ROZDZIAŁ 4 (cz.1)

417 76 30
                                    

Louis narcystycznie wierzył, że byłby w stanie odszyfrować zakodowaną wiadomość w znalezionym przez nich liście. Niestety zdawał sobie również sprawę z tego, że zajęłoby mu to tygodnie. Jak nie miesiące... A oni nie mieli tyle czasu. Potrzebował pomocy kogoś, kto był w tym lepszy od niego. O dziwo jakiś czas temu zainteresował się pewnym Edwardem Johnsonem, na nazwisko którego natrafił wielokrotnie w dziennikach, w których pisano o piratach oraz poszukiwaczach skarbów. Podobno wspomniany Edward specjalizował się w łamaniu kodów, szyfrów i innych. Lubował się w tym na tyle, że stało się to dla niego obsesją. Ochoczo więc udzielał swojej pomocy różnym szemranym jegomościom. Oczywiście nie za darmo. Dzięki temu zdobył małą fortunę i osiadł w jednym z miast Myzr, celowo wybierając miejscowość, która miała dostęp do morza oraz własny port. Naturalnie po to, by jego klienci mogli łatwo do niego trafić. Rzecz jasna mowa tu o piratach.

Gdy tylko wrócił na statek, od razu skierował się do swojej kajuty, nie chcąc tracić cennych minut. Wpadł do środka jak burza, zaraz łapiąc na dziennik, który zaczął gorączkowo przeglądać. Nie trwało to jednak długo, gdyż chwilę później do jego pokoju wtargnął sam kapitan.

– Jakiej pomocy? I czemu akurat Myzyr? – zapytał wprost blondyn.

– Nie zapukałeś – zauważył szorstko Louis, jednocześnie krzyżując ręce na klatce piersiowej. Zaś dziennik, który właśnie przeglądał. wcisnął pod pachę, nie chcąc go upuścić. To była jego skarbnicą wiedzy. Zapisywał tam wszystko, co uważał za istotne, toteż starał się nie rozstawać z tym małym skarbem.

– Nie muszę. To mój statek.

– Owszem. Musisz – podkreślił Louis.

– A jeśli nie, to...? – zapytał zaczepnie Jack, unosząc w pytającym geście jedną z brwi. Louis natomiast jedynie prychnął pod nosem, po czym nic więcej nie dodając, wyminął mężczyznę i wyszedł ze swojej kajuty. Kroki skierował prosto na mostek, gdzie na stoliku rozłożone były mapy. Przysiadł więc na krześle i z należytą dokładnością zaznaczył jeden z miast portowych.

– Tu znajduje się Reverso, w którym mieszka pewien mężczyzna. Współcześni poszukiwacze w wielu dziennikach o nim wspominają. Podobno jest mistrzem w dziedzinie kodów. Mam nadzieję, że facet jeszcze żyje. Nazywa się Edward Johnson i ostatnio pomieszkuje w Reverso. Tyle wiem – zwrócił się do Jacka, który wyszedł na pokład tuż za nim i który od jakiegoś czasu przyglądał mu się w ciszy. – W czymś jeszcze służyć ci pomocą, kapitanie? – zapytał, odkładając ołówek.

– Nie. Dziękuję.

– Ależ jest za co – rzucił Louis i nie czekając na odpowiedź kapitana, poszedł z powrotem do swojej kajuty, gdzie też oddał się lekturze, chcąc w ten sposób znaleźć jakąkolwiek wskazówkę, która dotyczyłaby zaszyfrowanego listu.

***

Kolejna podróż zajęła im znacznie mniej czasu. Wiatry były na tyle pomyślne, że po dziewięciu dniach przybyli do portu. Zgodnie z prośbą Louisa żaden z piratów nie wiedział czym tak naprawdę był cel ich pojawienia się w Reverso. Również i świta Jacka dostała jedynie zbywające wyjaśnienie. Oczywiście to nie tak, że Louis im nie ufał jako osobom. Po prostu wiedział, że taki Hector czy też James mają zbyt długie języki i czasem przez przypadek potrafią coś chlapnąć.

Żeby nie wzbudzać w załodze niezadowolenia, każdy z kamratów dostał pozwolenie na zejście do portu oraz zabawianie się przez jeden wieczór. Louis natomiast zamierzał odszukać Edwarda, choć szczerze mówiąc nie miał zielonego pojęcia od czego zacząć.

– Idziesz ze mną czy wolisz pilnować swoich gaci? – zwrócił się do Jacka, napotykając go po drodze do zejścia z pokładu statku.

– Idę – odparł krótko blondyn. Louis kiwnął głową a następnie wszedł żwawo na kładkę, po czym stanął na stałym lądzie obiema nogami. I teraz dokąd? Jack najwyraźniej zauważył jego zagubienie, gdyż kazał, by chłopak szedł za nim. Wkrótce wylądowali w pobliskiej karczmie. Jack był zdania, że nikt nie dysponował taką wiedzą o tych ważniejszych osobistościach w okolicy, jak ludzie w takich spelunach. Jakby nie patrzeć, to tam przesiadywali wszyscy marynarze czy inni podróżnicy, tam się upijali i tam opowiadali o swoich przygodach, planach i poszukiwaniach. Był więc pewien, że niejedna osoba wspominała o Edwardzie Johnsonie, a i nawet istniała szansa, że mężczyzna umawiał się w ów miejscu ze swoimi klientami.

Echo Przeznaczenia (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz