ROZDZIAŁ 5

431 72 66
                                    

Po powrocie na statek okazało się, że Morris postanowił dopełnić swojego obowiązku i postawił całą załogę na nogi już od samego rana. Po pokładzie krzątali się ludzie, przygotowując statek do rychłego wypłynięcia.

– O, jesteście! – zauważył James, opierając ręce na biodrach, gdy tylko dostrzegł Jacka i Louisa wchodzących na pokład. – Gdzie byliście CAŁĄ NOC? – zapytał, poruszając przy tym głupio brwiami.

– Między innymi w burdelu – odpowiedział Louis, przewracając przy tym oczami.

– No nieźle – zaśmiał się blondyn. Nikt jednak nic więcej nie dodał. Jack również zrezygnował z dyskusji na ten temat. Podszedł do Morrisa, oznajmiając mu, że za pół godziny wypływają i kierują się do Athyes. Brunet jedynie skinął głową, po czym pospieszył resztę piratów. Jack wyszedł na mostek, by wyznaczyć kierunek ich drogi. Następnie pozostawił wszystko w rękach przyjaciela, samemu zaszywając się w swojej kajucie. Całą noc czuwał, pozwalając Louisowi się wyspać. Potrzebował chociaż krótkiej chwili drzemki, by móc odzyskać dawne siły.

Jeśli zaś o Louisie mowa, zaraz po powrocie na statek, zszedł schodkami po podkład, zamykając się w swoim pokoju. Jego "współlokator" zajęty był przygotowaniami związanymi z wypłynięciem okrętu, toteż miał ich kajutę dla siebie. Oczywiście nie zamierzał spać. Chwycił za swój notes, przepisując zapiski Johnsona. Zapisał również hasło: "Gandnu. Wschód. Drogors". Nie miał najmniejszego pojęcia czy brać ten klucz dosłownie, czy może powinien doszukiwać się czegoś więcej. Stresowało go to, dlatego też przesiedział z tą myślą aż do wieczora, grzebiąc w swoich książkach, szukając w nich odpowiedzi.

Na pokład wyszedł chwilę przed zachodem słońca. Część piratów wciąż pracowała, niemniej znaczna większość miała już wolne. Nie inaczej było z jego małą grupką przyjaciół, która zasiadła wygodnie na mostku popijając rum. A byli to Morris, James oraz Hector.

– Nie za dobrze wam? – zapytał Louis, zajmując wolne miejsce. Ku jego zdziwieniu James wręczył mu do rąk butelkę wina. – Zmieniliście upodobania? – zaśmiał się, wyjmując korek.

– Nie. To specjalnie dla ciebie – oświadczył James, uśmiechając się przy tym głupkowato.

– Eee... Dziękuję James – odparł Louis, upijając kilka łyków wina. Było naprawdę dobre. – A gdzie mój rudowłosy stolarz? – zapytał zaczepnie.

– Chyba uznał, że więcej z tobą nie pije – zażartował James.

– Czyżby? – zaśmiał się Lou, ponownie upijając wina. – Charles od dawna z wami pływa?

– Zaciągnął się zaraz po budowie nowego okrętu – odpowiedział Hector. – Więc trochę już tu jest.

– Nie mógł się oprzeć naszemu urokowi – wyszczerzył się James. – Poza tym polubił się z Jackiem. Pewnie dlatego, że jako jedyny nie kłapał o tobie – dodał, mimo iż najpewniej powinien sobie darował tę uwagę. Lou natomiast otworzył jedynie usta, ostatecznie nic nie wtrącając.

– Pójdę po skrzynkę rumu – powiedział Morris, wcześniej odchrząknąwszy. Podniósł się z beczki, zerkając na Hectora. – A ty pomóż Charlesowi, to wcześniej do nas dołączy – polecił młodemu. Ten skinął głową, zaraz żwawo ruszając w poszukiwaniu rudzielca.

– Po twoim odejściu zrobiło się strasznie dziwnie... – wymamrotał James, opierając brodę na szyjce po butelce rumu. – Jack zamknął się w swojej kajucie i z nikim nie gadał. A jak już wychodził, to robił się drażliwy, gdy tylko ktoś o tobie wspomniał.

– Domyślam się – westchnął Louis, nie bardzo wiedząc co powiedzieć.

– Nie, Louis, nie masz pojęcia – zarzucił mu blondyn, po czym ciężko westchnął. Odłożył butelkę na deski pokładu i przysunął swoją beczkę bliżej Louisa. – Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo zmienił się po tym, jak odszedłeś. Skarby, przygody i wyzwania przestały go interesować. Liczyły się tylko abordaże z pomniejszymi statkami, mały zysk a potem przepijanie wszystkiego w karczmach.

Echo Przeznaczenia (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz