Rozdział 8 - Witaj w nowym domu, Emily

1K 47 0
                                    

Emily miała wrażenie, że to wszystko jej się śni. Że zaraz obudzi się z przerażającego koszmaru i to wszystko okaże się tylko okropnym wytworem wyobraźni.
Tak się jednak nie działo.
Emily stała pośrodku salonu, czując jak jej serce zwalnia. Wyczekująco patrzyła na brata, który ani myślał na nią spojrzeć. Był rozgoryczony, wściekły i przerażony całą sytuacją.
Dziewczyna potrzebowała kilkunastu chwil, żeby dojść do siebie. Żeby do jej mózgu dotarły te druzgocące informacje. Gdy to się już stało, wpadła w szał.
- Przegrałeś mnie w karty?! - zawołała z taką wściekłością, że Nate stojący przy niej, zrobił krok w tył. Emily podeszła do brata i uderzyła go w ramię. - Czy ty już kompletnie postradałeś rozum?! Co ci odbiło, do ciężkiej cholery?!
Jej krzyki zbudziły Jeffa, który dołączył do nich ze zdumieniem.
- Co tu się odpierdala w środku nocy? Co to za ludzie? - machnął ręką w kierunku gości. Emily odwróciła się w stronę starszego brata i palcem wskazała Davida.
- Kretyn przegrał mnie w karty, rozumiesz?!
Jeff automatycznie spoważniał. Na jego twarzy próżno było szukać emocji. Wbił wzrok w brata i chwilę się nie odzywał.
- Powiedz, że ona żartuje – wycedził. David w końcu podniósł wzrok.
- Przepraszam.
- Przepraszasz?! - Jeff podniósł głos i rzucił się na brata. - Kurwa, jesteś pojebany! Ona najbardziej w ciebie wierzyła a ty co? Jak mogłeś?! - zaczął wymierzać ciosy w brata. Wtedy Lucas niezauważalnie machnął ręką. Na ten sygnał Nate podszedł i oderwał od siebie braci.
Donośny głos Snighta rozniósł się po salonie.
- Okej, dość czasu straciliśmy. Emily, spakuj się i wychodzimy.
Te słowa były tak komiczne, że Emily parsknęła nerwowym śmiechem. I co, teraz miałaby niby być jego własnością? Bo jej głupi brat przegrał ją w karty? Przecież tak nie można! On nie ma zasranego prawa!
Dokładnie o tym samym pomyślał Jeff, który zapomniał na chwilę o chęci zabicia brata i  zasłonił siostrę własnym ciałem.
- Zapomnij, gangusie – rzucił srogo w stronę Lucasa. - Ona nigdzie z tobą nie pójdzie.
Lucas spodziewał się sprzeciwu dlatego był przygotowany. Wystarczyło, że spojrzał na osiłka, który przyszedł z nimi. Ten wyciągnął broń i bezceremonialnie wycelował ją w głowę Jeffa, który na sekundę zamarł.
Lucas zrobił krok do przodu, poprawiając przy tym marynarkę.
- Gary może cię zabić bez mrugnięcia okiem, ale po co nam to? - uśmiechnął się szyderczo i wzruszył ramionami. - Ustaliłem z waszym bratem zasady, zaproponowałem stawkę, zgodził się i przegrał. Chyba nie muszę wam wyjaśniać, że zasad się przestrzega, szczególnie w naszych kręgach – powiedział zatrzymując wzrok na Emily, która przestraszona wyglądała zza ramienia brata.
- Nie pozwolę ci jej zabrać – Jeff twardo szedł w zaparte, ignorując pistolet, który Gary trzymał w ręce.
Lucas ze zrozumieniem pokiwał głową, po czym zwrócił się do Gary'ego. Posłał mu znaczące spojrzenie i skinął głową w stronę wyjścia. Gary, posturą dorównujący Jeffowi, bez problemu go obezwładnił i wyprowadził z salonu.
- Jeff! - Emily rzuciła się w stronę brata ale Nate ją powstrzymał. Dziewczyna zaczęła się wyrywać jednak zamarła, gdy tuż przed nią pojawił się zimny jak lód Lucas. Emily poczuła bijący od niego chłód, uniosła wzrok, by na niego spojrzeć. Przez chwilę się jej przyglądał, bez żadnej emocji, bez żadnego uśmiechu.
- Masz dziesięć minut – oznajmił i razem z Nate'em wyszli z salonu. Emily zaczęła się trząść a do jej oczu napłynęły łzy.
- Emily, posłuchaj mnie – spokojny głos Davida dostał się do jej uszu.
- Nie odzywaj się do mnie! - warknęła, jednak niczym niezrażony David chwycił jej dłonie, ścisnął mocno i intensywnie wpatrywał się w jej oczy.
- Emily, wybacz, że do tego doszło.
- Nigdy ci nie wybaczę – wysyczała, gdy pierwsza łza płynęła po jej policzku. David wytarł ją pospiesznie.
- Będziesz z nim bezpieczna, nie martw się – powiedział nagle. Emily zauważyła, że na twarzy brata pojawiła się dziwna ulga. Trochę ją to zdziwiło, nie rozumiała tego zachowania.
- O czym ty do mnie mówisz? - wycedziła przez zęby. - Bez skrupułów oddajesz mnie mafii i mówisz, że będę bezpieczna? Co ten hazard zrobił ci z mózgiem, David?!
- Gdy wszystko się uspokoi, gdy wyjdziemy na prostą obiecuję, że cię odzyskam, Emily – przycisnął sobie mocno jej dłonie do piersi. - Zaufaj mi, proszę. Wszystko się ułoży, wrócisz do domu. Nie bój się Lucasa, nie zrobi ci krzywdy. A ja zrobię wszystko, byś jak najszybciej wróciła do domu.
Mówił szybko, chaotycznie. Emily obserwowała go z nieskrywanym przerażeniem próbując ułożyć z tego logiczną całość. Przecież nie tak dawno trząsł portkami bo bał się, że coś jej zrobią gdy była z pieniędzmi! A teraz nagle miała być z nim bezpieczna? Emily nic się nie składało. Sam David był przerażony, miał do siebie żal, czuł wstyd.
- Nie chcę z nim iść... - szepnęła w końcu, pozwalając kolejnym łzom wypłynąć. David jeszcze mocniej przycisnął do piersi jej dłonie.
- Zrobiłbym wszystko, żebyś nie musiała. Ale takie są zasady.
- W dupie mam te wasze zasady – spuściła wzrok, szlochając cicho.
- Emily, jak nie pójdziesz, dobrze wiesz, że to może nie skończyć się dobrze. Już ci o tym mówiłem.
- Wiem, pamiętam...
- Ale możesz być spokojna, naprawdę. Snight nie zrobi ci krzywdy. Obiecał mi to.
- Dobra, koniec gadki – do salonu wrócił Nate i odsunął Davida od siostry. - Emily musi się jeszcze spakować – rzucił jej uśmieszek, na co Emily westchnęła ciężko. Spojrzała na brata, którego w tamtym momencie i znienawidziła i nie rozumiała. Doskonale wiedziała, że protesty nie mają tutaj sensu. Że jeśli nie spełni ich woli, jej bracia mogą po prostu stracić życie. Bo co mu zależało? Był bezwzględny, z jakiegoś powodu władał miastem i wszyscy się przed nim kulili. Takiej reputacji nie można sobie stworzyć, robiąc dobre rzeczy.
David spuścił wzrok gdy Emily bez słowa opuściła pomieszczenie. Weszła do swojego pokoju i machinalnie zaczęła pakować wszystkie swoje rzeczy.
Po kilku minutach do jej pokoju wszedł Nate i stanął w progu.
- Jesteś gotowa?
W odpowiedzi tylko skinęła głową. Nate podszedł i wziął walizkę, która leżała na łóżku. Emily kolejne kroki robiła tak automatycznie, jak pakowanie się. Wyszła za Nate'em i zaczęła wkładać buty.
- Mogę pożegnać się z braćmi? - spytała podnosząc wzrok na Lucasa.
- Nie możesz – odpowiedział oschle.
- Ale...
- Odpowiem na wszystkie twoje pytania, ale nie teraz i nie tutaj – powiedział nieco spokojniej, obserwując ją. Nie odpowiedziała. Lucas uznał to za zgodę, więc otworzył drzwi wejściowe i czekał, aż dziewczyna wyjdzie pierwsza. Emily zawahała się w progu. Zerknęła jeszcze przelotnie na Davida, który obserwował ją z żalem.
W końcu wyszła, ruszając do schodów.
- Co z Garym? - spytał Nate, gdy schodzili po schodach.
- Jeszcze chwilę tu popilnuje wyrywnego braciszka. Potem wróci – wyjaśnił Lucas. Emily zacisnęła pięści. Adrenalina szalała w jej żyłach. Jeszcze nie zdawała sobie sprawy, co tak naprawdę się dzieje. Wszystko potoczyło się tak błyskawicznie, że nawet nie było czasu się zastanowić.
Przed kamienicą czekało czarne jak smoła, wielkie auto, do którego Emily ruszyła, gdy Nate otworzył jej drzwi. Zatrzymał ją tuż przy samym wejściu. Spojrzała na niego pytająco.
- Wszystko będzie dobrze, Emily – szepnął. Dziewczyna wzięła ostry wdech, spostrzegając w tamtym momencie w nim człowieka ze zwykłymi uczuciami. Prawdziwie miłego i prawdziwie współczującego, z prawdziwym uśmiechem. Nie skomentowała tego, nie wiedziała jak.
Wsiadła do samochodu. Nate zamknął za nią drzwi i usiadł za kierownicą. Emily odwróciła się w stronę szyby, na policzkach pojawiły się świeże łzy. Cieszyła się, że Lucas nie podejmował rozmowy, tylko klikał coś w komórce, nie zwracając na nią uwagi.
Emily podczas drogi przyszło do głowy mnóstwo pytań, które chciała zadać Lucasowi. Co dalej? Jak to będzie wyglądać? Co z pracą? Będzie uwięziona? Przywiąże ją do kaloryfera? Kiedy wróci do domu? I dlaczego stała się kartą przetargową?
Emily z zainteresowaniem obserwowała nocne otoczenie, gdy Nate wjechał w bogatą dzielnicę Brooklynu. Queens to przy tym mysia dziura. Dziewczyna hamowała zachwyt, gdy zatrzymali się pod ogromną, żeliwną bramą, która powoli zaczęła się otwierać. Za nią znajdowała się wielka rezydencja, w bardzo nowoczesnym stylu. Nate w końcu zatrzymał samochód i zgasił silnik. Obserwując dom, zapomniała jak wysiada się z samochodu. Była zszokowana ogromem tego miejsca, tej posesji. Klimatycznie podświetlony dom i ścieżka, do dużych drzwi, wielki teren, zieleń, obejście, to wszystko zrobiło na Emily wrażenie.
Drzwi się otworzyły i Lucas zerknął na nią, z lekkim uśmiechem.
- Witaj w nowym domu, Emily.
Na to zdanie żołądek Emily zrobił nieprzyjemnego fikołka. Fuknęła wysiadając z samochodu.
- Oby nie na długo – mruknęła.
- Czas pokaże – odpowiedział zamykając drzwi. - Nate pokaże ci twoją sypialnię.
- Ale... mam kilka pytań – odwróciła się, by na niego spojrzeć. W tym momencie na posesję wjechało inne auto. Lucas zerknął na zegarek i znów uśmiechnął się do Emily.
- Nie wątpię. Porozmawiamy rano – oznajmił i nie pozwalając Emily na odpowiedź, ruszył w stronę samochodu, który zatrzymał się obok tego, którym przyjechali. Odwrócił się tylko przez ramię i rzucił do Nate'a. - Pilnuj jej.
Emily obserwowała jak auto znika a brama się zamyka. Nate w tym czasie wyciągnął torbę z bagażnika.
Dziewczyna zatrzymała wzrok na chłopaku, gdy ten zatrzymał się obok niej. Kiedy uraczyła go spojrzeniem, uśmiechnął się.
- Chodź – powiedział cicho i ruszył do drzwi. Emily poczłapała za nim.
- Gdzie on pojechał w środku nocy?
Nate znów uśmiechnął się do niej przez ramię.
- Mafia pracuje bez przerwy – oznajmił spokojnie. Żołądek Emily znów wykonał akrobację jednak tym razem, Emily powstrzymała odruch wymiotny.
Nate wpuścił ją przodem. Emily nieśmiało zaczęła się rozglądać, gdy Nate wprowadził ją do środka. Przeszli przez ogromny hol, na którego końcu znajdował się ogromny pokój dzienny z wyjściem na taras, na którym dostrzegła wielki basen i piękny ogród.
Nate zaczął oprowadzać Emily po domu. Jednak dziewczyna po całej wycieczce i tak zgubiłaby się w tej ogromnej posiadłości. Każde pomieszczenie było tak wielkie, jak jej mieszkanie. Kuchnia, jadalnia, dwie łazienki, pokój dzienny, dwa gabinety z czego drugi bardziej przypominał bibliotekę, siłownia, trzy, jak nie cztery sypialnie, garderoba, nawet mała sala kinowa.
- Mam nadzieję, że będzie ci tu z nami dobrze.
Nate położył torbę w przydzielonej dla Emily sypialni. Dziewczyna rozejrzała się po niej. Pokój jak i cały dom, urządzone były w szarych kolorach, z nutką białego. Nowocześnie, bogato ale z klasą. Nie powiedziała tego na głos, ale podejrzewała, że bardzo łatwo przyzwyczai się do otaczających ją dóbr.
- Ty też tu mieszkasz? - zatrzymała wzrok na chłopaku.
- Tak. Muszę być zawsze pod ręką.
- I mieszkacie tu we dwóch? - uniosła brew. - Pan Snight nie ma żony? Dziewczyny?
Nate uśmiechnął się przebiegle gdy padło to pytanie, na co Emily lekko poczerwieniała na twarzy.
- Spokojnie, maleńka. To miejsce jeszcze nie jest obsadzone.
- Nie to miałam na myśli – burknęła zestresowana.
- Nie tłumacz się, żartowałem – powiedział, puszczając jej oczko. - Odpocznij. Gdybyś czegoś potrzebowała ja jestem obok, Lucas naprzeciw. Krzycz, jak coś  – mówiąc to zostawił ją samą. Emily długo stała, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie miała ochoty się rozpakowywać, choć ogromna, przesuwna szafa kusiła, by do niej zajrzeć. Ale dla Emily to było nie do przeskoczenia. Nie chciała tu być. Chciała wrócić do braci.
Podeszła do dużego okna, które wypadało na basen i ogród. Westchnęła ciężko. Więzienie może i piękne, ale nadal jest więzieniem.

***

Jeff nerwowo chodził po salonie, tam i z powrotem, z zawrotną prędkością. David siedział na kanapie obserwując brata. Wiedział, że to nie czas, żeby się odzywać. Poza tym, gdyby to zrobił, Jeff by go zabił.
- Gdzie mieszka ten kutas? - Jeff w końcu zatrzymał się przed bratem i rzucił mu mordercze spojrzenie.
- Nie mam pojęcia.
Jeff podskoczył do brata, złapał go za koszulkę na piersi i szarpnął do góry.
- Ten koleś porwał naszą siostrę!
- Nie porwał, Emily wyszła dobrowolnie – oznajmił David. Jeffa przerażał spokój, jakim emanował jego brat. Zupełnie, jakby stał przed nim inny człowiek. Nie dość, że przegrał ich siostrę w karty to jeszcze podchodził do tego z takim opanowaniem.
Jeff ze złością cisnął bratem z powrotem w fotel, prawie przewracając go razem z Davidem.
- Nigdy w życiu nie sądziłem, że posuniesz się aż do takiego świństwa, żeby sprzedać własną siostrę. Osobę, która pokładała w tobie najwięcej nadziei! Wszystko by za ciebie oddała! Własne życie, bylebyś tylko wyszedł z tego cholernego nałogu! A ty co, kurwa, zrobiłeś?! - Jeff nie zwracał uwagi na to, że dochodziła trzecia i w każdym momencie mogła przyjechać policja, by zrobić z nimi porządek. Nie dbał o to.
Podobnie jak David, którego zajebiście mocno bolały te słowa. Prawie tak samo mocno, jak okrutna świadomość, bo doskonale wiedział o tym, że po raz kolejny popełnił błąd. I to nie mały.
- Myślisz, że jest mi z tym dobrze?! - odkrzyknął, wstając z fotela. - Nienawidzę się za to! Ale co ja mogę?! Gdyby z nim nie poszła zabiłby albo ją albo nas!
Jeff pokręcił przecząco głową, jakby nie chcąc dopuszczać do siebie tej myśli. Byli pod ścianą. Nie mieli pojęcia co zrobić, jak ją odzyskać, by nie wpakować się w jeszcze większe bagno. Sytuacja była tragiczna.

Pokerowy BlefOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz