, powinien bardziej słuchać swojego szefa niż dziewczyny, która mieszkała z nimi od trzech dni. Przecież miał ją chronić, a dał się namówić na samotne spotkanie z jej bratem.
- Nate, kurwa! - Lucas krzykiem wyrwał go z zamyślenia. - Kazałem ci jej pilnować! Co ci odbiło?!
- Powiedziała, że zadzwoni. Spotkała się z tym starszym, mieli iść na kawę i...
- Nate, do chuja - Lucas ścisnął grzbiet nosa palcami, zamykając na chwilę oczy i starając się nie eksplodować. - Uwierzyłeś jej, serio? Myślałem, że jesteś trochę mądrzejszy! Wsadzaj dupę w samochód i jedź po nią, do godziny chcę ją widzieć. Inaczej polecą głowy, a twoja jako pierwsza - warknął złowrogo. Nate ciężko przełknął ślinę. Nie zamierzał sprawdzać wiarygodności swojego szefa. Chwycił za kluczyki i pobiegł do samochodu. Ruszył z piskiem opon kierując się na Queens. Gdy był w połowie drogi, zadzwoniła do niego Emily. Nate odetchnął z ulgą. Naprawdę bał się, że jego szef będzie miał rację, że Emily zabierze dupę w troki i będzie próbowała uciekać. Jednak to Nate spędzał z nią ostatni czas i zdążył się przekonać, że Emily jest bardzo mądrą dziewczyną. I przede wszystkim kocha braci. Nie zaszkodziłaby im, ani sobie. Powołując się na konsekwencje, jakie wiązałyby się z ucieczką.
- Nate, możesz po mnie przyjechać?
- No właśnie jestem w drodze.
- Super, będę tam, gdzie mnie zostawiłeś. Za ile będziesz?
Nate rzucił okiem na zegarek.
- Za pięć minut.
Emily nie odpowiedziała. Chwilę panowała cisza.
- Co tak szybko?
- Porozmawiamy jak przyjadę.
Kiedy Nate zajechał pod studio tatuażu, Emily akurat żegnała się z bratem. Nate wykorzystał to i wysiadł z samochodu. Otworzył przednie drzwi pasażera i poczekał na Emily. Dziewczyna pomachała bratu i wsiadła do samochodu. Gdy Nate zajął miejsce obok niej, spojrzała na niego zdziwiona, ponieważ zwykle siedziała z tyłu.
- Jakim cudem tak szybko dotarłeś? - zagadnęła, gdy zbyt szybko ruszyli w drogę na Brooklyn.
- Lucasowi się nie spodobało, że poszłaś sama na spotkanie.
- A co Lucasowi do tego? - oburzyła się.
- Emily, dobrze wiesz, że kazał mi cię pilnować. Nie powinienem był cię zostawiać. Wtedy nie byłoby problemu - wyjaśnił, przez co Emily nastroszyła się jeszcze bardziej. Nie przeszkadzał jej Nate, nawet go polubiła. Ale do jasnej cholery, nie mogła nawet w spokoju wypić kawy z własnym bratem?
Drogę pokonali w milczeniu. Emily nie chciała się odzywać. Ewentualne pokłady złości chciała zostawić na Snighta. Zwykle ją przerażał, czuła strach, ale dzięki złości, którą wywołał, może w końcu uda jej się przezwyciężyć niechęć, jaką czuła. Tym bardziej, że nie chciała pokazywać przed nim słabości. Choć przy ich pierwszej konfrontacji w jego domu doskonale wyczuł, że zwyczajnie się go bała.
Zatrzymawszy się na podjeździe, Emily nawet nie czekała na Nate'a. Sama otworzyła drzwi i dziarsko ruszyła do środka. Przeszła przez hol, w którym dogonił ją Nate i weszła do przestronnego salonu.
Lucas stał w progu otwartych drzwi tarasowych i obserwował ogród. Emily zmierzyła wzrokiem jego plecy. Ubrany cały na czarno, wyglądał jak wielka plama na tle pięknego ogrodu. Stłumiła śmiech, gdy Nate odchrząknął znacząco.
Lucas odwrócił się i spojrzał najpierw na Nate'a, a potem na Emily. Odłożył na stolik szklankę, którą trzymał w ręce.
- Gdzie byłaś? - spytał spokojnie.
- Na kawie z bratem.
- A nie zasiedziałaś się przypadkiem?
Emily hardo skrzyżowała dłonie na piersiach.
- Podobno widywanie braci to nie zakaz.
- A dlaczego byłaś bez Nate'a? - Lucas zignorował jej słowa i ruszył władczo w jej stronę. Po drodze spojrzał na Nate'a i wysłał mu znaczące spojrzenie, po którym Nate odwrócił się i zniknął.
Z każdym krokiem Lucasa, znikało bojowe nastawienie Emily. Gdy mężczyzna staną przed nią, mocno zacisnęła dłonie w pięści, starając się nie ugiąć pod jego przenikliwym spojrzeniem.
- Nie potrzebuję niańki - fuknęła.
- Nate jest dla twojego bezpieczeństwa.
- Queens to mój dom, jestem tam bezpieczna.
Lucas uważnie się jej przyjrzał, nie chciał powiedzieć kilku słów za dużo, więc zacisnąwszy zęby, powstrzymał się od komentarza.
- Nie chcę więcej słyszeć o takiej sytuacji - odezwał się chłodno.
- To się zobaczy... - mruknęła cichutko, prawie niedosłyszalnie, spuszczając wzrok. Ale Lucas usłyszał. Usłyszał też kpinę w jej głosie. Chwycił gwałtownie jej podbródek i uniósł. Dziewczyna aż się wzdrygnęła, nie spodziewając się gestu. Lucas uniósł brwi.
- Co powiedziałaś?
- Słyszałeś.
Lucas bardzo się przeliczył. Myślał, że sprawa z Emily będzie prosta, wręcz przyjemna. Ale dziewczyna była zbyt zadziorna, lubiła pokazywać charakterek. Na szczęście Lucas nie z takimi już sobie radził.
Chwycił ją nieco mocniej i przyciągnął bliżej siebie. Tak, że poczuła jego zapach a w oczach mogła zobaczyć swoje odbicie. Tyle wystarczyło, by zastygła w przestrachu.
- Nie zmuszaj mnie, żebym przestał być miły - wyszeptał. Emily nie miała siły, żeby mu odpowiedzieć. W tamtym momencie zdała sobie sprawę, że z kogo jak z kogo, ale z Lucasa Snighta nie chciała robić sobie wroga.
Lucas, widząc w jej oczach nieme potwierdzenie, puścił ją i odsunął się o dwa kroki.
- Pracujesz jutro? - spytał, choć znał odpowiedź. Emily nerwowo splotła przed sobą palce, gdy jej pewność siebie wyparowała do zera.
- Nie.
- Świetnie. Zabieram cię na spotkanie klanu - oznajmił, sięgnąwszy po szklankę. Wypił całą jej zawartość, odstawił znów na stół i spojrzał na Emily. Gdy ich oczy się spotkały, Emily potaknęła.
- Czy... ja muszę iść? - zdobyła się na pytanie.
- Musisz - odpowiedział chłodno. Z twarzy Emily nie znikało przerażenie. Bała się takich interakcji. Wszystko było dobrze, dopóki w plan jej dnia nie wchodził Lucas ze swoimi mafijnymi planami.
Lucas może był gnojem i zimnym draniem, ale nie dało się nie zauważyć tego, że Emily nie była gotowa na takie kroki. W sumie.. nikt z zewnątrz nie był.
Ponownie do niej podszedł i poczekał, aż na niego spojrzy. Gdy to zrobiła, odezwał się zupełnie spokojnym głosem, dalekim od tego, którym posługiwał się chwilę temu.
- Nie masz się czego bać, Emily. Będziesz ze mną bezpieczna.
Jego głos sprawił, że Emily wzięła głębszy wdech. Zadziałał zaskakująco uspokajająco na jej zmysły. Zupełnie, jakby nie żartował. Emily była mu skłonna w to uwierzyć. Ale czy można być bezpieczną z niebezpiecznym człowiekiem? Niby najciemniej pod latarnią, ale to tylko przysłowie.
Emily chciała o coś zapytać, ale telefon Lucasa dał o sobie znać. Mężczyzna niespiesznie sięgnął po telefon i wyszedł z pokoju, dając tym samym znać Emily, że rozmowa skończona.
Dziewczyna jeszcze chwilę stała w miejscu, analizując to, co ją czekało. Z taką myślą wróciła do sypialni. Usiadła przy oknie i obserwując piękny ogród, o niczym innym nie myślała. Z każdym rodzącym się pytaniem rósł strach, który skrzętnie i powoli zajmował jej serce.
Pod wieczór ktoś zapukał do jej pokoju. Dziewczyna odwróciła się w kierunku drzwi i zobaczyła, jak do środka zagląda Nate.
- Mogę?
- Wejdź.
Emily wstała z krzesła i oparła się o parapet, by móc spojrzeć na gościa. Nate wszedł, zamknął za sobą drzwi i podszedł. Wsunął ręce do kieszeni spodni i uśmiechnął się.
- Dostałem opierdol - oznajmił, na co Emily wzruszyła ramionami.
- Ja też, no i?
- Emily, zrozum, że nikt tu nie chce dla ciebie źle.
- Boże, mówicie jak jacyś terapeuci - Emily potrząsnęła głową z grymasem na twarzy.
- Są po prostu zasady, których nie możemy łamać.
- Jakbym słyszała Lucasa - prychnęła, krzyżując ręce na piersiach i wbijając wzrok w Nate'a. Chłopak uśmiechnął się krzywo.
- Takie są fakty.
- Dobra, nie ważne - Emily machnęła lekceważąco ręką. - Po to przyszedłeś?
- Nie do końca. Podobno wybieramy się jutro na zebranie klanu.
- Ty też idziesz?
Emily uniosła zdziwiona brwi a Nate przytaknął.
- Jeśli pozwolisz, trochę cię przeszkolę. Nie martw się, nie ma w tym nic trudnego. Po prostu trzymaj się Lucasa a wszystko będzie dobrze. Chyba, że pozwoli ci odejść.
- Będę się czuła jak pies na spacerze - Emily skrzywiła się, inaczej nie mogąc porównać tych słów. Nie wiedziała, czy większą pogardą w tamtym momencie darzyła siebie za to, że się na to godzi czy Lucasa za to, że zachowuje się jak bydlę.
Nate nie skomentował jej słów. Zamiast tego podszedł do szafy, otworzył ją i bezceremonialnie zaczął przeglądać jej cichy.
- Nie musisz nic mówić, nikt tego od ciebie nie wymaga. Lucas będzie w pracy, więc ty praktycznie nie musisz się wtrącać. Chyba, że zostaniesz o coś zapytana. Oczywiście możesz wtedy wdać się w dialog.
Emily nie wiedziała, czym bardziej była zszokowana. Tym, że Nate mówił jej jak ma zachowywać się na jakimś durnym spędzie czy tym, że przeglądał jej wyjściowe sukienki, jak osobisty stylista.
- Nate, co ty robisz, do cholery? - warknęła. Wtedy Nate wyciągnął z szafy sukienkę. Czarną, prostą, opinającą, krótką ale efektowną, z rękawem ¾. Odwrócił ją w jej stronę.
- To założysz.
- Od kiedy bawisz się w mojego stylistę? - podeszła zdenerwowana, wyrwała mu sukienkę i cisnęła ją na łóżko, po czym zgromiła Nate'a wściekłym spojrzeniem. Nate westchnął cicho ale głęboko.
- Po prostu mi zaufaj.
Emily miała ochotę się zaśmiać. To było po prostu śmieszne. Jego prośba graniczyła z cudem. Ale tak po prawdzie, co innego jej pozostało?
Nate widział wahanie w oczach Emily więc odezwał się, z większym spokojem:
- Wiem, że się boisz.
- Nic o mnie nie wiesz - warknęła. Nate uśmiechnął się do niej.
- Może nie jestem tak dobry w czytaniu w ludziach jak Lucas, ale to akurat wiem.
Emily odwróciła się do niego tyłem, skrzyżowawszy ręce na piersiach. Denerwowało ją, że nagle zaczęła obracać się w świecie pokerowych mistrzów, którzy nie dość, że potrafią nie pokazywać emocji, to jeszcze świetnie czytają je z innych ludzi.
- Chcę wrócić do domu - szepnęła, patrząc w okno. Nate skrzywił się. Wiedział na jakich zasadach Emily znalazła się w domu Lucasa, wiedział, że nie była z tego zadowolona. Boże, a ktokolwiek by był? Ale nie miał zamiaru podważać decyzji swojego szefa. On był tylko jego pracownikiem, może i wysoko postanowionym, ale to niczego nie zmieniało.
- W końcu wrócisz - powiedział, po czym ruszył do wyjścia. - Bądź gotowa na szóstą popołudniu. Jeśli wcześniej będziesz chciała gdzieś wyjść, daj znać.
Po tych słowach opuścił jej pokój.
Gdy wyszedł, Emily wypuściła głośno powietrze z płuc, zwieszając przy tym głowę. Nie myślała o tym, co ją czeka. Nie chciała myśleć, bała się tego.
Choć tak naprawdę do końca dnia powtarzała sobie, że nic złego jej nie spotka. Nudne spotkanie, na którym Lucas będzie robił swoje a ona będzie udawała, że jej nie ma. Jakoś przemęczy się te kilka godzin. Musiała, nie miała wyjścia.
Z każdą minutą jednak w jej głowie pojawiały się nowe pytania, które dotyczyły tego spotkania. Zastanawiała się, czy powinna porozmawiać o tym z Lucasem.
W końcu chęć uspokojenia własnych nerwów popchnęła ją do rozmowy ze Snightem. Niestety na chęciach się skończyło, bo Lucas gdzieś przepadł. Nate stwierdził, że wzywała go „praca". Emily, nie chcąc poznać szczegółów, zaszyła się w swoim pokoju.

Pokerowy BlefOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz