Rozdział 20 - Nierozsądny

869 48 2
                                    

Minęło kilka dni, podczas których Emily miała nawał roboty. Nie dość, że w studiu ani chwili wytchnienia, to od początku tygodnia praktycznie dzień w dzień robiła sesje. Jednak nie narzekała na to. Kochała taki natłok. Pasowało jej to, mimo że zaczynała pracę o ósmej rano a kończyła o ósmej wieczorem, w porywach do dziewiątej.
Wciąż mijała się z Lucasem, na którego przez te kilka dni nie potrafiła wpaść. W jej sercu pojawiło się coś nawet na kształt tęsknoty, jednak skutecznie to zwalczyła.
W sobotę sesji akurat nie miała, co postanowiła wykorzystać na spotkanie z braćmi. Późnym popołudniem odebrał ją Nate. Gdy tak jechali do posiadłości, Emily z uśmiechem na twarzy przyglądała się błyskotce od mamy. Bardzo rzadko wracała myślami do rodziców ponieważ te wspomnienia zwykle sprawiały jej ból. Oczywiście nie ze względu na to, że rodzice byli źli ale ze względu na to, że Emily długo nie potrafiła pogodzić się z ich niesprawiedliwą śmiercią.
- Ładny pierścionek - zauważył Nate, zwracając na siebie uwagę. Emily spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
- Dzięki, po mamie.
- Pamiątka?
- Nawet coś więcej - westchnęła, pocierając diamencik palcem. Nate co chwila zerkał na Emily. Chciał poruszyć temat rodziców ale Emily całą mową ciała dawała mu do zrozumienia, że nie chce sobie psuć humoru. Który przecież od kilku dni był perfekcyjny.
Gdy zajechali pod rezydencję Snighta, Emily odetchnęła z dziwną ulgą. Naprawdę czuła się tu dobrze, to było dla niej takie zaskakujące i takie intrygujące zarazem. Uśmiechnęła się jakby do siebie i razem z Nate'em ruszyła do środka.
- Jesteś głodna? - zagadnął, gdy przemierzali korytarz.
- Niekoniecznie, jadłam z braćmi.
- To może chociaż kawy się ze mną napijesz?
- Jasne.
Uśmiechnęła się do niego przez ramię. Razem udali się do kuchni, gdzie Nate pokazał Emily, gdzie powstaje najlepsza kawa na Brooklynie, po czym oboje ruszyli na taras, by delektować się kawą na łonie natury.
Samotnością cieszyli się może jakieś piętnaście minut. Po tym czasie na tarasie pojawił się Lucas. Emily rozpromieniła się na jego widok. Poczuła, jak jej żołądek radośnie podskakuje.
- Proszę, kogo mu ty mamy - Lucasa też ucieszył widok Emily. - Gdzie cię nosiło tyle czasu?
- Ciężko pracowałam - beztrosko wzruszyła ramionami.
- No nie wątpię, ale żebym nie widział cię od ponad czterech dni? - udał zdziwienie, podszedł i pocałował ją w czubek głowy. Emily podniosła wzrok i lekko zarumieniona, uśmiechnęła się szerzej niż przed chwilą.
- A co, stęskniłeś się?
- Może - mruknął, uśmiechając się tajemniczo.
- A ja się stęskniłam - przyznała pewnie, szczerząc zęby. - Myślałam, że wrócisz szybciej.
- Musiałem pozałatwiać kilka spraw ale już jestem - oznajmił Lucas, po czym w końcu spojrzał na Nate'a. Jego pomocnik patrzył na nich dwuznacznie.
Nagle doznał olśnienia. W jednej sekundzie zrozumiał, skąd u Emily tak wspaniały humor. Oczywiście nie śmiał pytać, to nie była jego sprawa, tak naprawdę mógł się tylko domyślać. Ale odnosił wrażenie, że jego domysły okażą się najprawdziwszą prawdą.
Lucas z powrotem spojrzał na dziewczynę.
- Emily, mógłbym prosić cię na dwa słowa?
- Żaden problem.
Lucas gestem dłoni wskazał dom więc Emily wstała i ruszyła do środka. Lucas poprowadził ją do jej sypialni, po czym zamknął za sobą drzwi.
- Coś się stało? - spytała, gdy w końcu stanął naprzeciw niej.
- Chciałem się dowiedzieć czy w twoim napiętym grafiku znajdzie się w przyszłym tygodniu jeden wolny dzień? - uśmiechnął się tajemniczo, po czym delikatnie ujął jej dłoń. Emily uniosła jedną brew.
- Musiałabym zerknąć do terminarza w telefonie. A o co chodzi?
- W przyszłą sobotę jest bankiet.
- Owszem, Nate mi wspominał - Emily skinęła głową.
- No i pewnie wspominał ci też, że musisz być stosownie ubrana.
- Tak, ale myślałam, że trochę przesadza - Emily skrzywiła się delikatnie. - Nie mogę iść w którejś z moich sukienek?
- A masz taką, która nadawałaby się na wyszukany i ekskluzywny bal?
Emily zastanowiła się przez krótką chwilę, po której westchnęła z rozczarowaniem.
- Raczej nie.
- Więc sprawa jest jasna. W przyszłym tygodniu gospodarujesz sobie wolne popołudnie a ja zabieram cię na zakupy.
- Ty mnie zabierasz? - zaśmiała się, patrząc na niego ze zdziwieniem. Lucas delikatnie przyciągnął ją do siebie i drugą ręką objął w pasie. Musnął ustami jej nos, po czym spojrzał jej w oczy.
- Jak wolisz jechać z Nate'em nie widzę przeciwskazań - szepnął. Emily pohamowała wstydliwy uśmiech.
- Nie o to chodzi. Po prostu nie sądziłam, że masz na takie rzeczy czas.
- Znajdę go dla ciebie. Poza tym ktoś musi zapłacić za tą sukienkę.
Emily spoważniała w jednej sekundzie.
- Ej, stop. Nie zgadzam się.
Lucas spojrzał na nią trochę zdziwiony, upewnił się, że nie żartuje, po czym posłał jej lekki uśmiech.
- Dlaczego?
- Bo nie widzę sensu w tym, żebyś płacił mi za sukienkę. Pomijając fakt pierścionka i mojego sprzętu fotograficznego. Nie myśl, że pójdę na taki układ - oznajmiła odważnie chcąc się od niego odsunąć, lecz Lucas trzymał ją zbyt mocno.
- Co w tym złego, że chcę zrobić ci prezent? - beztrosko wzruszył ramionami.
- To możesz kupić mi kwiaty. Ale za sukienkę nie pozwolę ci zapłacić. Tym bardziej, że to nie jest tania rzecz.
- Chyba nie myślisz, że obchodzi mnie cena - prychnął, na co Emily posłała mu sceptyczne spojrzenie.
- No tak, chyba zapomniałam z kim rozmawiam. Co nie zmienia faktu, że się nie zgadzam. Zapłacę za nią sama.
- Dlaczego ja w ogóle z tobą dyskutuję? - pokręcił nagle głową, spuszczając wzrok. - To powinien być rozkaz, a to ty dyrygujesz mną. To chore, co się ze mną dzieje gdy jesteś obok.
Emily na chwilę wstrzymała powietrze w płucach. Próbowała po jego minie rozpoznać, czy to był komplement czy może obraza dla niego? Czy to było w pozytywnym znaczeniu czy wręcz przeciwnie? Jednak jak to często bywało, po Lucasie nie dało się niczego poznać.
- A to, co się dzieje jest złe? - spytała nieśmiało, jakby bojąc się odpowiedzi. Lucas podniósł głowę i spojrzał jej w oczy.
- Tego jeszcze nie wiem - mruknął. Ta odpowiedź nie rozwiała wątpliwości Emily. Dziewczyna zacisnęła usta, przyglądając się Lucasowi z lekką trwogą. Mężczyzna westchnął, ledwo zauważalnie. - Nie jestem dobrym facetem, wiele rzeczy mam na sumieniu, bogacę się niezbyt legalnie, rządzę przestępczym światem, jestem zimnokrwisty i bezduszny, a przy tobie... - zrobił pauzę by zebrać myśli. Jego zachowanie zmieniło się kilka dni po przybyciu do jego domu Emily. Nie dopuszczał tego do siebie ale taka była prawda. Zadanie, które miał do wykonania kompletnie zaślepiło mu racjonalny punkt widzenia. Nie miał pojęcia, kiedy Emily stała się dla niego kimś więcej niż tylko nagrodą w wygranej partii w pokera. A ich seks był tylko wisienką na torcie, która mu to wszystko uświadomiła. Teraz pojawiało się pytanie, czy taki stan rzeczy pasował Lucasowi? Był głową mafii, niebezpiecznym gangsterem, nie chciał stać się podatną na wpływy kluchą pod rządami kobiety. Emily oczywiście nie robiła tego celowo, ale to się działo.
- A przy mnie? - Emily niepewnie przypomniała mu o niedokończonej myśli, jej głos drżał, Lucas rozpoznał to natychmiast.
- Przy tobie staję się... miękki - odpowiedział nie będąc pewnym, czy dobrze dobrał słowa. Emily uśmiechnęła się leciutko.
- Nie zauważyłam tego.
- A ja owszem.
- Więc... co chcesz z tym zrobić? - znów niepewne pytanie padło ze strony Emily. Lucas uniósł jej dłoń do ust i pocałował, po czym ponownie spojrzał jej w oczy.
- Na razie nic. Bo co mam zrobić z czymś, czego tak naprawdę jeszcze nie ma?
- Fakt - Emily uśmiechnęła się do niego więc on odwzajemnił gest. Nachylił się i ucałował jej czoło. Po tym geście ruszył do wyjścia. Emily splotła przed sobą dłonie a jej myśli stały się szybsze niż słowa.
- Nikt nie powiedział, że masz się zmieniać z czyjegoś powodu - Emily patrzyła jak zatrzymuje się przy drzwiach, chwilę trawi jej słowa, po czym odwraca się, by na nią spojrzeć. Nie kłamała. Naprawdę nie chciała przewracać jego życia do góry nogami tylko dlatego, że między nimi powstało coś na kształt chemii, wzajemnego przyciągania. Poza tym, że oboje jeszcze nie wiedzieli dokąd zmierzała ta śmieszna relacja. Oboje jeszcze nie wiedzieli, czego chcieli.
- Nie chciałbym tego robić - skinął głową, po czym złapał za klamkę. - O siódmej wyjeżdżamy.

Pokerowy BlefOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz