Minęły dwa tygodnie.
Dwa długie tygodnie, podczas których Emily miała mnóstwo wątpliwości. Wiele razy myślała o tym, żeby wezwać taksówkę i pojechać na Brooklyn, jeszcze więcej razy patrzyła na kontakt Lucasa w swoim telefonie i chciała zadzwonić. Za każdym jednak razem w jej głowie powtarzało się zdanie, mówiące jej, że nie powinna być niczyją własnością. To nie średniowiecze, żeby przynależała do jakiegokolwiek mężczyzny.
Bracia nie pytali, mimo że na początku chodziła zgaszona i nieobecna. Jeff był przeszczęśliwy z faktu, że siostra była znów przy nich. David za to obserwował ją uważnie, nie potrafiąc wyciągnąć wniosków z jej zachowania.
Długi się skończyły, nikt nie chciał od niego pieniędzy, od hazardu też trzymał się z daleka. Mimo to w jego sercu tliła się obawa, którą z resztą Emily nie raz gasiła zimnym kubłem wody.
Emily z trudem na nowo przyzwyczajała się do nieciekawego otoczenia, do tego, że wszędzie znów musiała chodzić na piechotę albo poruszać się komunikacją miejską. Potrzebowała kilku dni by wrócić do normalności.
Któregoś dnia, gdy wracała z pracy do domu, zadzwonił jej telefon. Była w wielkim szoku spostrzegając na wyświetlaczu Rebeccę. Długo patrzyła na smartfon zastanawiając się, czy w ogóle odebrać. Czego od niej chciała?
Stwierdziła, że jeśli nie odbierze, to się nie dowie.
- Tak?
- Emily, słońce, co słychać? – jej melodyjny głos rozbrzmiał w słuchawce.
- W porządku, a jak u ciebie?
- Nic nowego.
- Dzwonisz żeby zapytać, co u mnie? – Emily zwolniła kroku, wyczuwając w tej rozmowie drugie dno.
- No... w sumie to nie.
- Więc o co chodzi?
- Ostatnio nie było cię na spotkaniu klanu. Lucas stwierdził, że jesteś chora ale jakoś był rozdrażniony, gdy o ciebie pytałam.
- Rozdrażniony, mówisz... - mruknęła, wzdychając cicho.
- Dokładnie. Powiedz, jesteś chora? To coś poważnego? – spytała. Ewidentnie miała pewność, że wymówka z chorobą jest kłamstwem. Emily nie miała ochoty tego ciągnąć więc postawiła na szczerą odpowiedź.
- Nie jestem chora.
- Więc co się stało?
- Pytasz, jakbyś się nie domyślała – burknęła nieprzyjemnie. Nie podobały jej się te podchody, ciągnięcie za język. Po drugiej stronie słuchawki zapadła chwilowa cisza.
- Rozstaliście się?
- Tak.
I znów cisza. Emily nie chciała ciągnąć tego tematu, nie miała ochoty jej opowiadać dlaczego wróciła do domu i co tak naprawdę się stało.
- Wiesz, przykro mi – powiedziała nagle. Emily uniosła wysoko brwi, zdziwiona jej odpowiedzią. – Ale przynajmniej jego goryl nie chodzi za tobą jak cień – zaśmiała się. Emily znów westchnęła, na wspomnienie o pracowniku Lucasa. Na początku faktycznie, był złem koniecznym, wkurzającym cieniem, tak jak powiedziała Rebecca. Jednak z czasem stał się przyjacielem, za którym Emily tęskniła.
- Cóż, tak bywa – wzruszyła ramionami nie chcąc wdawać się w szczegóły.
- Nie chciałabym, żeby wasze rozstanie zmieniło coś w naszej znajomości.
- Co przez to rozumiesz?
- Lubię cię, Emily – powiedziała. Emily zmarszczyła brwi zastanawiając się, czy jej słowa były prawdą. – Może dasz się namówić na spotkanie?
- Nie wiem, Rebecca. Mam mnóstwo pracy – odpowiedziała. Emily tak naprawdę nie miała ochoty się z nią widzieć. Mimo że ostatnimi czasy Rebecca była przyjaciółką do rany przyłóż. Emily nie miała się czego doczepić.
- Nie musi być teraz. Ale w najbliższym czasie? Masz jakiś wolny wieczór? Poszłybyśmy na jakiegoś drinka?
- W sumie dlaczego nie. Może w przyszłym tygodniu znajdę czas.
Emily pomyślała o tym, że Rebecca była jedyną kobietą w jej życiu, która traktowała ją jak przyjaciółkę. Nie licząc ciężkich początków. Dziewczyna obawiała się, że po odejściu od Snighta, Rebecca będzie miała niezły ubaw. Znowu będzie traktować ją z pogardą i wyższością. Zdziwiła ją jej chęć spotkania. No bo skoro nic nie łączyło ją już z Lucasem, to po co Rebecca chciała się z nią zobaczyć? Nie uzyskałaby tym niczego. Co przemówiło za tym, że Rebecca rzeczywiście miała czyste zamiary.
- Cudnie, daj mi więc znać jaki dzień będzie ci pasował. Niedaleko mojego domu jest fajna, klimatyczna knajpka a drinki tam mają obłędne. Potem możemy przejść się na mały spacer, wiesz, przewietrzyć się. Ja to ogólnie jestem bardzo ekonomiczna, dwa drinki i już mi wesoło. Dlatego świetnie, jakby procenty ze mnie wyparowały. Poza tym....
Emily już nie słuchała. Odcięła się. Jej myśli znów zakręciły się wokół Lucasa. Zastanawiała się co robił? Gdzie był? Ponownie przyszło jej do głowy, że ta cała „własność" to było zwykłe nieporozumienie, że może między nimi powstało coś prawdziwego. Jednak szybko karciła się za takie myśli. Gdyby w istocie tak było, Lucas przecież by się do niej odezwał. A odkąd się wyprowadziła, nie wiedziała o nim kompletnie nic.
Wróciła do domu przybita. Jeffa nie było, jedynie David zauważył jej podły nastrój. Wyłączył telewizor i spojrzał na siostrę, która usiadła w fotelu i wbiła wzrok w sufit.
- Coś się stało? – zagaił.
- Dobre pytanie – mruknęła. David wyprostował się i skupił całą swoją uwagę na siostrze.
- Emily.
- David, mogę ci zadać pytanie? – spojrzała na niego.
- Naturalnie.
- Co naprawdę łączy cię z Lucasem?
Na to pytanie David się spiął. Chwilę obserwował siostrę myśląc, jak zinterpretować pytanie.
- Jeśli pytasz, czy są jeszcze jakieś tajemnice, to nie ma. Wszystko już się skończyło, Emily.
- Dlaczego więc nie cieszysz się z mojego powrotu? To właśnie ty powinieneś być z tego najbardziej zachwycony – oznajmiła z wyrzutem. Brat usiadł bliżej i sięgnął po jej dłoń.
- Emily, jak możesz tak mówić? Oczywiście, że się cieszę.
- Czasami mam wrażenie, że mój powrót cię rozczarował – wyznała, spuszczając głowę. David ścisnął mocniej jej rękę.
- Dla mnie najważniejsza jesteś ty i twoje bezpieczeństwo. Nic innego się nie liczyło. I liczyć nie będzie.
- Co wy wszyscy macie z tym bezpieczeństwem?! – wykrzyknęła nagle, obrzucając go gniewnym spojrzeniem. – Czy mi coś grozi? Mam jakiś wrogów, o których nie wiem?
David wziął głęboki wdech, bił się z myślami. Emily spostrzegła tą walkę, przyjrzała mu się uważnie.
- Dobrze, Emily, szczerość za szczerość, co ty na to? – spojrzał jej w oczy. Serce Emily zaczęło bić szybciej. Wyczuła, że pojawi się jakiś przełom w sprawie, dowie się czegoś, o czym nie miała pojęcia.
- Zgoda.
- Wiesz, że miałem mnóstwo długów, masa ludzi mi groziła, chciała pieniędzy. Uzależnienie przyszło nawet nie wiem kiedy, ale z niebywałą łatwością. Ale to tylko nakręcało spiralę kolejnych długów. Szemrani ludzie do nas przychodzili, straszyli...
- Wiem o tym.
- Ale nie wiesz o tym, że często ty byłaś przedmiotem szantażu.
- Słucham? – szepnęła. Teraz ona mimowolnie ścisnęła jego dłoń.
- Wiele razy słyszałem, jak piękną mam siostrę. Że jeśli nie oddam pieniędzy stracę coś cenniejszego, niż rzeczy materialne.
- Chcesz mi powiedzieć, że gangsterzy szantażowali cię... mną? – to pytanie przyszło jej z trudem, Emily poczuła, jak robiło jej się słabo. Patrzyła na zmartwioną twarz Davida i nie mogła uwierzyć w to, co mówił. Brat niechętnie skinął głową.
- Tak. Wtedy gdy przegrałem ze Snightem w karty... Boże, to był najgorszy dzień w moim życiu, uwierz. Nie miałem pieniędzy a bardzo chciałem je zdobyć. Snight o tym wiedział. Dlatego zaproponował, żebyś to ty była nagrodą. W przypadku gdybym wygrał, spłaciłby wszystkie moje długi. Gdy cię przegrałem, czułem się jak ostatnia łajza. Byłem przerażony, gdy doszło do mnie, że muszę oddać moją siostrzyczkę w łapy tego mafiosa. Trząsłem się jak galareta, długo nie mogłem się z tym pogodzić. Dopiero z czasem zrozumiałem, że Snight w przypadku ataku na ciebie, bardziej cię ochroni niż ja, rozumiesz?
Emily zaschło w gardle więc pokiwała jedynie twierdząco głową. Nie potrafiła tego ogarnąć. To było jak cios obuchem w łeb. Nie miała ochoty nawet myśleć, u jakich ludzi zaciągał się jej brat.
- To niepojęte... - jęknęła z niedowierzaniem. – Ale przecież twoje długi się skończyły, ta śmieszna historia dobiegła końca, więc dlaczego zachowujesz się tak, jakbyś mnie tu nie chciał?
- Emily, to nie tak – pokręcił głową i chwycił jej drugą rękę, po czym spojrzał uważnie w oczy. – Każdego dnia będę się o ciebie martwił i to się nie zmieni. Czy długi będą, czy też nie. Tak wiele razy słyszałem, że po ciebie przyjdą, że jeszcze długo będzie to ze mnie schodzić.
- David, dlaczego nie powiedziałeś mi tego od razu? – Emily poczuła łzy pod powiekami, które próbowała powstrzymać. Te jednak były silniejsze niż ona sama.
- Nie chciałem, żebyś o tym wiedziała. Myślisz, że jak by to wpłynęło na twoją psychikę? Wystarczy, że ja bałem się o twoje życie.
Emily zwiesiła głowę, gdy łzy spłynęły po jej policzkach. Czuła się źle. Czuła się źle z tym, że David wszystko w sobie trzymał. Tak długo męczył się z tym faktem tylko po to, żeby ona nie musiała się stresować.
- Jeff wiedział? – spytała cicho.
- Wiedział.
- Super – prychnęła, pospiesznie wycierając wierzchem dłoni mokre policzki.
- Emily, proszę, zapomnij już o tym. Nic ci nie grozi.
- Jesteś tego pewny?
- Tak, jestem pewny.
Spojrzała mu w oczy. Naprawdę był pewny. Ale ta wiadomość nie poprawiła Emily humoru, była przybita.
- David, uzbierajmy pieniądze i proszę, wynieśmy się z tego miasta – powiedziała tak cicho, że David praktycznie musiał to wyczytać z ruchu jej warg. Gdy zrozumiał, przyciągnął ją i posadził obok siebie, po czym przytulił mocno.
- Tak zrobimy, Emily. Wyprowadzimy się, gdzie zechcesz.
I dopiero te zapewnienie wlało trochę ulgi w jej serce.
- Dobrze – mruknęła.
- Teraz ja chciałbym usłyszeć od ciebie prawdę.
Emily odsunęła się by na niego spojrzeć.
- Jaką prawdę? – spytała. Widać było, że Davidowi ciężko przychodzi zadanie pytania. Chwilę myślał nad tym, jak z nią porozmawiać i przede wszystkim zmusić się, żeby te słowa przeszły mu przez gardło.
- Czy ty coś czujesz do Snighta?
Emily zamrugała. To było bardzo dobre pytanie. Ona od dwóch tygodni też je sobie zadawała.
- Skąd ci się wzięło takie pytanie?
- Bo znam cię od maleńkości i widzę, że twoja radość powrotu nie jest taka, jaka być powinna.
- Możesz być spokojny, David. Lucas był dla mnie po prostu miły, trochę czasu jednak tam spędziłam i... - urwała gdy w wyobraźni pojawiły się dobre chwile z nim spędzone. David patrzył na nią wyczekująco, ale Emily już nie dokończyła. Odwróciła wzrok i wzięła głęboki wdech.
- Emily... - szepnął.
- Zwracam ci honor, braciszku. Mafia to coś, w co żadne z nas nie powinno się było mieszać.***
Emily w swoim napiętym grafiku w końcu znalazła wolny wieczór na spotkanie z Rebeccą. Troszkę później, niż obiecywała, ale Rebecca się nie przypominała. Czekała cierpliwie na wiadomość od Emily.
Polter była niesamowicie szczęśliwa, gdy Emily powiadomiła ją jakiego dnia mogłyby się spotkać. Rebecca wysłała jej adres SMSem a na miejsce podwiózł ją Jeff. Gdy wysiadała z auta, na horyzoncie pojawiła się Rebecca. Już z daleka żywo machała do dziewczyny.
- Z nią się umówiłaś? – Jeff uniósł brwi obserwując zbliżającą się kobietę.
- Tak – Emily ukryła rozbawienie, obserwując brata przez opuszczoną szybę.
- Skąd ty wytrzasnęłaś taką paniusię?
- Nie pytaj – zaśmiała się. Rebecca w końcu podeszła i pocałowała Emily na powitanie w policzek.
- Cudownie, że się w końcu spotkałyśmy. To twój brat? – zerknęła na Jeffa.
- Tak, to Jeff – oznajmiła. Jeff skinął głową i podał Rebecce dłoń.
- Bardzo mi miło – Polter uśmiechnęła się trochę zbyt zalotnie. Jeff odpowiedział na grzeczność, po czym spojrzał na swoją siostrę.
- Przyjechać po ciebie?
Emily już otwierała usta, by odpowiedzieć, ale Rebecca ją wyprzedziła.
- Nie trudź się, mój kierowca ją odwiezie.
- Na pewno? – Jeff skierował to pytanie do siostry, ta potaknęła.
- Tak, spokojnie, Jeff.
- W porządku... to bawcie się dobrze.
- Będziemy na pewno – Rebecca z uśmiechem od ucha do ucha wzięła Emily pod rękę i pociągnęła za sobą do wejścia do lokalu. Gdy Jeff zniknął z pola widzenia, Rebecca ze smutkiem spojrzała na Emily. – Jak się czujesz?
- Normalnie, a jak mam się czuć? – Emily spojrzała na nią z ukosa.
- No ja gdybym z moim Theodorem się rozstała, to chyba bym się zapłakała na śmierć.
- Nie ma co wylewać łez z powodu facetów – skomentowała krótko. Rebecca wyczuła, że Emily nie chciała o tym rozmawiać, więc ucięła temat. Weszły do knajpki, która o dziwo była prawie pusta. Zajęły odległy stolik i usiadły.
- Pozwolisz, że zamówię ci tutejszy specjał? Nie pożałujesz – dodała, widząc sceptyczne spojrzenie Emily.
- No niech będzie.
- Cudnie – pisnęła, po czym wstała i podeszła do baru. Emily dyskretnie rozejrzała się po lokalu, urządzonym w czerwono-czarnych kolorach. Zdziwiła się, że było tu tak mało ludzi. W końcu był piątek i wieczorna godzina, ale Emily postanowiła w to nie wnikać.
Rebecca w końcu wróciła z dwoma drinkami. Te były czerwono-żółtego koloru w wysokich, smukłych szklankach z nóżką.
- Proszę, kochana. Na zdrowie – postawiła przed nią drinka. Zaczęła się nic nie znacząca rozmowa o pierdołach. Głównie to Rebecca paplała a Emily słuchała. Gdy drinki były prawie całe wypite, Emily poczuła się źle. Zupełnie, jakby była pijana. W oczach zaczęło jej się dwoić, czuła się słabo.
- Muszę wrócić do domu – powiedziała Emily w pewnym momencie czując, że jej stan się pogarsza. – Zadzwonię do Jeffa – na oślep chwyciła za torebkę, ale Rebecca zręcznie jej ją zabrała.
- Nie wygłupiaj się, odwiozę cię. Chodź.
Rebecca jak gdyby nigdy nic zarzuciła sobie na ramię torebkę Emily, podeszła do niej i pomogła wstać. Emily nie rozumiała swojego stanu, nie potrafiła ustać na nogach, oczy jej się zamykały.
Rebecca wychodząc z nią rzuciła tylko kelnerowi, że Emily za dużo wypiła, facet nie wnikał. Gdy wyszły na zewnątrz, Emily poczuła się jeszcze gorzej, Rebecca nie potrafiła jej utrzymać.
- Jeszcze kilka metrów – oznajmiła. W końcu pojawił się przed nimi facet ubrany na czarno, którego Rebecca ewidentnie znała. On pomógł jej z transportem Emily do samochodu. Gdy podchodzili do czarnego auta, Emily zgasły światła.
Straciła przytomność.
CZYTASZ
Pokerowy Blef
RomanceŻycie Emily było względnie proste. Pomimo tego, że razem z dwójką braci ledwo wiązali koniec z końcem, było znośnie. Do momentu, w którym jeden z braci wciąga ją w swój hazardowy syf. Traci podczas gdy w pokera najcenniejszą dla niego rzecz. Czy Emi...