Obudził go miękki szept wymawiający jego imię. Usłyszał go tuż przy uchu, lecz gdy otworzył oczy, kajuta była pusta. Mimowolnie zerknął w stronę drzwi, które właśnie się zatrzasnęły, bezgłośnie wchodząc między futrynę. Pokój oświetlał jedynie blady księżyc, zaglądający zza okien do środka. W kajucie mimo to było dziwnie jasno. Jacka nie było w łóżku, tak więc bez zastanowienia chłopak przypisał mu swoją pobudkę. Louis zaciekawiony powodem dla którego pirat mógł chcieć go obudzić w samym środku nocy a następnie uciec, podniósł się z łóżka i wyszedł na zewnątrz.
Od razu uderzyło w niego przenikliwe zimno. Gdy jego nagie stopy zetknęły się z powierzchnią desek pokładu, poczuł chłód, wbijający się w skórę niczym setki małych igieł. Zignorował to, ruszając naprzód. Jego przyspieszony oddech zamieniał się od razu w parę, ginąc gdzieś w powietrzu. Na pokładzie królowała absolutna cisza. Fale nie obijały się o okręt, zaś wiatr całkiem ustał. Zdawało się jakby wokół panowała martwota. Jakby nagle cały świat umarł, a on był ostatnią istotą przy życiu.
– Jack?! – zawołał niepewnie, lecz głos nie wydostał się z jego gardła. Szedł dalej w kierunku dziobu statku. Nie wiadomo skąd pojawił się obok niego biały obłok o sylwetce człowieka. Potem następny i następny. Zjawy dotykały go swoimi dłońmi, gdy przechodził obok a ich dotyk był chłodny niczym stal. Z każdym kolejnym krokiem zjaw przybywało aż wkrótce było ich tak dużo, że zlały się w jedno, tworząc gęstą mgłę. I wtedy w oddali ujrzał Jacka. Pirat stał w bezruchu, odwrócony do niego plecami. Louis przyspieszył, lecz dystans między nimi zdawał się wydłużać, zamiast skracać. Jack się oddalał. Niknął we mgle. Zewsząd rozległy się chropowate szepty.
– "Nie możesz tam wrócić."
– " Nie należysz już do tamtego świata."
– " Nie jesteś żywy."
– "Należysz do niej."
– "Należysz do nas."
Pragnął uciec stamtąd jak najdalej. Przeraźliwe głosy rozsadzały jego głowę, odbijając się echem w czaszce. Miał wrażenie, że dłużej tego nie wytrzyma. Przyspieszył kroku, dosłownie biegiem brnąc naprzód. Udało się. Dotarł do barierki. Bez namysły wdrapał się na nią i stanął tuż nad przepaścią. Zerknął w dół. Woda była spokojna i czarna jak niebo nocą. Wstrzymał oddech robiąc ostatni krok na przód.
[ w międzyczasie ]
Słysząc skrzypnięcie desek, Jack od razu wybudził się ze snu. Rzadko kiedy pozwalał sobie na twardy sen, nawet gdy znajdował się w bezpiecznym miejscu, jakim zdecydowanie była jego kajuta. Na dobrą sprawę obecność Louisa nie traktował jako żadne zagrożenie, choć w swoim życiu przekonał się, że chłopak potrafił go zaskakiwać. Naiwnie jednak uważał, że nie mógł mu zaszkodzić, choć w dalszym ciągu nie wpływało to na głębokość jego snu. Nawet nie otworzył oczu, przypuszczając, że jego współlokator wstał za potrzebą. Najpewniej też ponownie zapadłby w sen, gdyby nie usłyszał trzasku. Od razu domyślił się, że coś upadło na podłogę. Podniósł się więc na przedramionach, zerkając na bok, w kierunku łóżka Louisa. Okazało się, że chłopak trącił ramieniem parawan, który chcąc nie chcąc, upadł na deski.
– Mógłbyś być ostrożniejszy – mruknął zachrypniętym głosem, gdy dzieciak jakby nigdy nic skierował się przed siebie, kompletnie ignorując fakt, że przewrócił parawan i obudził Jacka. – Aha? – prychnął, podążając za Louisem wzrokiem.
Louis kompletnie ignorując jego osobę, otworzył drzwi. Dopiero wtedy Jack zwrócił uwagę na fakt, że potwornie lało. Zdziwiło go, że chłopak nie wziął ze sobą płaszcza, choć nie tak jak inny, dość istotny szczegół.
CZYTASZ
Echo Przeznaczenia (zakończone)
RomanceTom II Niezbadane są ścieżki, które gotuje nam los. Często bywają przewrotne oraz trudne do przewidzenia. Gdyby ktoś zapytał Louisa czy ponownie zjawi się na Tortudze, która od dziesiątek lat niezmiennie pozostawała pirackim portem, najpewniej by go...