ROZDZIAŁ 28 (cz. 1)

355 60 74
                                    

Jack obudził się skoro świt, tak jak miał to w zwyczaju. Mimo zmęczenia, jego organizm przyzwyczaił się do stałej godziny rozpoczęcia dnia. Gdy wyszedł z kajuty na pokładzie wciąż nie było żywej duszy. Nie licząc oczywiście jednego ze stróżujących piratów. Jack go odprawił, samemu zajmując miejsce na mostku. W ten sposób mógł rozkoszować się samotnością i kojącym odgłosem wzburzonych fal. Z czasem jednak piraci zaczęli coraz liczniej pojawiać się na pokładzie. W którymś momencie dołączyła do niego także Nashia, która położyła się u stóp kapitana, nieco je ogrzewając.

– Znalazłeś coś? – zapytał bossman, wchodząc na mostek. Jack był właśnie w trakcie przeglądania map.

– Dwa, może trzy miejsca, które by pasowały – odparł Jack, wskazując mężczyźnie na odpowiednie wyspy.

– Dopłynięcie do tej zajmie przynajmniej pięć tygodni. Przy dobrych wiatrach. Do tej jeszcze dłużej – zauważył Morris, krzywiąc się.

– Wiem. Dlatego popłyniemy na tę – mruknął kapitan. – Są góry, jest wodospad, nie jest daleko, ale jest wysunięta na południowy zachód. Statki raczej tam nie płyną – wyjaśnił. – Wiem, że to mało, ale... Jak dziwnie by to nie brzmiało, czuję, że tam musimy płynąć.

– Czujesz?

– Mówiłem, że głupio to brzmi. Nie wiem czego nawdychałem się u tej starej baby, ale wydaje mi się, że wiem gdzie płynąć. Tylko nie wiem jak to wam wyjaśnić – westchnął, zerkając pod nogi, gdy Nashia się poruszyła i zaczęła nieszkodliwie gryźć go po łydce. – Pora obiadu. Idziesz?

W takich warunkach nie mogli liczyć na nic wyszukanego. Dobrze jednak było napełnić pusty żołądek. Jack tak skupił się na przeglądaniu map, że pomimo tego, że był na nogach od piątej, opuścił śniadanie. Na szczęście tym razem zdążył się posilić, a także nakarmić Nashię. Następnie wraz ze swoją małą towarzyszką, skierował się do swojej kajuty. Potrzebował jednej książki, w dodatku przeszło mu przez myśl, by obudzić Louisa na jedzenie. Wcześniej mówił Jamesowi, by ten mu nie przeszkadzał, niemniej minęło już trochę czasu, od kiedy chłopak zasnął. Mógłby już wstać. Wszak było południe.

Gdy tylko weszli do kajuty kapitana, Nashia bez chwili zawahania ruszyła w stronę łóżka Louisa, zaraz wskakując na niego i kładąc się na nim.

– Nashia, złaź stamtąd – upomniał ją Jack, jednak Nashia nie poruszyła się, wbijając parę wielkich ślepi w swoją "ofiarę".

– Jack, to zwierzę mnie miażdży – odezwał się Louis, nieco zachrypniętym głosem.

– Przytula się – odparł kapitan, w pierwszej chwili nie reagując. Dopiero w następnej nieco podniósł głos, przywołując zwierzę do siebie.

– O tak, czułem – mruknął Louis, siadając na łóżku, gdy tylko Nashia puściła go wolno.

– Nie jest taka ciężka.

– Wcale, lekka jak piórko. Zgniotła mi tylko płuca.

– Nie jesteś taki kruchy – zapewnił go blondyn, przykucając przed pumą, by pogłaskać ją po głowie.

– Skąd ta pewność? – bąknął Louis, przeciągając się. Jack tylko się uśmiechnął.

– Pora śniadania minęła kilka godzin temu, ale jak się pospieszysz, załapiesz się na obiad.

Gdyby nie Jack i Nashia, Louis najpewniej przespałby jeszcze cały dzień i kolejną noc. Ów dwóch intruzów nie zamierzało mu dać pospać, toteż niechętnie wygrzebał się z łóżka. Szybko się ubrał, wciągając na koniec ciężkie buty na obie stopy. Nie zawiązał ich, ruszając w kierunku Jacka, który z zaangażowaniem wygłupiał się z kocicą na podłodze.

Echo Przeznaczenia (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz