W Emily buzowały emocje. Z jednej strony była wystraszona tym, co się stało ale z drugiej wściekła, że w ogóle doszło do takiej sytuacji. Nate milczał jak zaklęty, wyglądał na spiętego. A to tylko potęgowało strach, jaki kiełkował w jej sercu. Wróciła wspomnieniami do sytuacji, która wydarzyła się kilkanaście minut wcześniej. Pamiętała dokładnie kamienną twarz Lucasa i wściekłość, jaka biła z jego oczu, gdy dowiedział się, że ten bokser uderzył także Emily.
- Nie przejmuj się – do jej uszu dostał się głos Nate'a, gdy wjeżdżali na posesję. Emily spojrzała na niego pytająco licząc, że pociągnie myśl ale on znowu zamilkł.
- Kto powiedział, że się przejmuję? - Emily wzruszyła ramionami, udając obojętną. Nate zatrzymał samochód i w końcu spojrzał na swoją pasażerkę.
- Widzę przecież, że się przejmujesz. Ale nie masz czym. Na pociechę powiem ci, że zyskałaś w moich oczach – w końcu się uśmiechnął. - Masz w sobie zadziwiająco dużo odwagi i siły.
- Siły nie trzeba było dużo, nie był zbyt trzeźwy – Emily skrzywiła się nieznacznie, na co Nate zaśmiał się jednorazowo.
- Tym niemniej. Znokautowałaś go koncertowo.
- Bardziej martwi mnie Lucas – Emily w końcu przyznała się do tego, o czym myślała przez ostatnie minuty. Nate nieznacznie poprawił się na siedzeniu, jakby znów się spiął.
- No cóż, rzadko zdarzają się w klubie takie sytuacje. A raczej rzadko dochodzi do bójek. Zwykle ochroniarze gaszą wszystko w zarodku.
- Dlaczego tym razem tak nie było?
- Dobre pytanie. Coś czuję, że posypią się zwolnienia. Tym bardziej, że sama w tym wszystkim ucierpiałaś. Poza tym, Lucas nie znosi takich sytuacji. Z mojej strony jesteś fighterką i pełen podziw, ale Lucas nie był zachwycony.
- Miałam stać i patrzeć, jak ją leje?! – wykrzyknęła, tracąc cierpliwość.
- Oczywiście, że nie. Ale mogłaś powiadomić jakiegoś ochroniarza a nie rzucać się na niego z butelką. Swoją drogą, co ty robiłaś tam sama? - Nate od razu przeszedł w podejrzliwy ton, uniósł jedną brew.
- To już podchodzi pod przesłuchanie – prychnęła i opuściła samochód. Nie chciała mu się tłumaczyć. I on jej odpuścił, bez problemu. Ale obawiała się, że z Lucasem nie będzie tak łatwo.
Nawet się nie przebrała. Snuła się po pokoju a z każdą kolejną myślą pojawiało się poczucie winy. Faktycznie mogła kogoś zawołać, wyprowadzili by go z klubu i po kłopocie. A ona przyciągnęła uwagę prawie całej dyskoteki i, swoją drogą, sama dostała w twarz. Podeszła do lustra, osadzonego w szafie i spojrzała na siebie. Warga co nieco spuchnęła. Zaschnięta krew ciągnęła się szlaczkiem od ust, po brodę. Kilka kropel nawet było na jej sukience, ale nie dbała o to. Chciała umyć twarz ale usłyszała, jak ktoś przyszedł. Od razu domyśliła się, że to Lucas, bo nikt przy zdrowych zmysłach tak by nie hałasował w środku nocy. A że Lucas był wściekły, Emily wszystko się składało. Chciała natychmiast z nim porozmawiać. Nawet do głowy przyszły jej przeprosiny. Przecież to ona wywołała nie małą burdę.
Wyszła z pokoju i ruszyła w stronę łazienki, z której świeciło się światło. Drzwi były otwarte na oścież, więc stanęła w progu. Wstrzymała oddech widząc, jak Lucas pozbywa się krwi z rąk. Coś nią wzdrygnęło. Wystraszyła się. Chciała odejść. Ale Lucas ją zauważył.
- Dobrze, że nie śpisz – rzucił beznamiętnie. Od jego głosu Emily zrobiło się zimno. Splotła przed sobą dłonie i zrobiła krok do przodu. Lucas wyłączył wodę, odwrócił się w końcu do Emily i wytarł niedbale dłonie w ręcznik.
Dziewczyna spostrzegła wtedy, że nie tylko ręce miał we krwi, ale koszulę też. Nie było tego sporo, ale dla takiej dziewczyny jak Emily, to był okropny widok. Przyłożyła dłoń do ust.
- Coś ty mu zrobił?
- Żyje, jeśli o to ci chodzi – odrzucił ręcznik i podszedł do niej szybkim krokiem. To nie była zbyt wyczerpująca odpowiedź i wcale nie zadowoliła Emily, ale Lucas o to nie dbał. - Możesz mi powiedzieć, co tam się odjebało?
- To już chyba wiesz.
- Dlaczego byłaś sama?
- Nie byłam. Chciałam potańczyć. Peter był ze mną. A to nie moja wina, że stracił mnie z oczu – Emily wzruszyła ramionami. Lucas niebezpiecznie zmarszczył brwi, dziewczyna wręcz słyszała, jak zgrzytał zębami ze złości.
- Czy ty w ogóle myślisz? Mógł ci zrobić krzywdę!
- Słyszysz się?! - uniosła się gdy tylko usłyszała jego podniesiony głos. - Uderzył ją! Myślałeś, że będę stać i patrzeć? Albo zajmę się tym, żeby poszukać kogoś kompetentnego? Nie myślałam, Lucas! Złapałam za butelkę i rozwaliłam ją temu pojebowi na głowie!
- I masz swoją waleczność! Patrz, jak wyglądasz – rzucił opryskliwie.
- Jeśli bym musiała, zrobiłabym to i drugi raz.
Lucas westchnął głośno, po czym na chwilę zamknął oczy i ścisnął grzbiet nosa. W końcu otworzył oczy i spojrzał na nią. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji ale Emily zaczynała postrzegać różnicę w jego zachowaniu, w jego oczach. Widziała, że był zmęczony, zły i w jakiś sposób zmartwiony. To wszystko dawało wybuchową mieszankę.
- Chodź tu – chwycił ją za rękę i przyciągnął. Oparł ją o szafkę tuż obok umywalki i sięgnął po jakiś wacik. Nasączył go zimną wodą i z niebywałą delikatnością zaczął wycierać zaschniętą krew z ust Emily.
- Naprawdę go nie zabiłeś? - szepnęła. Lucas na chwilę zastygł, przeniósł na nią tylko swoje spojrzenie. Kilka sekund trwało, nim odpowiedział. Te kilka sekund prawie doprowadziło Emily do zawału.
- Gdybym chciał go zabić, nie brudziłbym sobie rąk – odpowiedział i spojrzawszy ponownie na jej usta, na powrót zaczął czyścić ją z krwi.
- Szkoda tylko koszuli – Emily zerknęła na śnieżnobiałą koszulę, która gdzieniegdzie posiadała plamy z krwi. Lucas również wymownie zerknął na sukienkę Emily.
- Twojej sukienki też szkoda.
Znowu zapadła chwila ciszy. Dla Emily była ona nie do zniesienia. Czuła się dziwnie. Jego bliskość ją paraliżowała a ciepło, jakie od niego biło sprawiało, że czuła się jak na haju.
- Dlaczego go pobiłeś? - szepnęła po raz kolejny, nie odrywając wzroku od jego oczu. Tym razem odpowiedział, nie przerywając działań.
- Bo cię uderzył. I za to, co zrobił, faktycznie powinienem był go zabić.
- On był pijany.
- To go usprawiedliwia? - warknął i wyrzucił wacik do kosza. W końcu spojrzał na Emily. - Nie miał prawa podnosić na ciebie ręki. Nikt nie ma zasranego prawa tego robić, rozumiesz?!
- Lucas, dlaczego się tak denerwujesz... - Emily widziała w jego oczach złość. Tak mocną, że próbowała znaleźć ujście. To już nie były te czasy, w których Emily się go bała. Wiedziała, że nie zrobi jej krzywdy ale nie rozumiała wtedy jego podejścia. Poradziła sobie świetnie, powinien być dumny, jak Nate. Pokazała gnojowi, gdzie jego miejsce.
- Bo wkurwia mnie, że dopuściłem do tej sytuacji. Że stała ci się krzywda przez...
- Lucas, nic mi się nie stało – przerwała mu spokojnie. Zrobiło na niej wrażenie to, że się tym przejął. Ale nie powinien mieć wyrzutów sumienia, to nie była jego wina.
- Ale mogło.
- Ale się nie stało – szła w zaparte. Lucas spuścił głowę i ciężko westchnął. Po raz kolejny dał sobie kilka sekund, żeby się uspokoić. To fakt, miał do siebie pretensje. Zajęty był interesami, zresztą jak zawsze. Gdy okazało się, że w sercu konfliktu znalazła się Emily, prawie dostał zawału. Był zły, że ochroniarze mieli oczy w dupie, że to Emily musiała na to zareagować i przede wszystkim, że jej się oberwało. Droga była tylko jedna. Wytargali go tylnym wyjściem i, delikatnie mówiąc, wybili mu wszystkie zęby. Żeby na zawsze zapamiętał, że kobiet się nie bije.
A już na pewno nie Emily. Nie na jego zmianie.
Lucas podniósł wzrok i spojrzał na jej ranę. Delikatnie przejechał kciukiem po wardze jakby upewniając się, że na pewno wszystko jest w porządku.
- Boli cię? - spytał.
- Nie.
- To dobrze. Nie rób tak nigdy więcej.
Emily zakręciło się w głowie gdy w tych słowach wyczuła troskę. Chciała mu powiedzieć to, co już słyszał. Że nie będzie stała bezczynnie gdy komuś działa się krzywda. Tym bardziej, że alkohol skutecznie pomógł jej zareagować natychmiast.
- Nie będę, jeśli popracujesz nad lepszą ochroną – uśmiechnęła się, rozładowując napiętą atmosferę. Lucas delikatnie odwzajemnił jej uśmiech.
- Tego możesz być pewna.
- Dziękuję ci, Lucas.
- Za co?
- Za to, że stanąłeś w mojej obronie.
- Odwaliłaś większość roboty – zauważył, uśmiechając się znowu.
- Tak, ale dziękuję, że nie puściłeś tego mimo uszu. Nie popieram tego, że go pobiłeś ale myślę, że mu się należało.
- Hej – Lucas chwycił jej podbródek, bo zaczęła uciekać wzrokiem. - Nikomu nie pozwolę cię krzywdzić.
Lucas spojrzał w jej pełne wdzięczności oczy. Jej niewinność i lekkość, w tym wszystkim co robiła, była tak niesamowita, że z każdym dniem zaskakiwała go coraz bardziej. Widok, który zastał, gdy dostali się do serca bójki był niepojęty. Emily tak po prostu na nim siedziała, krwawiąc z ust i trzymając roztrzaskaną butelkę przy jego szyi. Lucasowi przeszło wtedy przez myśl, że jakby musiała, to odnalazłaby się w jego kręgach. Była odważna. I walczyła o swoje. O słuszność. O prawość.
Było w niej coś niespotykanego. Coś intrygującego.
Ten fakt budził w nim niepokój.
- Wiem o tym.
Po raz kolejny przyznała przed sobą i przed nim, że mu wierzyła. I dobrze się czuła z tą myślą. Była wdzięczna za wszystko, co zrobił. Mimo że ich znajomość zaczęła się koszmarnie a jej obecność w jego domu była kaprysem, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wszystko szło ku dobremu. Z każdym dniem gdy go poznawała, stawał się dla niej innym człowiekiem. Dostrzegała w nim już nie niebezpiecznego gangstera a... zwyczajnego faceta.
Patrząc mu w oczy widziała spokój, którego brakowało gdy tylko przekroczyła próg łazienki. Jego wzrok złagodniał a ona nie potrafiła oderwać od niego spojrzenia. Jednak jak zwykle Lucas pierwszy zareagował.
Gdy tylko zabrał dłoń i zrobił krok do tyłu, Emily ogarnął chłód. Wciąż oparta o szafkę, wzięła wdech, zastanawiając się nad tym, co właśnie działo się w jej głowie.
- Dlaczego właściwie tak mnie chronisz?
To pytanie padło w momencie, w którym Lucas chciał opuścić łazienkę. Spojrzał na Emily i zastanowił się nad odpowiedzią, która mogłaby być prawdą. Prawdą, którą mógł się podzielić.
- Mieszkasz pod moim dachem, jesteś pod moją opieką, to chyba naturalne.
- Tak uważasz?
- Tak uważam.
Emily pokiwała głową, po czym spuściła wzrok na kafelki. Wzięła jeszcze jeden wdech. Wypity alkohol otworzył jej dodatkowe drzwi w głowie, przez które natychmiast przeszła i chciała dowiedzieć się, co za nimi jest.
- Mój brat przegrał mnie w karty. Jak niepotrzebną rzecz, jak byle jaki towar. A ktoś taki jak ty ma wszystko. Po co dbasz o życie kogoś tak małoznaczącego jak ja? To dla mnie nielogiczne. Po co to wszystko? Dlaczego jesteś dla mnie dobry? Jakim cudem czuję się w twoim domu dobrze?
Pytania sypały się jedno za drugim. Emily mówiła wszystko, co przyszło jej na język. Nagle ogarnęła ją frustracja gdy doszła do wniosku, że miała mnóstwo szczęścia, że David przegrał akurat z Lucasem.
Snight stał i obserwował ją. Z każdym jej pytaniem czuł, że jej ciekawość może ją kiedyś zgubić. Ale z jednym nie mógł się zgodzić i zareagował natychmiast. Ponownie się do niej zbliżył. Gdy wyczuła, że jest tuż przed nią, podniosła wzrok.
- Naprawdę tak o sobie myślisz? Uważasz się za niepotrzebną? Byle jaką? Małoznaczącą? – jego głos był zaskakująco zimny. Emily z trudem patrzyła mu w oczy. Nie odpowiedziała na te pytania, uznała je za retoryczne.
- Lucas, ja...
- Sprzedałaś najcenniejsze rzeczy, żeby ratować brata hazardzistę, robiłaś wszystko, żeby żyło wam się jak najlepiej, kochasz tak bezgranicznie, że wybaczyłabyś temu gnojowi wszystko, pobiłaś faceta, bo uderzył inną kobietę. Emily, spójrz na siebie – Lucas chwycił jej ramiona i potrząsnął delikatnie. – Jesteś zbyt wartościowa na ten chory świat. Za dobra i za łatwowierna.
Emily poczuła piekące łzy pod powiekami ale w porę je zdławiła. Przełknęła ciężko ślinę bo ewidentnie wzruszyła ją wypowiedź Lucasa. Poczuła się mu bliższa. Poczuła się dobrze gdy dowiedziała się jak ją postrzegał.
Jednak nie potrafiła utrzymać jego spojrzenia. Odwróciła głowę i spojrzała gdzieś w bok, zastanawiając się nad jego słowami. Myśli jednak musiały poczekać na lepszy czas. Lucas gwałtownie wziął jej twarz w dłonie i odwrócił do siebie. Emily wzięła haust powietrza, zaskoczona nagłym gestem. Snight ściągnął brwi.
- Nie pozwalam ci tak o sobie myśleć, rozumiesz? Nie po tym wszystkim, co zrobiłaś. Nie zasłużyłaś na zło, które cię spotkało a ja uchronię cię przed złem, które jeszcze przed tobą.
Jego twardy ton zawirował w jej głowie do tego stopnia, że Emily złapała się brzegu szafki i na chwilę przymknęła oczy. Nie miała pojęcia, co ma mu odpowiedzieć. On uważał ją za wartościową, a ile on zrobił dla niej? To on był w tym wszystkim wartościowy, Emily długo tego nie dostrzegała.
- Ty też jesteś wspaniały, wiedziałeś o tym? – szepnęła, otwierając oczy i krzyżując z nim spojrzenia. Lucas powolutku puścił jej twarz, opuścił ręce i chciał się cofnąć ale tym razem Emily mu na to nie pozwoliła. Chwyciła jego nadgarstek i powstrzymała przed zrobieniem kroku w tył.
- Za dużo świństw w życiu zrobiłem, nie zasłużyłem na te słowa.
- Co ty mówisz? Przecież dla mnie jesteś cudowny.
- Więc możesz czuć się wyjątkowa – uśmiechnął się przebiegle, na co Emily jednorazowo się zaśmiała.
- Lubię, gdy się śmiejesz.
- A ja lubię, gdy jesteś blisko – Emily nie zdążyła ugryźć się w język. Ta myśl miała pozostać w jej głowie. Niestety, tej nocy szybciej mówiła niż myślała.
Lucas delikatnie uniósł brwi. Zrobił jeszcze pół kroku, będąc jeszcze bliżej niej. Oparł ręce o szafkę za Emily, odcinając tym samym drogę ucieczki, po czym przejechał nosem delikatnie po jej policzku. Emily zdusiła w sobie dreszcz.
- Już się mnie nie boisz?
Niski głos dostał się do jej ucha i tym razem Emily nie powstrzymała ciarek, jakie przebiegły po jej plecach.
- Już nie – oznajmiła odważnie. Gdy to powiedziała, Lucas spojrzał na nią. W jej oczach widział szczerość, pewność. I coś jeszcze, czego się wystraszył w pierwszej sekundzie. Jednak jak to zwykle miał w zwyczaju, wolał to najpierw sprawdzić, przekonać się, upewnić, czy oczy go nie myliły.
- Już późno, powinnaś się położyć – po tych słowach odepchnął się od szafki i odsunął. Jak zwykle jego umiejętności czytania ludzkich emocji go nie zawodziły, bo gdy tylko chciał zrobić krok w stronę wyjścia, Emily szepnęła:
- Nie idź.
CZYTASZ
Pokerowy Blef
RomanceŻycie Emily było względnie proste. Pomimo tego, że razem z dwójką braci ledwo wiązali koniec z końcem, było znośnie. Do momentu, w którym jeden z braci wciąga ją w swój hazardowy syf. Traci podczas gdy w pokera najcenniejszą dla niego rzecz. Czy Emi...