ROZDZIAŁ 18

356 65 36
                                    

Nie licząc tej jednej chwili słabości, podczas której pozwolili sobie się nieco przed sobą odsłonić, nie działo się między nimi nic więcej. Teoretycznie, ponieważ Jack miał wrażenie, że po ich rozmowie, zmieniło się naprawdę wiele. Nawet jeśli się nie unikali, pojawiła się między nimi solidna ściana. Pirat czasem myślał o tym, że prawdopodobnie sam ją zbudował. Był pewien, że Louis był w stanie wrócić na jego statek i udawać, że zupełnie nic się nie zmieniło, jakby wcale nie zniknął na dwa lata. Może nawet oczekiwał, że właśnie tak będzie? Jack jako bezwzględny zabijaka powinien bez trudu wejść w tę grę, udając, że wcale nie wiedział, że chłopak wrócił tylko dlatego, że grunt mu się palił pod nogami. Że Jack był mu do czegoś potrzebny i gdyby nie to, Louis w ogóle by nie wrócił. Że gdy ta podróż dobiegnie końca, chłopak ponownie opuści statek, nic nikomu nie mówiąc i już nigdy się nie zobaczą. Czy powinien więc korzystać z tego, że wciąż tu był? Wycisnąć z tego jak najwięcej i zapomnieć? Jedna część niego tego chciała. Druga, ta nieco bardziej rozważna, miała świadomość, że nie byłoby to dobre rozwiązanie. Już raz mierzył się z odejściem Louisa i choć nie przyznałby tego nawet przed samym sobą, było mu ciężej niż mógłby przypuszczać. Nie chciał przechodzić przez to raz jeszcze. Naprawdę nie zamierzał, nawet jeśli wiązało się to z pogrzebaniem resztek tego, co zostało z jego serca.

Dni mijały zwyczajnie. Rozmawiał z Louisem, jednak ich rozmowy pozbawione były wszystkiego. Jedynie sucho przekazywali sobie informacje, które przekazać sobie musieli.

Morris i Hector właśnie trenowali, podczas gdy reszta załogi leniwie wypełniała swoje obowiązki. Jack i James obserwowali ich siedząc na skrzyniach, wygrzewając się na słońcu, z kolei Charles schował się w cieniu masztu, dłubiąc coś w kawałku drewna. Adriela pozostała w swojej kajucie wraz z Nashią (nad czym Jack po cichu ubolewał), natomiast Ravan stał przy barierce wraz z Louisem, który właśnie do niego podszedł. Od jego rozmowy z chłopakiem w spiżarni, Louis coraz częściej przebywał z gwardzistą, co Jack starał się ignorować. Raz z lepszym a raz z gorszym skutkiem.

- Ale ta droga się ciągnie - zajęczał James. - Długo jeszcze będziemy płynąć bez postoju w jakimś porcie?

- Długo - westchnął Jack.

- Moglibyśmy chociaż trafić na jakiś statek, żeby się rozerwać.

- Mhm - mruknął kapitan, nieznacznie się krzywiąc, gdy dostrzegł jak Louis wskakuje na barierkę.

- Coś by się działo!

- No.

- Jesteś zazdrosny o Ravana, nie?

- Mhm.

- Jack! W ogóle mnie nie słuchasz - zawołał James.

- Słucham.

- Tak? To co mówiłem?

- Że ci się nudzi.

- Z tobą to o czymś rozmawiać! - obruszył się. - Louis faktycznie był z Ravanem? - zainteresował się.

- Podobno.

- Długo? Dlaczego się rozstali? Wydaje się, że dobrze się dogadują - zauważył. Jack natomiast wzruszył ramionami. - W ostatnim czasie zdecydowanie lepiej niż ty i Louis.

- Co ty nie powiesz - mruknął Jack, marszcząc brwi.

- Zróbcie sobie może już przerwę, co? - zawołał James do Morrisa i Hectora.

- Jeszcze chwilę - zajęczał Hector, najwidoczniej dobrze się bawiąc.

- A może potrenowałbyś z Ravanem? Nie chciałbyś się z nim zmierzyć? - podsunął blondyn.

Echo Przeznaczenia (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz