Tortuga nawet po zmierzchu nie zasypiała. Uliczki były gwarne, tłumne oraz niebezpieczne. Na szczęście Louis, przebywając w tym miejscu od ponad miesiąca, zdążył nauczyć się poruszać w nim tak, by nie narobić sobie kłopotów. Bez zwracania na siebie uwagi udało mu się dotrzeć do jednej z karczm, zaraz żwawo przekraczając jej próg. Szczerze mówiąc zaskoczyło go liczne towarzystwo, które napotkały jego oczy. Z drugiej strony, ta speluna niecodziennie miała okazję gościć tak znane osobistości. Tego wieczora bowiem zjawiły się tam żywe legendy w postaci Diabła Morskiego i jego zepsutej do szpiku kości załogi. Co więcej, trwał nabór dla chętnych do zaciągnięcia się na jego statek. Podobno ostatnia z wypraw była wyjątkowo krwawa i zdziesiątkowała siłę roboczą. Louis chciałby wierzyć, że były to tylko pogłoski, lecz ostatnie informacje dotyczące Jacka, które udało mu się zdobyć, świadczyły o czymś zupełnie innym. Dwa lata to jednak wystarczająco dużo czasu, by wiele mogło się zmienić. Louis jednak żywił nadzieję, że nie wszystko.
Szare tęczówki przesunęły się po dużym holu. Pewnie odbiłyby ciepłe światło lamp, gdyby nie fakt, że cała twarz młodego mężczyzny pozostawała ukryta w cieniu szerokiego kaptura. Nie ściągnął go po wejściu. W dalszym ciągu ciężki, czarny płaszcz spoczywał na jego barkach, utrzymując jego tożsamość w tajemnicy. W ten sposób bez przeszkód mógł zamówić kielich wina i wypić go przy jednej z kolumn, jednocześnie obserwując interesujący go stolik.
Z zewnątrz zdawał się być ostoją spokoju. Stał oparty w nonszalanckiej pozie, popijając bez pośpiechu zamówiony przez siebie alkohol. Od środka natomiast cały drżał. Obserwując z daleka Jacka, czuł się jakby patrzył na osobę, którą znał od zawsze i której jednocześnie w ogóle nie znał. Trudno to wyjaśnić, ale dostrzegał w gestach mężczyzny coś niepokojącego. Nie umiał wskazać co dokładnie, ale zaintrygowało go to.
Trzymał się z boku dość długo. Poruszył się do przodu dopiero w momencie, gdy dwoje siedzących naprzeciw Jacka piratów, ruszyło do baru. Korzystając z okazji, stanął przy stoliku okupowanym przez załogę piracką, tym samym ściągając na siebie wzrok obecnych. Udał, że tego nie widzi. Dość sprawnym ruchem przeskoczył długą, drewnianą ławę i zasiadł na niej, wcześniej rzucając przed Jackiem złoty medalion. Dokładnie ten sam, który zabrał przed laty ze skarbca Zheng Shi. Dopiero brzdęk złota zwrócił uwagę kapitana na jego osobę.
– Słyszałem, że Diabeł Morski szuka ludzi oraz... ZAJĘCIA – powiedział pewnym w brzmieniu głosem, nie spuszczając z Jacka swojego spojrzenia. – Mam coś, co powinno cię zainteresować.
– A ty, kurwa, co za jeden?! Kto pozwolił ci mówić do kapitana? Lepiej spierdalaj dzieciaku– zawarczał jeden z piratów, którym podsiadł miejsce. Mężczyzna złapał go za ramię, lecz Louis wyrwał mu je, zaraz unosząc dłoń w geście, by ten poczekał. Nie miał ochoty na wszczynanie burdy. Chociaż musiał przyznać, że sytuacja go nieco rozbawiła. Wszak przed laty ich pierwsze spotkanie wyglądało bardzo podobnie.
– Zheng Shi ukryła w swoim skarbcu coś o wiele cenniejszego niż złoto czy klejnoty. Wieczna chwała spłynie na tego, kto to zdobędzie – powiedział, ponownie zerkając na Jacka. – A ja oczywiście wiem gdzie tego szukać – podkreślił, ściągając z głowy kaptur.
Przez te dwa lata nie zmienił się w jakimś ogromnym stopniu. Wciąż jego twarz pozostawała blada oraz nieskazitelna. Nos miał prościutki i zgrabny na końcu. Oczy nieprzerwanie błyszczały młodzieńczym zapałem, zaś usta kształtowały się w cieszącym oczy uśmiechu. Jedynie niegdyś kruczoczarne włosy chłopaka zmieniły barwę na czystą biel. I nie mówimy tu o białości wymalowanej przez upływający czas. Jego czupryna nie była siwa, lecz zupełnie pozbawiona koloru. Biała niczym mleko.
– Louis – to imię rozbrzmiało w myślach Diabła Morskiego. Minęło zbyt mało czasu, by Jack mógł zapomnieć tę twarz. O wiele za mało. Mimo, że nie otaczały już jej pukle czarnych jak smoła włosów, blondyn wszędzie rozpoznałby właściciela tych zimnych, stalowych tęczówek. Skłamałby mówiąc, że spotkanie chłopaka nie wywarło na nim żadnego wrażenia. Wszak nie spodziewał się, że ten właśnie dzisiaj przyjdzie się z nim spotkać. Nie było to jednak coś, co miało się nie wydarzyć nigdy. Jeśli miał być ze sobą zupełnie szczery, tak jak i myślał dwa lata temu, tak niezmiennie twierdził, że ich drogi się jeszcze skrzyżują. Chyba tylko dlatego, jego reakcja była znikoma, ograniczając się jedynie do lekkiego uniesienia brwi.
CZYTASZ
Echo Przeznaczenia (zakończone)
RomanceTom II Niezbadane są ścieżki, które gotuje nam los. Często bywają przewrotne oraz trudne do przewidzenia. Gdyby ktoś zapytał Louisa czy ponownie zjawi się na Tortudze, która od dziesiątek lat niezmiennie pozostawała pirackim portem, najpewniej by go...