Rozdział trzydziesty-dziewiąty

17 4 0
                                    

Nie mogłam powiedzieć, że nic się nie zmieniło, ponieważ zmieniło się bardzo wiele.

Nie mogłam powiedzieć, że to normalny sen, choć wszystko na to wskazywało.

Czułam w kościach, że dziś dostanę kolejne ostrzeżenie, którego nie mogłam zlekceważyć.

A jednocześnie miałam wrażenie, że coś jest nie tak.

Otworzyłam drzwi, mogłoby się wydawać tak dobrze znane, a tym samym obce. Nawet widok rozciągającego się przede mną pomieszczenia sprawiał, że czułam się jak intruz.

A byłam w swoim domu, który pokochałam od pierwszego wejrzenia. Różnica polegała na tym, że był on kompletnie pusty. Cisza, jaka wokół panowała, przyspieszała tylko bicie mojego serca i strach, że napotkam tu coś, czemu nie będę w stanie stawić czoła.

Drżałam na całym ciele, zwłaszcza, gdy huk wydobył się z salonu. Niepewnie spojrzałam w tamtym kierunku, nie do końca rozumiejąc mojego przerażenia, a szczególnie tego, co się właśnie działo.

Mimo to wzięłam głęboki wdech, wiedząc, że zwlekanie nie ma sensu. Coś chciało, abym udała się do salonu i miałam zamiar to zrobić, niezależnie od późniejszych konsekwencji.

Ale przypomniałam sobie, że to sen. Nieważne czy zwykły, czy proroczy. Tu mi nic nie grozi.

Zaciskając dłonie w pięści, gotowa na wszystko, przekroczyłam próg pustego salonu. A przynajmniej sądziłam, że będzie zionął pustkami. Okazało się, że na samym jego środku stoi niewielkich rozmiarów kwadratowy stolik, wykonany z cudownego drewna, które przyciągało wzrok. Po jednej i drugiej stronie zostały postawione krzesła, wyrzeźbione z tego samego tworzywa, co stoliczek. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że to był jedyny mebel w tym pomieszczeniu.

Zmarszczyłam czoło, nie do końca rozumiejąc tej inwencji. Ani tego, dlaczego jestem w śnie, w którym widzę nic nieznaczący mebel.

Zdenerwowana całym tym szaleństwem byłam gotowa zrobić cokolwiek, by się wybudzić. Mijały kolejne sekundy. Czułam, że byłam w tym śnie o wiele za długo, niż zazwyczaj.

I choć miałam pustkę w głowie postanowiłam odwrócić się na pięcie i wyjść. Bo w końcu od czegoś musiałam zacząć.

- To okropne, że chcesz uciec, choć wiesz, że twoja obecność tutaj jest bardzo ważna.

Zatrzymałam się w pół kroku, a włoski stanęły mi dęba. Znałam dobrze ten głos, jego tonację i dźwięczność. I wiedziałam, kto dokładnie za mną stoi.

Niepewnie odwróciłam się do chłopca ze snu. Spoglądał na mnie z zaciekawieniem malującym się w dwukolorowych oczach, ale jego mina była zacięta. Pod pachą trzymał drewniane pudełko, które tylko na moment zwróciło moją uwagę.

Dzielił nas zaledwie metr odległości, co było stosunkowo nowe. Zwłaszcza, że nie uciekał ode mnie, jak to miał w zwyczaju.

Przechyliłam głowę, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. I chyba wcale nie musiałam, bo chłopczyk w pewnym momencie westchnął przeciągle.

- Pospieszmy się. Nie mamy zbyt wiele czasu.

Pewnym siebie krokiem podszedł do stolika i odsunął dla siebie krzesło po jednej stronie. Pomimo tego, że wciąż w moich oczach był zaledwie trzyletnim chłopcem, to dzięki swojej mowie, postawie czy czynach wydawał się o wiele starszy.

- Im więcej czasu mija – zaczął tłumaczyć. – Tym mniej go będziesz miała w rzeczywistości. Musimy się pospieszyć.

- A więc to sen proroczy. – stwierdziłam, znajdując w sobie odwagę do wypowiedzenia tych słów.

W zasięgu kłów - tom 3 (seria: Sługi Szatana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz