ROZDZIAŁ 31

373 54 86
                                    

Czarna chmura z każdą sekundą zwiększała swoje rozmiary. Wszyscy w całkowitej ciszy i napięciu przyglądali się jej, oczekując nieznanego.

– Nie taka była umowa! – zawołał Louis, mocno zaciskając dłonie w pięści. – Dusza za kwiat. Ich to nie dotyczy – przypomniał, podnosząc się na nogi. Marszcząc brwi, zerknął w ciemną chmurę. Jego ciało drżało, ale w pewien sposób był już pogodzony ze swoim losem. Chociaż nie taki koniec przewidziała Wieszczka.

Zacznę więc od ciebie... – Usłyszeli wszyscy.

Wtem, spomiędzy kłębów, przebił się czarny jak noc stwór o jasnych, skośnych oczach i sześciu łapach. Przypominał ucieleśnienie strachu i rozpaczy. Poruszał się nadludzko szybko. Opadł nisko na ziemię, lawirując pomiędzy żołnierzami i piratami. Nim Jack zdążył się podnieść, znalazł się obok nich. Jedna z łap zacisnęła się na szyi Louisa, by w następnej chwili podnieść go wysoko i wciągnąć pod wodę. Chłopak nie zdążył nawet nabrać powietrza, gdy woda dostała się do jego ust. W panice zaczął wymachiwać rękoma, starając się odepchnąć od siebie bestię. Nie mógł jej dosięgnąć. Z każdym kolejnym szarpnięciem słabł.

– Louis! – zawołał Jack. Straż zbiegła się w kierunku Liliane, piraci po drugiej stronie. Wszyscy zamarli, obserwując potwora. Woda nie była głęboka, jednak zmora trzymała Louisa w taki sposób, że znajdował się cały pod wodą, nie mogąc zaczerpnąć powietrza. Nie było chwili do stracenia. Jack poderwał się, wyciągając swój miecz.

– Jack, nie podchodź do tego! Zabije cię! – Ktoś krzyknął, ale nie posłuchał. Jak mógłby posłuchać? Wszedł do wody, zamachnąwszy się. W pierwszej chwili chciał odciąć stworzeniu głowę. Skoro próbował utopić Louisa, nie mógł się ruszyć. Zablokował jednak jego cios ręką. Ta odcięta, wpadła do wody, by po kilku sekundach odrosnąć na nowo. Spowodowało to okrzyki pełne trwogi. Jackowi jednak dały szansę, na uratowanie Louisa. Sprawnym ruchem zamachnął się kilka razy, odcinając zmorze obie łapy po prawej stronie jego ciała. A nim te w pełni odrosły, chwycił za koszulę Louisa, wyciągając go spod tafli. W tej samej chwili coś świsnęło mu nad głową, odcinając kolejną łapę stworzeniu. Ktoś rzucił miecz. Jack nie miał czasu by się temu przyjrzeć. Dosłownie wyrzucił Louisa na brzeg, jedynie kątem oka obserwując, jak Morris i Hector go zabierają.

Brunet oparł dłonie na chłodnym kamieniu, starając się wykrztusić z płuc zalegający płyn. Oddech sprawiał mu wciąż ból. Dopiero, gdy był w stanie normalnie nabrać powietrze do płuc, usiadł, nerwowo odszukując spojrzeniem blondyna. Jack walczył z tym potworem. Niewiele myśląc, zerwał się do góry, chcąc ruszyć biegiem w ich kierunku. Morris jednak go powstrzymał, łapiąc mocno w pasie.

– Nie przeszkadzaj.

– Zabije go! – zawył chłopak, starając się wyrwać.

– Z tobą u boku będzie bardziej podatny na zranienie.

– Ale...

– Daj mu szansę.

– Jack, uważaj! – zawołał James. Pirat odskoczył w ostatniej chwili, wbijając ostrze miecza między skały, by się nie przewrócić. Udało mu się zachować równowagę i nie wpaść do wody, co prawdopodobnie skończyłoby się jego śmiercią. Nie zamierzając czekać, ponownie wyprowadził serię ciosów. W grocie dało się posłyszeć jedynie plusk wody i przeraźliwe dźwięki wydawane przez kreaturę. Była nad wyraz szybka, ale niezbyt silna. Jej ostre szpony jednak kilka razy zdołały dosięgnąć Jacka, przozdabiając jego ciało o głębokie rany.

– Zdychaj w końcu! – warknął, raz jeszcze odcinając kreaturze ramię. Ta jednak zdołała mu umknąć, rzucając się w tłum piratów. Jednemu z nich odgryzła głowę, kolejnego z żołnierzy pozostawiając bez nogi. Jack wyszedł z wody, od razu kierując się w stronę stworzenia. Odepchnął przeszkadzającego mu żołnierza, sięgając dłonią do potwora, którego złapał za kończynę. To warknęło kobiecym głosem, uderzając jedną z łap w ścianę. Coś pękło, a z góry posypały się odłamki kamieni. Blondyn w ostatniej chwili zasłonił głowę uniesionym ramieniem, odskakując w bok. Zachwiał się, upadając na jedno kolano. Stwór zrobił krok do przodu. Jack ustawił się w pozycji, unosząc swoje ramiona wraz z mieczem, ujmując go oburącz. Patrzył w oczy potwora, ale te nie wyrażały nic, co mogłoby poinformować go o nadchodzącym ataku. Zmora runęła do przodu, zamachnąwszy się ostrymi pazurami. Jack miał dużo szczęścia, zakładając, że uderzy ze swojej lewej. Tym razem nie odciął stworzeniu łap. Pozwolił się złapać i wbić ostre pazury w swój bok. Głośno syknął, czując jak te zatapiają się w jego ciele. Sam z kolei zaatakował z drugiej strony. A korzystając z szansy, jaką dawał mu nieznaczny dystans, miast celować w łapy czy głowę stwora, przeciął go po ukosie, dzieląc na dwie części. Musiał mocno zaprzeć się nogami, by rozpłatać go na pół. Po grocie rozbrzmiał ogłuszający krzyk, przechodzący w wycie. Część z obecnych padła na ziemię, zasłaniając przy tym uszy. To jednak nie był koniec... O czym wkrótce mieli się przekonać.

Echo Przeznaczenia (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz