ROZDZIAŁ 14

442 65 90
                                    

Na koniec dnia usiedli sobie kameralnie w stałej ekipie na mostku. Palili tytoń oraz popijali rum (Louis wino), grając przy tym w karty. A przynajmniej tak było na początku, gdyż gdy alkohol uderzył im do głów zaczęli trochę się wygłupiać. Zostali w dość specyficznym gronie, więc nie zabrakło tu żarcików z wiadomej kategorii. Nim Lou się spostrzegł, zaczęli zadawać sobie dość prywatne pytania, a Hector zdążył dawno zejść pod pokład. I cóż, na początku nawet go to bawiło, choć do czasu, bowiem odniósł wrażenie, że większość tych dziwniejszych pytań była adresowana do jego osoby. Podobno tak było "zabawniej".

– Tak mnie zastanawia – zaczął Charles już po którejś butelce rumu, wskazując palcem na zmianę to na Jacka, to na Louisa. – Wy kiedyś ze sobą sypialiście, nie? – wypalił bez owijania.

– Charles! – zawołał James.

– Cicho. Przecież to nie tajemnica – bąknął rudy. Louis zaś był zaskoczony, że owa "plotka" nie dotarła jeszcze do Charlesa. Prawda jednak była taka, że poczuł się lepiej z myślą, że nowi piraci nie słyszeli o romansach ich kapitana.

– Do czego zmierzasz? – westchnął Jack, kryjąc swoje rozdrażnienie.

– Zastanawia mnie – zwrócił się do Louisa. – Gdybyś miał wybrać, wolałbyś trójkąt ze mną i z Morrisem czy z Jackiem i Jamesem? – zapytał, na co Jack zakrztusił się własną śliną.

– Eeee... Wolałbym wcale? – mruknął Lou, marszcząc brwi. Nie do końca rozumiał o co chodziło pirackiemu stolarzowi.

– No wiesz co?! – zaśmiał się James udając, że go to uraziło.

– To nie jest odpowiedź – napomniał go Charles.

– Właśnie! Musisz odpowiedzieć – wtrącił James.

– Charles i Morris... Tak sądzę – rzucił Louis bez przekonania. Ta opcja wydała mu się bardziej prawdopodobna mimo wszystko. Jakoś nie umiał sobie wyobrazić, by mógł patrzeć jak Jack dotyka kogoś innego. Był pewien, że wywlókł by delikwenta za włosy z łóżka już w pierwszej minucie. Oczywiście miał świadomość, że kapitan sypiał w portach z kim popadnie, nie miał jednak zamiaru być tego świadkiem.

– Zapamiętam sobie – bąknął cicho Jack, ale na tyle głośno, by Louis na pewno usłyszał.

– Tak? A kogo ty byś wybrał, mając do wyboru mnie i Charlesa oraz Jamesa i Liliane?

– Ciebie. A Charlesowi kazałbym czekać w kącie.

– Gówno prawda.

– To po co pytasz, skoro sam sobie wymyśliłeś odpowiedź?

– Żeby posłuchać jak łżesz, świnio – burknął Louis, co spotkało się z głośnym śmiechem u Jamesa i nieco cichszym u Morrisa i Charlsa.

– Widzę, że bardzo wam do śmiechu – zauważył Jack. – Zwłaszcza tobie, James – mruknął, uśmiechając się mało przyjemnie. – A ty? Gdybyś miał wybrać jedną osobę z towarzystwa, z którą byś się teraz przespał? Kto by to był?

– Louis – odpowiedział James bez zawahania, choć Jack powiedziałby, że w ogóle bez zastanowienia. Najwidoczniej bardzo nie chciał zastanowić się nad możliwymi opcjami. Podobno jego romans z Morrisem dawno się zakończył, niemniej coś ewidentnie ukrywał.

– Louis! Ciągnięcie za włosy czy klapsy? – zapytał nagle Charles, przez co Lou omal nie oblał się trzymanym przez siebie winem.

– Nie wolno ciągnąć mnie za włosy. – Louis przewrócił oczami, co spotkało się z kolejnym, cichym wybuchem śmiechu u pozostałych. – Charles, miałeś kiedyś jakiś epizod z kimś z załogi? – zapytał w rewanżu, wcześniej przewracając oczami.

Echo Przeznaczenia (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz