Rozdział 15 - Polubiłem ją

938 47 1
                                    

Emily nie potrafiła zasnąć.
Siedziała na łóżku skulona i wciąż odtwarzała sobie w głowie rozmowę z bratem. Starała się wtedy nie płakać ale nie dało się. Gdy zobaczyła na jego pobitej i obolałej twarzy uśmiech, z oczu od razu popłynęły łzy. Mimo bólu, który go przeszywał, znalazł w sobie siłę, żeby jego oczy cieszyły się na jej widok.
Myśl o tym, że w końcu te gangusy go zabiją, była coraz bardziej prawdopodobna.
Emily w absolutnej ciszy usłyszała otwierające się drzwi frontowe. Zerknęła na zegarek, dochodziła pierwsza.
Nie obstawiała Nate'a, ten raczej nie ruszał się z domu, chyba, że z nią. Więc pomyślała o Lucasie. I nagle wpadł jej do głowy pomysł, by z nim porozmawiać. O tym, co powiedzieli jej bracia.
Wstała z łóżka i wyszła z sypialni. Wolnym krokiem ruszyła w kierunku, z którego dochodziły głosy. Zauważywszy światło w kuchni, właśnie tam się udała. Nieśmiało zajrzała do środka. Lucas właśnie ściągał krawat przez głowę i ciskał nim w kuchenny blat. Zaraz potem sięgnął po szklankę z wodą i napił się.
Emily zrobiła dwa kroki by zaznaczyć swoją obecność. Lucas przeniósł na nią wzrok i z lekka się zdziwił.
- Dlaczego nie śpisz?
To pytanie nie było zwykłe. Brzmiało, jakby ojciec karcił córkę. Emily stanęła prosto, splotła palce przed sobą i wzruszyła ramionami.
- Nie umiem.
- Niestety nie pomogę ci.
Odłożył szklankę i ruszył do wyjścia z kuchni, mijając Emily bez słowa. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i na chwilę przymknęła oczy, gdy przeszedł obok niej tak szybko, że jego zapach wdarł się do jej nosa i umysłu.
Jeszcze kilka godzin temu był miły, tak przynajmniej myślała, w końcu udało mu się załatwić odwiedziny u jej brata. Nie musiał tego robić. Nie miał w tym przecież żadnego celu. A mimo wszystko to zrobił.
A teraz... Emily jednak nie miała zamiaru go oceniać. Może był zmęczony? Rozdrażniony? Może pozycja głowy mafijnego klanu nie jest taka prosta, jakby się wydawało? I miała rację. Lucas był okrutnie zmęczony.
Tej nocy udaremnił zamach na własne życie. Takie rzeczy nie robiły już na nim wrażenia, były wręcz codziennością. Ale rzadko się zdarzało, żeby ktoś chciał go zabić, gdy po raz kolejny wyszedł brak w dostawie broni na granicy.
Już kiedyś prowadził ze swoimi ludźmi rozmowę na ten temat. Zapowiedział interwencję w Montrealu, bo jeden kutas myślał, że może sobie kręcić wałki kosztem Snighta. To wszystko okazało się pułapką. Braki w dostawach były celowe, żeby sam Don pofatygował się na miejsce przekazania łupów. Jak zwykle komuś nie pasował sposób rządzenia lub to, jak wiele miał Lucas.
Chleb powszedni.
Koniec końców poleciało kilka głów. Snight nigdy nie brał udziału w sprzątaniu, ale tym razem był do tego zmuszony. Nie spodziewał się ataku na siebie więc obstawy nie miał jakiejś konkretnej. Na szczęście nie ubrudził sobie rąk.
- Lucas – Emily odważnie odwróciła się w jego stronę. Snight przystanął, jakby upewniając się, że się nie przesłyszał. W końcu odwrócił się i zerknął na nią pytająco. Dziewczyna zrobiła krok w jego stronę. - Możemy porozmawiać?
- Teraz? - uniósł wysoko brwi. Sugestywnie zerknął na zegarek na nadgarstku ale Emily nie przejęła się tym.
- Teraz.
Lucas zawahał się. Ostatecznie odpuścił, sprawa musiała być poważna, skoro Emily zawracała mu głowę w środku nocy.
Machnął ręką w stronę wyjścia na taras i sam ruszył przodem. Zatrzymał się jednak przed drzwiami i przepuścił Emily pierwszą. Dziewczyna bez słowa przeszła bez próg. Światła na tarasie i podświetlony basen idealnie oświetlały okolicę, przez co Emily doskonale widziała malujące się zmęczenie na twarzy Lucasa.
- Wyglądasz na zmęczonego – zauważyła, rozpoczynając rozmowę. Snight ciężko opadł na krzesło i rozpiął dwa guziki koszuli.
- Miałem ciężki dzień – przyznał. Wyciągnął zza paska broń i rzucił ją na stół. Tak po prostu, jakby mu ciążyła. To samo zrobił z komórką. Emily wzdrygnęła się widząc pistolet ale postanowiła o tym nie myśleć, nie to teraz było najważniejsze. Poza tym doskonale wiedziała, że Snight miał tą broń i pewnie jej używał. - Co jest takie ważne, że nie mogło poczekać do rana?
To pytanie wyciągnęło ją z zamyślenia. Przeniosła wzrok na Lucasa, który obserwował ją bez cienia emocji.
- Podobno, jeśli Jeff wygra z tobą w pokera, będę mogła wrócić do domu.
Snight lekko się uśmiechnął, jakby drwiąco, słysząc te słowa. Bardziej rozłożył się na krześle.
- Owszem.
- I tyle? To niby miałoby być takie proste?
- A kto powiedział, że to będzie proste? - parsknął. Emily zamrugała kilka razy. - Emily, twój brat ze mną nie wygra – dodał, śmiejąc się. Dziewczyna zacisnęła pięści, słysząc jego kpiący śmiech.
- Skąd ta pewność?
- Bo ja jestem mistrzem – oznajmił to z taką oczywistością, że Emily się skrzywiła. - Ale oczywiście pozwolę mu spróbować, no bo dlaczego nie? Pójdziesz zresztą ze mną, będziesz mogła popatrzeć.
Ewidentnie miał z tego ubaw. Każdy myślał, że łatwo go pokonać. Że karty albo są dobre albo nie. Ale w pokerze ważniejsze od kart są emocje, które Lucas czytał bezbłędnie. Dzięki temu wygrywał praktycznie z każdym, który zasiadał z nim do stołu.
- Naprawdę wrócę do domu, jeśli on wygra? - Emily zignorowała jego drwiące spojrzenie i przysiadła na krześle naprzeciw niego.
- Naprawdę. Ustaliliśmy zasady i wypada się ich trzymać.
- Myślałam, że to jakiś kiepski żart, gdy Jeff powiedział mi to w szpitalu – dodała ciszej, przypominając sobie radosną twarz Jeffa. Lucas nie chciał kontynuować tego tematu, skoro Emily chciała sobie żyć złudną nadzieją, jej sprawa. Postanowił zmienić temat, spuszczając trochę z tonu.
- A właśnie, co z naszym hazardzistą?
Emily nie podnosząc wzroku, wzruszyła ramionami.
- Nijak. Pobity, obolały, ale trzyma się.
Zapadła chwila ciszy, podczas której Emily wpadła na pewien pomysł. Uniosła niepewnie wzrok. Lucas cały czas ją obserwował.
- Lucas, kojarzysz Tony'ego Bursona?
Lucas uniósł brwi zdziwiony, że Emily znała to nazwisko. Bo to, że on go znał, nie było niczym dziwnym.
- Owszem.
- Kim on jest?
- Nieciekawy typ – skrzywił się. - Żyje z haraczy, kradzieży, miejscowy gangsterek myślący, że może władać miastem. Z resztą, jak cała reszta takich idiotów – prychnął drwiąco. Emily zamyśliła się na chwilę. - Dlaczego o niego pytasz?
- Bo to jego ludzie pobili Davida – powiedziała cichutko, jakby to było tajemnicą. Lucas wyprostował się. Jak widać nie tylko u Snighta David lubił robić sobie długi. Ale jeśli miał dług u Bursona, to biada mu. Tony, mimo że był kroplą w morzu gangsterki, lubił być bezwzględny, nie zważał na ludzkie życie.
Snight bał się powiedzieć Emily, że jeśli David nie będzie mu płacił cholera wie jak długo, jej brat na pewno zginie.
- Twój brat siedzi w niezłym bagnie – mruknął. W oczach Emily na nowo zagościł strach, wzdrygnęła się.
- Pomóż mi coś wymyślić.
- Ja?
Snight znowu uniósł wysoko brwi, zdziwiony jej propozycją. Ale Emily była zdesperowana, dla brata zrobiłaby wszystko. Nawet dla takiego jak David. Lucas nie rozumiał tej miłości ale nie chciał o niej dyskutować. Emily oparła dłonie na szklanym stoliku i nachyliła się w stronę Lucasa.
- Masz mnóstwo pieniędzy. Pożycz mi. Wszystko ci oddam, obiecuję!
- Emily, to nie jest rozwiązanie – Lucas powoli pokręcił przecząco głową.
- Jak nie?!
- Dasz mu kasę, on przyjdzie po więcej, to się nie skończy.
Emily oparła łokcie o stół i złapała się za głowę. Jęknęła z rezygnacją.
- To co ja mam robić? Oni go w końcu zabiją...
Lucas zacisnął zęby. Z jakiegoś powodu zrobiło mu się jej żal. Nie chciał oglądać jej smutku, jej łez. Po co mu to było? A on, wpływowy mafioso, naprawdę wiele mógł. A co więcej, ten czyn mógłby mu się przydać do realizacji planu, o którym Emily, zgodnie z obietnicą, nie wiedziała. I właśnie tym powodem sobie to usprawiedliwiał. Nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że po prostu jest mu jej szkoda, że ludzkie uczucia w jej obecności wychodziły na wierzch.
Lucas nachylił się nieco i chwycił Emily za rękę. Dziewczyna spojrzała na niego, zdziwiona nagłym gestem ale Lucas jedynie ścisnął jej dłoń.
- Wymyślę coś, okej?
W gardle Emily urosła klucha, która nie pozwalała się odezwać. Naprawdę Lucas Snight chciał jej pomóc?
Pokiwała energicznie głową, zgadzając się. Lucas puścił jej dłoń i wstał.
- A teraz idź spać, już późno. A ja obiecuję, że się tym zajmę.
Emily też wstała. Spojrzała na niego z wdzięcznością. Źle o nim myślała ale jak się okazuje, w każdym człowieku jest chociażby ziarenko dobroci.
- Dziękuję ci, Lucas.
- Jeszcze nie masz za co.
- Ja i tak dziękuję.
Uśmiechnęła się. Lucas już miał opuścić taras, gdy Emily zrobiła pospieszne dwa kroki w jego stronę i przytuliła go. Spiął się i zamarł, nie spodziewając się aż tak wylewnych podziękowań. Spojrzał na nią z góry, nie wiedząc jak zareagować. Emily to jednak nie przeszkadzało. Chciała w jakiś sposób pozwolić ujść pozytywnym emocjom, wyrazić wdzięczność. Była prostą dziewczyną więc uciekła się do prostych rozwiązań.
W końcu po kilku sekundach odsunęła się od Lucasa. Uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy i uśmiechnęła się. Było w tym coś osobliwego, bo Lucas nie potrafił nie odwzajemnić jej uśmiechu. Mimo że uścisku nie dał rady jej oddać.
Odsunęła się i ruszyła do swojego pokoju. Lucas jeszcze chwilę stał w samotności zastanawiając się, jak do tego wszystkiego doszło. Uświadomił sobie, że Emily naprawdę była delikatną i naiwną istotką.

Pokerowy BlefOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz