23

1.3K 77 14
                                    


Święta, święta i po świętach, jak to mówią. Był to wspaniały czas spędzony z rodziną, ale wszystko ma swój koniec. Wróciłam do Krakowa, ale wcale nie zdziwiłam się kiedy dostałam od Kamili propozycję przyjazdu do Warszawy na Sylwestra. Tylko że tym razem, ku jej uciesze, pierwszy raz się zgodziłam i tak oto jestem. Przyjechałam trzy dni wcześniej, żeby spędzić z przyjaciółką trochę czasu. Co więcej, już od połowy stycznia przyszłego roku rozpoczynam w tym mieście pracę, a co się z tym wiąże, muszę się przeprowadzić. Już znalazłyśmy odpowiednie dla nas mieszkanie, a ja czuję się wspaniale na tą zmianę. W końcu ruszyłam do przodu i zaczęłam się uśmiechać. Na początku miesiąca, kiedy Kamila do mnie przyjechała, wybrałyśmy się do baru w Krakowie, a dzisiaj? Dzisiaj idę na pierwszą od ponad dwóch lat imprezę! Chociaż nie jestem jeszcze pewna czy się nie wycofam z tego pomysłu. Stop. Nie, nie mogę się wycofać. Za bardzo cieszyłam się na ten krok przez ostatnie godziny.

Nie wierzę, że w końcu nadszedł ten dzień kiedy zdecydowałam się wyjść w miasto chociaż wiem, że nie zrobiłabym tego bez Kamili przy boku.

Patrzę na siebie i naprawdę jestem pełna podziwu dla siebie samej za to, jak spokojnie podeszłam do tej kwestii. Kiedyś musiało to nastąpić i naprawdę cieszę się z całego serca, że dotrwałam do tego punktu.

Czas na nowy start.

- Lidaaa- Kamila wchodzi do pokoju z dwoma wypełnionymi szklankami w dłoni. Daje mi jedną z nich. Patrzę na płyn niepewnie. Alkoholu również nie piłam od czasu... Nieważne.- To tak na rozluźnienie- mówi, pijąc spory łyk ze swojej szklanki.

Maczam usta w zielonym płynie i ze zdziwieniem stwierdzam, że czymkolwiek to jest, jest naprawdę dobre. Dość wyraźnie czuć wódkę, ale nie przebija się ona na tyle, żeby krzywić się przy każdym łyku. Wiem, że niewiele mi trzeba, żeby się podpić, więc postanawiam małymi łykami delektować się zawartością szklanki. Nie to co Kamila, która swoją już prawie opróżniła.

- Ale się stęskniłam za wspólnymi imprezami- przytula mnie od tyłu, uważając, żeby nie wylać drinka i patrzy mi w oczy w odbiciu sporego lustra.- A ta sukienka... wow!

- Też się stęskniłam- przyznaję. Trochę się boję, bo na swój sposób zdążyłam przyzwyczaić się do swojego nowego, nudnego życia, ale wiem, że muszę wrócić do ludzi albo przynajmniej podjąć jakąkolwiek próbę. Bo nic na siłę, prawda? Jeżeli poczuję się niekomfortowo, wycofam się ze wszystkiego.

- Lida- dziewczyna obraca mnie przodem do siebie i patrzy głęboko w oczy.- Będzie dobrze, jestem przy tobie.

- Wiem.. i dziękuję.

- A za chwilę przyjdzie też Rafał- przypomina.

Patrzę na nią z niepewnym uśmiechem. Kamila jest jedną z niewielu osób, które nigdy mnie nie zawiodły. Nawet nie marzyłam o takiej przyjaciółce.

Kamilę wyróżnia dość zakręcony tryb życia. Jest typową artystką, robiącą bałagan wszędzie, gdzie się pojawi. Cały czas coś gubi, upuszcza, tłucze, a co najbardziej mnie na początku wkurzało, zawsze się spóźnia. Trochę obawiam się wspólnego mieszkania, ale wiem, że z nikim więcej nie umiałabym tego zrobić.

Ja zawsze byłam tą buntowniczą, kłócącą się o swoje zdanie i walcząca o swoje prawa. Byłam. Dopóki Jakub mnie nie zabił.

Na tą noc wynajęłyśmy pokoje w hotelu, żebym nie musiała przeciskać się pomiędzy kartonami, blokami, sztalugami, gliną i innym materiałami, które przyjaciółka nagromadziła w swoim wynajmowanym pokoju. Nie miałabym też gdzie spać ze względu na jej jednoosobowe łóżko.

W IMIĘ WOLNOŚCI [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz