ROZDZIAŁ 22

385 72 99
                                    

Adriela zrozumiała, że nie może płynąć do Maraketh. Było to zbyt niebezpieczne, nie tylko dla niej oraz Ravana, ale również dla Jacka i jego załogi. Pościg z kolei nie wiedział, że pierwotnie ich trasa miała prowadzić do Beledorfu, ani że poznali informację o zasadzce w Maraketh, tak więc blondyn liczył, że uda im się, w ten dość prosty sposób, nieco ich przechytrzyć i finalnie uciec. Czekał ich jednak jeszcze jeden przystanek. Po długich debatach padł wybór na niewielki port znajdujący się w Cenarze.

Okręt Jacka zdecydowanie wyróżniał się na tle reszty statków, a raczej łódek, które znajdowały się w porcie. Był znacznie okazalszy, na szczęście nie było problemu z przycumowaniem statku. Zważywszy na fakt, że nie planowano długiego postoju, kapitan nie zezwolił swoim piratom na zejście na ląd. Jedynie on oraz jego świta mieli przywilej rozprostowania nóg w niewielkim miasteczku portowym. Towarzyszyli im Ravan z Adrielą, którzy nie należeli do załogi Jacka i mogli liczyć na specjalne względy.

Niestety na zewnątrz nie panowała szczególnie zachęcająca pogoda. Było ponuro, zaś mgła rozlała się nad wodą w porcie niczym gęste mleko. W dodatku było dosyć chłodno, Louis musiał ubrać grubszą koszulę, podkoszulek oraz płaszcz, którym szczelniej się owinął, gdy tylko poczuł mroźny wiatr wychodzący od strony morza.

– Raczej nie możemy tu liczyć na zapierającą dech w piersiach rozrywkę – westchnął z żalem, rozglądając się po miasteczku. Chociaż słowo "miasteczko" nie było tu trafnym określeniem, ów osada portowa przypominała raczej większą wioskę, która żyła głównie z połowów ryb. Być może w ciągu dnia wyglądała urokliwie w swojej prostocie, lecz wieczorem wydała się Louisowi mało atrakcyjna i ciemna.

– Nie ma co marudzić, o ile mają tu jakąś karczmę z dobrym jadłem i przyzwoitym trunkiem – zauważył Charles, wciskając się między Jamesa i Morrisa, który szli przodem. – Co dziś pijemy, panowie? – zapytał z głupkowatym uśmiechem, zerkając przy tym na Jamesa.

– Mnie osobiście cieszy samo postawienie stóp na stałym lądzie – odparła Adriela, idąc pewnie wśród grupy rosłych piratów. – Nie jesteśmy typem ludzi, którzy dobrze czują się na wodzie – dodała, mając oczywiście na myśli siebie oraz Ravana.

– Ja zdecydowanie też nie jestem – bąknął Lou, splatając palce u dłoni na plecach.

– A jednak zdecydowałeś się na dołączenie do piratów – zauważyła kobieta.

– Nie dołączyłem do nich – odpowiedział ze zdziwioną miną. – Nie nadaję się do życia na statku, ani tym bardziej do wykonywania poleceń tego tam. – Wskazał brodą na Jacka.

– Nigdy nie słuchałeś moich poleceń – podkreślił kapitan, zerkając na Louisa kątem oka.

– O tym mówię, dlatego nie mógłbym należeć do twojej załogi. – Chłopak wzruszył ramionami. Jack z kolei postanowił przemilczeć jego słowa.

– To bardzo zaskakujące – przyznała Adriela, mając na myśli fakt, że chłopak wciąż jakimś cudem nie został wyrzucony w najbliższym z portów. Jakby nie patrzeć na okrętach, zwłaszcza tych pirackich, kluczowa była dyscyplina. Kapitan zawsze miał niemalże absolutną władzę na statku. Oczywiście nie licząc momentów, gdy dochodziło do głosowania. Według kodeksu, nawet sam kapitan nie mógł kwestionować jego wyników.

– Patrzcie, tam się palą światła! O, i ma szyld. To gospoda – zawołał Hector, tym samym skupiając na sobie uwagę całego towarzystwa. Od razu wskazał palcem na budynek znajdujący się na końcu uliczki z lewej. – Idziemy?

Bez słowa sprzeciwu wszyscy ruszyli we wskazanym kierunku, a gdy podeszli bliżej, dało się posłyszeć wrzawę oraz muzykę dochodzące z wnętrza lokalu.

Echo Przeznaczenia (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz