Mimo przebytego potężnego sztormu, okręt nie dorobił się zbyt wielu strat. A przynajmniej tak było według Morrisa, który już z samego rana oszacował zniszczenia, przekazując raport kapitanowi. Potem cała załoga zabrała się do pracy, doprowadzając zarówno pokład, jak i magazyn do względnego porządku. Louis również trochę pokręcił się po statku, co nieco pomagając innym w ich obowiązkach. Wbrew sobie miał dość dobry humor, więc był bardziej skory do pomocy niż normalnie. Było to po nim widać, choć starał się to ukryć. Co było w pewnym sensie zastanawiające, gdyż zazwyczaj świetnie maskował swoje emocje. Ale nie w tym miejscu i nie przy Jacku. Tam stawał się bardziej bezbronny i bardziej... sobą.
Po kolejnym ciężkim dniu pracy przyszła pora na odpoczynek. Życie na statku cechowało się bolesną rutyną, więc nikogo nie mógł dziwić fakt, że grono piratów zajęła się piciem, rozsiadając się wieczorem w małych grupkach na pokładzie. Zawsze tak kończyły się ich małe sukcesy oraz porażki. Popijawą, w której można było utopić radość czy smutki. Zwyczajowo, na mostku zajęła miejsce uprzywilejowana część załogi, podkładając sobie pod tyłki puste skrzynki i krzesła. Z początku zebrali się tam, by omówić to, jak bardzo zboczyli z trasy podczas burzy, nakreślając nową drogę. Towarzyszyła im przy tym Adriela wraz z Ravanem, których ta informacja również dotyczyła. O dziwo, silne wiatry oraz fale popchnęły ich bardziej do przodu, tak więc niewielkie odchylenie w lewo, nie robiło im dużej różnicy w sensie czasowym. To była dobra nowina.
– To co? Komu rumu?! – rozbrzmiał głos Charlesa. Mężczyzna właśnie przytargał na mostek skrzynkę z sześcioma butelkami alkoholu, jedną z nich wręczając Ravanowi, który spojrzał na niego pytająco.
– Zasłużyłeś – oznajmiła Adriela, kiwając głową do pozostałych, najwyraźniej uznając ich zebranie za zakończone. Płynnie się poruszając, opuściła pokład, wołając za sobą swoją czarną pumę. Nashia niechętnie odkleiła się od Jacka i pobiegła za swoją panią, zostawiając męskie towarzystwo samo sobie.
– Dla własnego dobra, nie pij tego – zażartował Louis, wymownie się krzywiąc.
– Ta, Louis zawsze źle kończy po rumie – zarechotał złośliwie James.
– Bo ty to kończysz lepiej – odgryzł mu się Lou, co James skomentował jedynie przewróceniem oczami.
– Śmiało, pij! – popędził Charles ich "gościa", mocno klepiąc go przy tym po plecach. Mężczyzna prychnął pod nosem, po czym wyciągnął z butelki korek i wlał w siebie sporą część gryzącego trunku. Następnie głośno furknął, gdy już oderwał od siebie butle z rumem. Piraci mu zawiwatowali.
– No, pierwsze koty za płoty – zawołał James, samemu biorąc jedną z butelek do rąk.
– I już po tobie – zaśmiał się Louis. Sam nie miał zamiaru pić rumu. Z tego też względu udał się na małą wycieczkę do magazynu, z którego wygrzebał wino dla siebie. Po drodze też zaszedł do kuchni, kradnąc stamtąd spory kawał sera w ramach czegoś do zagryzienia alkoholu. Gdy wrócił do piratów, ci już grali w karty, najpewniej uznając, że to idealny moment, gdyż największy z oszustów nie mógł do nich dołączyć. Oczywiście nie wszyscy grali. Jedynie Morris, Ravan, Charles i Jack. Louis więc usiadł obok Hectora, podając mu kawałek sera.
– Kucharz cię zabije – stwierdził Hector. Pomimo jednak swoich słów poczęstował się ofiarowanym mu jedzeniem.
– No nie. Znowu wygrałeś? – zajęczał z niezadowoleniem Charles, gdy druga runda również okazała się zwycięska dla Ravana.
– Zgaduję, że to ty uczyłeś swojego byłego grać w karty – rzucił Jack, zerkając na moment na Louisa.
– Kogo? – zapytał Ravan, patrząc na Jacka pytająco. Louis z kolei próbował zabić go wzrokiem, co akurat było zabawne.
![](https://img.wattpad.com/cover/338862728-288-k872107.jpg)
CZYTASZ
Echo Przeznaczenia (zakończone)
RomantikTom II Niezbadane są ścieżki, które gotuje nam los. Często bywają przewrotne oraz trudne do przewidzenia. Gdyby ktoś zapytał Louisa czy ponownie zjawi się na Tortudze, która od dziesiątek lat niezmiennie pozostawała pirackim portem, najpewniej by go...