Wraz z rankiem pojawił się problem z końmi. Było ich pięciu, a posiadali jedynie trzy wierzchowce. Wychodziło więc na to, że musieli odbyć podróż w parach. Louis wymyślił sobie, że pojedzie z Hectorem, podczas gdy Charles i Morris musieliby przemęczyć się na jednym koniu razem. Jack był największej postury, więc jego koń i tak nie miał szczególnie lekkiego pasażera. Nim jednak Lou otworzył usta, Jack wyskoczył z własnym rozwiązaniem, uznając, że najrozsądniej będzie jeśli Louis pojedzie z nim, ponieważ był najlżejszy. Hector natomiast miał przeskakiwał między koniem Morrisa a Charlesa.
- Całą noc nad tym myślałeś? - prychnął zaczepnie Lou, wyjątkowo nie okazując swojego sprzeciwu. Uznał, że dla niego będzie tak wygodniej. Nie będzie musiał prowadzić konia, co da mu możliwość na małą drzemkę. Podróżując zaś z Hectorem nie zmrużyłby oka nawet na sekundę.
Tak jak kapitan zarządził, tak też zrobili. I to bez marudzenia, o dziwo. Charles pojechał przodem, za nim ruszył Morris wraz z Hectorem, podczas gdy Louis poczekał grzecznie aż Jack usiądzie wygodnie w siodle, po czym sam zapakował się do przodu. Z racji tego, że Jack nie chciał usiąść zwierzęciu na nerkach, wysunął się do przodu, przez co Louis musiał niemalże się przykleić do torsu blondyna. Ech, zapowiadała się baaaaardzo długa podróż.
- Będzie trzeba robić częstsze postoje, by konie odsapnęły - powiedział Louis zerkając przez ramię. - W ogóle skąd wiesz o tej wiosce? Myślisz, że to dobry trop?
- Nie mam pojęcia - przyznał Jack. - Jeden członek tego plemienia był w porcie, kiedy byłem z Jamesem w karczmie. James zwrócił na niego uwagę, a facet obok opowiedział nam w skrócie o tym plemieniu. - Wzruszył ramionami. - Stwierdziłem, że to ma większy sens niż wspinanie się na czubek góry - mruknął, zerkając w dół na twarz Louisa.
- Jasne... - mruknął chłopak, marszcząc brwi. Następnie odwrócił twarz, by móc spojrzeć przed siebie. - Dobra robota, Jack - dodał, z kolei Jack tylko lekko się uśmiechnął, powstrzymując się, by się nie zaśmiać. Jakoś tak pochwała dzieciaka go rozbawiła.
Utrzymywali stałe, niemniej niezbyt szybkie tempo, by za bardzo nie męczyć wierzchowców. Przez jakiś czas prowadzili dość żywą dyskusję, niemniej po godzinie skończyły im się tematy. Jack po nieprzespanej nocy jakoś nie odczuwał potrzeby by bez przerwy prowadzić dialog. Prawdę mówiąc dobrze mu się jechało w ciszy. O ile w nocy narzucił sobie szybkie tempo, by jak najszybciej dogonić resztę, tak teraz mógł nieco rozejrzeć się dookoła, by podziwiać widoki. Te, nawet jeśli nie były szczególnie zachwycające, podobały mu się. Lubił prostotę.
Jack nie zamierzał się do tego przyznać, ale ich mała przejażdżka wprawiła go w dobry nastrój. Było ciepło, niemniej do południa mieli jeszcze jakieś dwie godziny, więc słońce aż tak nie grzało. Dodatkowo wiatr ich delikatnie ochładzał, a odgłosy uderzających kopyt na swój sposób działały uspokajająco. Obecność Louisa również sprawiała mu przyjemność. Chłopak był naprawdę blisko, przez co Jack raz po raz miał okazję zanurzyć nos w jego białych kosmykach. Co jakiś czas pozwalał sobie też na niego zerknąć.
Z racji tego, że Louis nie spał najlepiej minionej nocy, oczy zamykały mu się podczas podróży. Mężczyźni dawno już ucichli, zaś rytmiczny stukot kopyt sprzyjał znużeniu. W sumie nawet nie zamierzał z tym walczyć. Wszak nie on był odpowiedzialny za prowadzenie konia. Pozwolił ciężkim powiekom opaść, samemu opierając czaszkę o ramię pirata, wkrótce zasypiając, co nie umknęło uwadze pirata. Jack nachylił się do przodu, utwierdzając się w swoich przypuszczeniach. Rozbawił go fakt, że chłopak zasnął z taką łatwością. Cóż, na dobrą sprawę nie miał nic przeciwko. Wręcz przeciwnie, korzystając z okazji, oparł przedramiona na udach Louisa, pozwalając sobie nie trzymać ich dłużej w powietrzu, nie chcąc, by mięśnie jego ramion zesztywniały. Mimowolnie też uśmiechnął się ciepło.
CZYTASZ
Echo Przeznaczenia (zakończone)
Roman d'amourTom II Niezbadane są ścieżki, które gotuje nam los. Często bywają przewrotne oraz trudne do przewidzenia. Gdyby ktoś zapytał Louisa czy ponownie zjawi się na Tortudze, która od dziesiątek lat niezmiennie pozostawała pirackim portem, najpewniej by go...