Rozdział dwudziesty-dziewiąty

21 4 0
                                    

Rozłożyłam się na bujnej trawie, uśmiechając pod nosem. Promienie słońca rzucały ciepło na twarz, podwajając tylko przyjemność, którą i tak już czerpałam. Wdychałam powoli powietrze, czując jego niesamowitą świeżość. Słuchałam uspokajającego szumu drzew i śpiewu ptaków.

Otoczona przyrodą wiedziałam, że nic mi tu nie grozi.

Nie mam pojęcia, jak długo tak leżałam, ale liczyłam na to, że ta chwila potrwa wiecznie. Żadnych zmartwień. Żadnych niebezpieczeństw.

Tylko ja, pośród ciszy.

W tej bezpiecznej bańce mydlanej....

Która nagle pękła.

Obudź się, Electi.

Zmarszczyłam czoło, słysząc ten rozkoszny głos, który tylko ukoił mnie jeszcze bardziej do nadchodzącego snu. Odpływałam coraz dalej, nie zaglądając za siebie, pozwalając, by to, co mnie czekało, coraz mocniej przyciągało do siebie.

Ale wtedy zrozumiałam. Jak za dotknięciem magicznej różdżki uświadomiłam sobie, że coś jest nie tak. Że nie pamiętam drogi, jaką przebyłam, by znaleźć się w tym miejscu. Że ta samotność nie jest wcale tak wspaniała.

Że nie pamiętam nawet, jak to miejsce wygląda.

I właśnie to poczułam. Ten silny podmuch wiatru, to zimno, przez które na skórze pojawiła się gęsia skórka. Jak na zawołanie otworzyłam szeroko oczy, by ujrzeć jak gęsta, ciemna chmura przesłania ciepłe słońce, jak nagle to wszystko... Staje się koszmarem.

Wciągnęłam ze świstem powietrze i wyprostowałam się. A gdy ujrzałam rozciągający się przede mną obraz polany zadrżałam, z sercem ściśniętym z bólu.

To tylko sen, Monika. Tylko sen. - powtarzałam te słowa jak mantrę, ale w głębi duszy już wiedziałam, co mnie czeka. I co ten widok zwiastuje.

- Ja pierdolę. - rzekłam, rozglądając się niepewnie dookoła.

Wszystko wyglądało dokładnie tak samo, z tą różnicą, że tym razem byłam ubrana w długą, białą suknię bez rękawów, rozłożoną po bokach na trawie...

I wiedziałam, kogo się spodziewać.

Niepewnie uniosłam się na nogi. Bosymi stopami przeszłam kilka kroków, wciąż pozostając czujną i powtarzając sobie, że już niedługo to się skończy. Muszę tylko zdobyć cenne informacje.

Zatrzymałam się. Pomimo tego, że nic się nie działo, to wciąż pozostawało to niemiłe uczucie zimna, które kłuło w skórę i wrażenie, że nie jestem tutaj sama. A wszystko wskazywało na coś zupełnie odwrotnego.

- Gdzie jesteś, chłopcze?! - zawołałam. - Jestem gotowa na usłyszenie tego, co masz mi do powiedzenia!

Moje wampirze zdolności działały na pełnych obrotach, nawet podczas proroczego snu. A jednak nie wyczułam jego nadejścia. Zrozumiałam, że stoi obok, gdy objął moją dłoń.

Nie okazując zaskoczenia, spojrzałam na chłopca, gdy w tym samym momencie on uniósł swoją głowę, przeszywając mnie swymi pięknymi oczami.

- Jesteś pewna swojej gotowości?

Chciałam otworzyć usta i odpowiedzieć, ale dziecko skupiło swoją uwagę na drzewach rozciągających się przed nami. Poczułam suchość w gardle i niepewnie zerknęłam w tamtym kierunku wiedząc, że to nie będzie przyjemne doznanie.

W ciemności kryjącej się wśród drzew ujrzałam zarys postaci... A zaraz potem do moich uszu dotarł głośny ryk. Instynktownie zrobiłam krok w tył, ciągnąc za sobą chłopca, który jak kukła pozwolił mi się prowadzić. Ale nadal był wpatrzony w istotę, która zbliżała się do krawędzi, gdzie zaczynała się polana.

W zasięgu kłów - tom 3 (seria: Sługi Szatana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz