Po powrocie na statek okazało się, że Morris postanowił dopełnić swojego obowiązku i postawił całą załogę na nogi już od samego rana. Po pokładzie krzątali się ludzie, przygotowując statek do rychłego wypłynięcia.
– O, jesteście! – zauważył James, opierając ręce na biodrach, gdy tylko dostrzegł Jacka i Louisa wchodzących na pokład. – Gdzie byliście CAŁĄ NOC? – zapytał, poruszając przy tym głupio brwiami.
– Między innymi w burdelu – odpowiedział Louis, przewracając przy tym oczami.
– No nieźle – zaśmiał się blondyn. Nikt jednak nic więcej nie dodał. Jack również zrezygnował z dyskusji na ten temat. Podszedł do Morrisa, oznajmiając mu, że za pół godziny wypływają i kierują się do Athyes. Brunet jedynie skinął głową, po czym pospieszył resztę piratów. Jack wyszedł na mostek, by wyznaczyć kierunek ich drogi. Następnie pozostawił wszystko w rękach przyjaciela, samemu zaszywając się w swojej kajucie. Całą noc czuwał, pozwalając Louisowi się wyspać. Potrzebował chociaż krótkiej chwili drzemki, by móc odzyskać dawne siły.
Jeśli zaś o Louisie mowa, zaraz po powrocie na statek, zszedł schodkami po podkład, zamykając się w swoim pokoju. Jego "współlokator" zajęty był przygotowaniami związanymi z wypłynięciem okrętu, toteż miał ich kajutę dla siebie. Oczywiście nie zamierzał spać. Chwycił za swój notes, przepisując zapiski Johnsona. Zapisał również hasło: "Gandnu. Wschód. Drogors". Nie miał najmniejszego pojęcia czy brać ten klucz dosłownie, czy może powinien doszukiwać się czegoś więcej. Stresowało go to, dlatego też przesiedział z tą myślą aż do wieczora, grzebiąc w swoich książkach, szukając w nich odpowiedzi.
Na pokład wyszedł chwilę przed zachodem słońca. Część piratów wciąż pracowała, niemniej znaczna większość miała już wolne. Nie inaczej było z jego małą grupką przyjaciół, która zasiadła wygodnie na mostku popijając rum. A byli to Morris, James oraz Hector.
– Nie za dobrze wam? – zapytał Louis, zajmując wolne miejsce. Ku jego zdziwieniu James wręczył mu do rąk butelkę wina. – Zmieniliście upodobania? – zaśmiał się, wyjmując korek.
– Nie. To specjalnie dla ciebie – oświadczył James, uśmiechając się przy tym głupkowato.
– Eee... Dziękuję James – odparł Louis, upijając kilka łyków wina. Było naprawdę dobre. – A gdzie mój rudowłosy stolarz? – zapytał zaczepnie.
– Chyba uznał, że więcej z tobą nie pije – zażartował James.
– Czyżby? – zaśmiał się Lou, ponownie upijając wina. – Charles od dawna z wami pływa?
– Zaciągnął się zaraz po budowie nowego okrętu – odpowiedział Hector. – Więc trochę już tu jest.
– Nie mógł się oprzeć naszemu urokowi – wyszczerzył się James. – Poza tym polubił się z Jackiem. Pewnie dlatego, że jako jedyny nie kłapał o tobie – dodał, mimo iż najpewniej powinien sobie darował tę uwagę. Lou natomiast otworzył jedynie usta, ostatecznie nic nie wtrącając.
– Pójdę po skrzynkę rumu – powiedział Morris, wcześniej odchrząknąwszy. Podniósł się z beczki, zerkając na Hectora. – A ty pomóż Charlesowi, to wcześniej do nas dołączy – polecił młodemu. Ten skinął głową, zaraz żwawo ruszając w poszukiwaniu rudzielca.
– Po twoim odejściu zrobiło się strasznie dziwnie... – wymamrotał James, opierając brodę na szyjce po butelce rumu. – Jack zamknął się w swojej kajucie i z nikim nie gadał. A jak już wychodził, to robił się drażliwy, gdy tylko ktoś o tobie wspomniał.
– Domyślam się – westchnął Louis, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
– Nie, Louis, nie masz pojęcia – zarzucił mu blondyn, po czym ciężko westchnął. Odłożył butelkę na deski pokładu i przysunął swoją beczkę bliżej Louisa. – Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo zmienił się po tym, jak odszedłeś. Skarby, przygody i wyzwania przestały go interesować. Liczyły się tylko abordaże z pomniejszymi statkami, mały zysk a potem przepijanie wszystkiego w karczmach.
CZYTASZ
Echo Przeznaczenia (zakończone)
RomanceTom II Niezbadane są ścieżki, które gotuje nam los. Często bywają przewrotne oraz trudne do przewidzenia. Gdyby ktoś zapytał Louisa czy ponownie zjawi się na Tortudze, która od dziesiątek lat niezmiennie pozostawała pirackim portem, najpewniej by go...