Rozdział dwudziesty

20 4 0
                                    

- Twoi rodzice mają zapewnione bezpieczeństwo, blondi.

Odetchnęłam głęboko z ulgą. To jedyna dobra wieść, jaka pojawiła się po ponad dwudziestu czterech godzinach. I, dzięki temu, choć przez moment wszystko wydawało się być na odpowiednim miejscu.

- Dziękuję, Richard. Będę przynajmniej spokojniejsza.

- Właśnie się dowiedziałaś, że jesteś wampirzycą o darze śnienia przyszłości. I ty masz zamiar siedzieć spokojnie, nie wiedząc, czy dobrze zrozumiałaś przekaz snu?

Przygryzłam wargę.

- Nie można go zinterpretować inaczej.

Uniosłam wzrok, podchodząc do wyjścia na taras. Fabian wraz z Connorem bawili się w ogródku, a raczej powinnam powiedzieć wygłupiali. Connor śmiał się do rozpuku, gdy Fabian pochwycił go w swoje ramiona i zaczął kręcić się wraz z nim wokół własnej osi. Był to widok, przez który często miękło mi serce.

Fabian wielokrotnie zastanawiał się, czy jest wystarczająco dobrym ojcem, by w ogóle zasłużyć na to miano. Rozumiałam, skąd brały się jego przemyślenia, i jak bardzo boi się, że stanie się kimś takim, jak jego własny ojciec. Lecz spoglądając na tą dwójkę, mogłam założyć się z kimkolwiek, o cokolwiek, że Fabian jest świetnym tatą dla Connora. I że kocha swojego syna, który niespodziewanie pojawił się w naszym życiu.

- Zresztą sądzę, że Wygnańcy skupiliby się najbardziej na moim mężu i synu – odparłam, uśmiechając się pod nosem. – Wiedzą, że ich mogą łatwo wykorzystać.

- Myślisz dokładnie jak te skurwysyny. I nie wiem, czy powinienem być dumny, czy raczej zacząć się obawiać – demon westchnął przeciągle. – Nieważne. Lucyfer kazał przypomnieć, że masz przekazywać mi wszystkie treści snów proroczych, jeżeli takowe się pojawią. Nic nie ukrywaj.

- Nie mam zamiaru, szefie.

Richard prychnął, zanim się rozłączył. Uśmiechając się od ucha do ucha, pokręciłam głową, odkładając telefon.

Dziś czułam się o wiele lepiej. Noc była spokojniejsza i nic więcej w trakcie snu mnie niepokoiło. Wydawać by się mogło, że nic się nie wydarzyło. Żaden sen proroczy nie miał miejsca. Po prostu ta noc nie zaliczała się do najlepszych, zwyczajnie źle spałam. Moje samopoczucie na to wskazywało.

Ale w środku czułam strach, który kategorycznie odmawiał uwolnienia mnie ze swoich szponów. Jak gdybym nie zrobiła wystarczająco dużo, aby chronić moich bliskich.

Chroń tych, którzy znaleźli szczególne miejsce w twoim sercu.

Nie dawało mi to spokoju. A jednocześnie byłam przekonana, że na nic więcej nie było mnie stać.

Pozostawała też kwestia dalszej treści snu, którą można było zrozumieć w każdy możliwy sposób.

I która wciąż pozostawała dla mnie zagadką.

Odsunęłam jednak szybko te rozmyślania na bok, kiedy spojrzałam ponownie w stronę ogrodu. Fabian akurat odłożył Connora na ziemię, ze śmiechem na ustach. Chłopczyk natychmiast zaczął ponownie uciekać przed swoim ojcem, nie zwracając uwagi na to, że ledwo trzyma się na nogach.

Connor nie biegał jeszcze tak szybko jak ja, więc jego bieg był porównywalny do biegu czteroletniego dziecka. Nie przeszkadzało to jednak mu w zabawie, ani samemu Fabianowi. Mój mąż spoglądał na Connora, który zaczął z pewnej odległości, jaka ich dzieliła, robić do niego głupie miny. Fabian kręcił tylko z niedowierzaniem głową, gdy z mojego gardła wydobył się krótki chichot.

W zasięgu kłów - tom 3 (seria: Sługi Szatana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz