ROZDZIAŁ 17

436 67 62
                                    

Mimo przebytego potężnego sztormu, okręt nie dorobił się zbyt wielu strat. A przynajmniej tak było według Morrisa, który już z samego rana oszacował zniszczenia, przekazując raport kapitanowi. Potem cała załoga zabrała się do pracy, doprowadzając zarówno pokład, jak i magazyn do względnego porządku. Louis również trochę pokręcił się po statku, co nieco pomagając innym w ich obowiązkach. Wbrew sobie miał dość dobry humor, więc był bardziej skory do pomocy niż normalnie. Było to po nim widać, choć starał się to ukryć. Co było w pewnym sensie zastanawiające, gdyż zazwyczaj świetnie maskował swoje emocje. Ale nie w tym miejscu i nie przy Jacku. Tam stawał się bardziej bezbronny i bardziej... sobą.

Po kolejnym ciężkim dniu pracy przyszła pora na odpoczynek. Życie na statku cechowało się bolesną rutyną, więc nikogo nie mógł dziwić fakt, że grono piratów zajęła się piciem, rozsiadając się wieczorem w małych grupkach na pokładzie. Zawsze tak kończyły się ich małe sukcesy oraz porażki. Popijawą, w której można było utopić radość czy smutki. Zwyczajowo, na mostku zajęła miejsce uprzywilejowana część załogi, podkładając sobie pod tyłki puste skrzynki i krzesła. Z początku zebrali się tam, by omówić to, jak bardzo zboczyli z trasy podczas burzy, nakreślając nową drogę. Towarzyszyła im przy tym Adriela wraz z Ravanem, których ta informacja również dotyczyła. O dziwo, silne wiatry oraz fale popchnęły ich bardziej do przodu, tak więc niewielkie odchylenie w lewo, nie robiło im dużej różnicy w sensie czasowym. To była dobra nowina.

– To co? Komu rumu?! – rozbrzmiał głos Charlesa. Mężczyzna właśnie przytargał na mostek skrzynkę z sześcioma butelkami alkoholu, jedną z nich wręczając Ravanowi, który spojrzał na niego pytająco.

– Zasłużyłeś – oznajmiła Adriela, kiwając głową do pozostałych, najwyraźniej uznając ich zebranie za zakończone. Płynnie się poruszając, opuściła pokład, wołając za sobą swoją czarną pumę. Nashia niechętnie odkleiła się od Jacka i pobiegła za swoją panią, zostawiając męskie towarzystwo samo sobie.

– Dla własnego dobra, nie pij tego – zażartował Louis, wymownie się krzywiąc.

– Ta, Louis zawsze źle kończy po rumie – zarechotał złośliwie James.

– Bo ty to kończysz lepiej – odgryzł mu się Lou, co James skomentował jedynie przewróceniem oczami.

– Śmiało, pij! – popędził Charles ich "gościa", mocno klepiąc go przy tym po plecach. Mężczyzna prychnął pod nosem, po czym wyciągnął z butelki korek i wlał w siebie sporą część gryzącego trunku. Następnie głośno furknął, gdy już oderwał od siebie butle z rumem. Piraci mu zawiwatowali.

– No, pierwsze koty za płoty – zawołał James, samemu biorąc jedną z butelek do rąk.

– I już po tobie – zaśmiał się Louis. Sam nie miał zamiaru pić rumu. Z tego też względu udał się na małą wycieczkę do magazynu, z którego wygrzebał wino dla siebie. Po drodze też zaszedł do kuchni, kradnąc stamtąd spory kawał sera w ramach czegoś do zagryzienia alkoholu. Gdy wrócił do piratów, ci już grali w karty, najpewniej uznając, że to idealny moment, gdyż największy z oszustów nie mógł do nich dołączyć. Oczywiście nie wszyscy grali. Jedynie Morris, Ravan, Charles i Jack. Louis więc usiadł obok Hectora, podając mu kawałek sera.

– Kucharz cię zabije – stwierdził Hector. Pomimo jednak swoich słów poczęstował się ofiarowanym mu jedzeniem.

– No nie. Znowu wygrałeś? – zajęczał z niezadowoleniem Charles, gdy druga runda również okazała się zwycięska dla Ravana.

– Zgaduję, że to ty uczyłeś swojego byłego grać w karty – rzucił Jack, zerkając na moment na Louisa.

– Kogo? – zapytał Ravan, patrząc na Jacka pytająco. Louis z kolei próbował zabić go wzrokiem, co akurat było zabawne.

Echo Przeznaczenia (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz